[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pewno jesteś głodny.- Ależ, pani.- próbował protestować.- Spokojnie, zrobiłeś, co mogłeś.Jedz, dopóki nie będę gotowa, a potem natychmiast ruszamy.Do Peckwatera dotarli dopiero na trzecią po południu, choć hrabina powoziła jak szalona.Jednak poprzybyciu na miejsce objęła komendę tak spokojnie, jak niegdyś jej ojciec dowodził spanikowanymiżołnierzami.W jednej chwili znalazła się u wezgłowia syna.W sypialni panował przerażający zaduch,będący mieszaniną fetoru krwi, wymiocin, odchodów, dymu świec, swądu palonych ziół iprzypalanego ciała.Przy chorym uwijało się też mnóstwo ludzi: gospodarz, gospodyni, ich służba,służący Jerzego, ksiądz, medyk i jego pomocnik -wszyscy jednak rozstąpili się przed Anuncjatą jakfale Morza Czerwonego przed %7łydami.Kiedy hrabina ujrzała żałosny strzęp człowieka, jaki został zjej przystojnego syna, serce ścisnęło się jej z bólu i przerażenia.- Chryste, coście z nim zrobili? - wyszeptała, gdyż nie rozumiała, jak mógł tak dalece się zmienić.Upadła na kolana i wyciągnęła do niego ręce, ale nie była w stanie go dotknąć.Natomiast doktorpotraktował jej pytanie dosłownie.- Pani, zrobiliśmy wszystko, co było możliwe.Zastosowaliśmy środki przeczyszczające, lewatywę,puszczanie krwi i przypalanie stóp rozżarzonym żelazem.Niestety, nic nie pomogło.Teraz przynajmniej wiedziała, dlaczego Jerzy miał stopy całe w pęcherzach.Zdławiła w gardleszloch, bo cóż jej syn mógł uczynić złego, aby zasłużyć na tak straszną mękę?- Wynoście się stądi - wyszeptała.- Wyjdzcie stąd, wszyscy!- Ależ, pani.- zaoponował doktor, wówczas podniosła głos.- Precz stąd! Rzeczywiście zrobiliście z nim wszystko, co tylko można.Teraz przynajmniej zostawciego w spokoju.Janie, opróżnij pokój.Zebrani, wśród szeptów i pomruków, powoli wyszli.Anuncjata nie widziała tego, odwrócona do nichplecami.Zauważyła, że Jerzy zapadł w śpiączkę, za co dziękowała Bogu, bo oznaczało to, że nie czułjuż bólu.Spróbowała delikatnie rozprostować jego przykurczone kończyny.Twarz miał sza-robiałą,oczy głęboko zapadnięte, a piękne włosy posklejane w strąki i przylepione do czaszki.Co mogłodoprowadzić go do takiego stanu w tak krótkim czasie? Jan stanął za hrabiną i wcisnął jej do rękiwilgotną szmatkę.Odgarnęła synowi włosy do tyłu i obmyła mu twarz.- Janie, może zmienilibyśmy mu pościel i koszulę?- Oczywiście, pani.Szybko przyniósł czyste prześcieradło i nocną koszulę.Z pomocą Michała zdjęli z choregoprzemoczoną, zabrudzoną bieliznę i zmienili na świeżą, po czym ułożyli hrabiego z powrotem nałóżku.- Boże, jakiż on lekki! - wyszeptała Anuncjata.Poczuła, jak napięte mięśnie syna nieco się rozluzniły,dzięki czemu mogła ułożyć go równo.- Słodki Jezu, jego biedne nogi!Stopy Jerzego były poczerniałe od przypalania i pokryte krwawiącymi pęcherzami, więc owinęła je wczyste płótno.Dopiero ten widok wycisnął jej łzy z oczu.- Synu, jak oni cię męczyli! Przysięgam, że nigdy w życiu nie wezwę żadnego medyka! - Rozejrzałasię za Janem.Stał w pobliżu, a tuż przy nim Hugo.- Janie, czy jest jakaś nadzieja?Służący nie był w stanie dobyć głosu z gardła, więc tylko w milczeniu potrząsnął przecząco głową.Hugo otwarcie płakał.Hrabina, nie mogąc znieść widoku jego łez, odwróciła się z powrotem kuJerzemu.- Czy przynajmniej pojednał się z Bogiem? - spytała.- Sprowadziliśmy księdza, ale pan hrabia był nieprzytomny - odparł z wysiłkiem Jan.Anuncjata znów odgarnęła włosy z chłodnego czoła syna, wspominając zdarzenia z przeszłości:radość, kiedy przyszedłna świat, jego szczęśliwe dzieciństwo i pełną wdzięku młodość.Teraz skóra mu pociemniała, a oczyznieruchomiały, widziała, że syn nie ma już szans na przeżycie.- Zawsze był taki piękny.- wyszeptała.Trzymała jego spotniałe dłonie w swoich i próbowała sięmodlić, ale czuła dziwne odrętwienie umysłowe.Nie mogła uwierzyć, że to młode życie dobiegakońca.W którymś momencie Jerzy poruszył się i otworzył oczy.Anuncjata od razu mocniej ścisnęła jegoręce i przemówiła do niego:- Jerzy, synku, słyszysz mnie? Jestem przy tobie, kochanie! Widziała jednak, że te oczy już nie patrzą,tylko z wolnazapadają się w głąb czaszki, aż widoczne pozostały tylko białka.To, co zostało z jej syna, jużprzypominało karykaturę człowieka, a jeszcze jego ciało wygięło się w luk pod takim kątem, jak wnormalnych warunkach nie byłoby to możliwe.Hrabina chciała błagać Boga, by to się wreszcieskończyło, by nie musiała oglądać swego dziecka groteskowo skręconego jak kukła w rękacholbrzyma!- Nie! - krzyknęła zdławionym głosem, wpychając sobie pięść do ust.- Nie!W tej chwili ciało Jerzego nagle zwiotczało, jakby coś się w nim załamało, i opadło bezwładnie nałóżko, nie wykonując więcej żadnego ruchu.Po jakimś czasie Anuncjata poczuła na swoim ramieniuczyjąś rękę.Myślała, że to Jan, ale usłyszała za sobą głos Hugona:- Pani matko.Matko, już po wszystkim.Znieruchomiałe ciało leżące na łóżku, z widocznymi białkami oczu utkwionych w sufit, wyglądało nadziwnie skurczone, jakby wraz z życiem uszła z niego część materii.Anuncjata wstała, kompletnieoszołomiona.Po policzkach Hugona ściekały łzy, powieki miał zaczerwienione od niewyspania ipłaczu.- Chodzmy stąd, matko - poprosił.Wspierającą się na jego ramieniu matkę zaprowadził do swegoapartamentu, gdzieusadowi! ją przy stole.Nalał jej kubek wina, lecz tylko trzymała go jak odrętwiała, więc zmusił ją dopicia.Po wypiciu wina Anuncjata otrząsnęła się i popatrzyła na Hugona tak, jakby zobaczyła go po razpierwszy w życiu.- Hugo, synku! - rzekła.Rozdział dziesiątyPrzy ładnej jesiennej pogodzie, za dnia, droga wydawała się mniej najeżona niebezpieczeństwami istrachami, lecz paradoksalnie to tylko wzmagało w Elżbiecie poczucie winy.Z jednej stronyprzypuszczenie, że stara kobieta była czarownicą wydawało się śmieszne, z drugiej jednak stronyElżbieta musiała przyznać, że to dzięki otrzymanemu od niej napojowi zaszła w ciążę.Z kolei jeśli mądra" rzeczywiście odczyniała gusła, korzystanie z jej usług nabierało znamion grzechu, jednakElżbietę popchnęła do tego konieczność podjęcia walki o przeżycie.W obawie o dziecko jechaławolno i ostrożnie, a w uszach wciąż dzwięczała jej rozmowa, jaką odbyła z Ralfem dwa dni temu.Wciągu tych dwóch dni zmagała się z własnym strachem i wyrzutami sumienia.- Ona jest półprzytomna z żalu - tłumaczył Ralf.- Zawsze bardziej kochała Jerzego, a teraz nie możepogodzić się z tym, że on już nie żyje.- Biedny chłopiec! - westchnęła Elżbieta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]