[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Chciałbym zobaczyć ojca i paru kolegów nauniwersytecie.Ale przecież nie powinienem zostawiać ciebie, Beatrice.Lepiej pojedzmy z wizytą wszyscyrazem, pózniej.Podniosłam ramiona, ze śmiechem udając zgrozę. O nie! Już podróżowałam z noworodkiem i nigdy nie wybaczę Celii, że musiałyśmy jechać z Julią.Już nigdy nie wyruszę w podróż z wymiotującym maleństwem.Poczekamy, aż twój syn zostanie odstawionyod piersi.Więc jeśli chciałbyś odwiedzić Edynburg przed upływem dwóch lat, zrób to teraz!Na wspomnienie naszych wojaży Celia wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Beatrice ma rację, John powiedziała. Nie masz pojęcia, jaką udręką jest podróż zniemowlęciem.Dziecko marudzi cały czas i nie ma sposobu, aby je uspokoić.Jeśli chcesz zatem, aby twój papazobaczył wnuka, to on musi przyjechać do nas. Masz chyba rację w głosie Johna brzmiało wahanie wolałbym jednak nie opuszczać Beatrice wczasie ciąży.Jeśli cokolwiek potoczyłoby się zle, a ja byłbym daleko.RLT Ach, nie martw się pocieszył go Harry zagłębiony w wygodnym fotelu przy kominku.Przyrzekam, że będzie się trzymała z dala od Sea Ferna, a Celia przypilnuje, żeby nie objadała się słodyczami.Beatrice będzie tu bezpieczna, a w razie potrzeby natychmiast poślemy po ciebie. Chciałbym pojechać wyznał John. To zależy tylko od ciebie, Beatrice.Jesteś pewna, że mogęjechać?Wpięłam igłę w twarz wyhaftowanego anioła i wyciągnęłam rękę w stronę męża. Jestem pewna odrzekłam, a on ucałował czule moją dłoń. Obiecuję, że nie będę jezdzić nadzikich koniach i nie utyję.Aż do twojego powrotu. I poślesz po mnie, jeśli poczujesz się zle albo choćby smutno? Obiecuję odparłam beztrosko.Obrócił moją dłoń wnętrzem do góry, tak jak w czasie narzeczeństwa, złożył pocałunek i zacisnął palcewokół pocałowanej przestrzeni.Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się najserdeczniej, jak umiałam.John powstrzymał się z wyjazdem do dnia moich dziewiętnastych urodzin, czwartego maja.Celiakazała wynieść z jadalni meble i zaprosiła pół tuzina sąsiadów na wieczór taneczny.Kryjąc się ze zmęczeniem,zatańczyłam dwa gawoty z Johnem i wolnego walca z Harrym, a potem usiadłam, żeby rozpakować prezenty.Harry i Celia ofiarowali mi parę diamentowych kolczyków, a mama diamentowy naszyjnik dokompletu.Od Johna dostałam duże, ciężkie skórzane pudło przypominające szkatułkę na biżuterię, zmosiężnymi narożnikami i zamkiem. To chyba kopalnia diamentów zgadywałam przy śmiechu Johna. Coś lepszego stwierdził.Wyjął z kieszonki kamizelki mosiężny kluczyk i wręczył mi.Zwietnie pasował do zamka.Pokrywauniosła się z łatwością.Na wyściółce z niebieskiego aksamitu, w specjalnie wymodelowanym wydrążeniu,leżał mosiężny sekstans. Boże wszechmocny, a cóż to jest? spytała mama.Podniosłam na Johna rozpromieniony wzrok. To sekstans, mamo wyjaśniłam. Cudowny wynalazek.Piękna robota.Będę mogła sama kreślićmapy naszej posiadłości.Nie będę więcej zdana na kreślarzy z Chichester. Wyciągnęłam rękę do Johna.Dziękuję, dziękuję, najdroższy. Cóż za prezent dla młodej żony! dziwiła się Celia. Beatrice, dobraliście się jak w korcu maku.John jest równie wielkim dziwakiem jak ty.John roześmiał się rozbrajająco. Och, Beatrice jest taka rozpieszczona, że muszę jej kupować rzeczy nietuzinkowe powiedział.Tonie w biżuterii i jedwabiach.Spójrzcie tylko na ten stos podarków!Na stoliku w rogu jadalni piętrzyła się sterta jaskrawych opakowań.Prezenty od dzierżawców,robotników rolnych i służących.Bukieciki od dzieci z wioski zdobiły cały pokój. Jesteś przez wszystkich kochana uśmiechnął się John. To prawda odezwał się Harry. Mnie nigdy nie zasypano taką górą podarków urodzinowych.Kiedy Beatrice będzie obchodzić dwudzieste pierwsze urodziny, ogłoszę dzień wolny od pracy.RLT Co tam dzień, przynajmniej tydzień! uśmiechnęłam się, słysząc w głosie Harry'ego echo zazdro-ści.Za krótko był beniaminkiem Wideacre.Zaskarbił sobie miłość wszystkich podczas tamtych pamiętnychżniw.Po powrocie z Francji spostrzegł jednak, że sam dziedzic bez siostry był tylko półpanem; w dodatku sta-nowił tę gorszą połowę.Powróciłam z Francji w chwale na należne mi miejsce, witana ukłonami i uśmiechami.Podeszłam do stolika i zaczęłam rozpakowywać podarki, drobiazgi wykonane własnoręcznie przezofiarodawców.Wełniana poduszeczka na szpilki, których porcelanowe główki tworzyły moje imię.Bat z moimimieniem wyrzezanym na drewnianej rączce.Zrobione na drutach mitenki do noszenia pod rękawiczkami dojazdy konnej.Szal utkany z owczej wełny.I jeszcze jedna paczuszka, nie większa od mojej pięści, zawinięta, odziwo, w czarny papier.Nie było nazwiska ani życzeń.Obracałam paczuszkę w palcach, czując jakiś niepokój.Dziecko wyprężyło się w mym łonie, jak gdyby wyczuwało niebezpieczeństwo. Otwórz nalegała Celia. Może w środku jest nazwisko ofiarodawcy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]