[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jerzy uśmiechnął się do mnie, po czym zaproponował zebranym: Zagramy w karty? Zdaje się, że to trochę potrwa.Ktoś zaśmiał się cicho, ktoś inny wyjął skądciś talię kart.Chwilępózniej potworzyły się grupki a to grających w karty, a to znów w kości.Posłałam umyślnego po muzykantów, żeby dzwiękami gęśli i tamburynówzagłuszyli nieprzystojne odgłosy, jakie niebawem miały zacząć dochodzićzza ściany.Uwijałam się jak w gorączce, by zapewnić dworzanomrozrywkę, podczas gdy moja siostra i miłościwy pan zażywali rozkoszy,wszelako czyniłam to nie dla niej ani nawet nie dla niego, lecz dla siebiesamej i przez wzgląd na królową Katarzynę, odsuniętą ze dworu naprowincję, skazaną na niewygody życia na wsi i mającą się wkrótcedowiedzieć od posłańca, że miłościwy pan polecił jej zwrócić wszystkieklejnoty, zarówno te będące własnością Korony, jak i jej prywatnepierścionki, naszyjniki i bransolety, a także każdy, najdrobniejszy nawetpodarunek od jego wysokości, niegdyś wręczony w porywie miłości, ateraz bez serca odbierany, gdyż moja siostra zapragnęła wystąpić weFrancji obwieszona świecidełkami jak sroka złodziejka.Wyprawa nie miała sobie równych za panowania Henryka przynajmniej nie od czasu Błonia Złotogłowiu, Le Camp de Drap d Or, w1520 roku, kiedy to przyszło świętować przymierze pomiędzy Anglią iFrancją, a które to wydarzenie długo wspominano jako szczyt rozmachu iekstrawagancji i nie było w tym nic dziwnego, jako że Anna z godnąpodziwu determinacją dążyła do tego, aby przyćmić we wszystkimkrólową Katarzynę cokolwiek tamta uczyniła, posiadła czy zobaczyła,ona musiała być od niej tysiąckrotnie lepsza.Dlatego orszak był zgołacesarski, kiedyśmy w parę tysięcy koni i dwakroć tyle ludzi przemierzaliangielską równinę od Hanbury do Dover, by stamtąd pożeglować nakontynent.Odprowadzały nas pełne podziwu spojrzenia poddanych i pełnarewerencji cisza, wywołane przez przepych, jakiego świat nie widział.Zbrojni, gotowi po drodze roztrącać podochocony tłum, nie mieli zatemwiele do roboty i kawalkada, na którą składała się jazda i gwardia, i wozy,i karety, i służba, i pieczeniarze wszelkiej maści, bez przeszkód dotarłanad brzeg Kanału.Przeprawa na drugą stronę okazała się nadzwyczaj spokojna, jakbynawet aura zechciała złożyć nam hołd.Najbliższe otoczenie króla płynęłona okazałej kodze, statecznej i wygodnej, lecz niewiasty i tak skryły siępod kasztelami Anna oczywiście w kajucie przeznaczonej wyłącznie dojej użytku.Dworzanie pozostali na pokładzie, gdzie wchodzili pod nogizałodze udając, że przepatrują horyzont w poszukiwaniu obcychżaglowców, i popijając grzane wino dla dodania sobie animuszu.Stanąwszy przy burcie i wychyliwszy się daleko, obserwowałam, jakdziób pruje łagodne fale, te zaś napierają na ciasno połączone ze sobądeski, powodując ich nieprzerwane trzeszczenie, które nie pozwoliło mizmrużyć oka w kajucie.Nagle czyjaś ciepła dłoń nakryła moje zmarzniętepalce kurczowo zaciśnięte na szczycie burty. Jak znosisz podróż? zapytał Wilhelm Stafford nachylając się domego ucha. Męczą cię nudności.? Chwalić Boga, nie odwróciłam się doń z uśmiechem lecz to chybażaden powód do chwały, skoro nawet najstarsi żeglarze twierdzą, żeprzeprawa bardziej przypomina jazdę wozem aniżeli walkę z morskimżywiołem. I lepiej niech tak pozostanie rzekł Wilhelm szybko, robiącniewyrazną minę. Och zażartowałam czyżby mój błędny rycerz cierpiał na chorobęmorską? Tylko trochę wyznał ze wstydem.Naszła mnie ochota, by zamknąć go w objęciach, co nieuchronnieuświadomiło mi, iż jednak muszę coś do niego czuć w przeciwnym razienigdy bym nie myślała z taką czułością i troską o mężczyznie, któryotwarcie przyznaje, że nie jest doskonały.Najchętniej byłabym ułożyła gogdzieś wygodnie, opatuliła po brodę i poiła winem z korzennymiprzyprawami, zastępując kołysanie fal kołysaniem własnych kolan. Chodz tu i usiądz pociągnęłam nie opierającego się Wilhelma kuzwojowi lin i żagli porzuconych pod masztem.Kiedy już się rozsiadł,poprawiłam mu pelerynę, jakby był nie dorosłym mężczyzną, lecz małymchłopcem, po czym powiodłam wokół wzrokiem, upewniając się, że niktnie zwrócił na nas większej uwagi.W głębi duszy wszakże wiedziałam, iżna tym dworze, będącym kolebką plotki i matecznikiem skandalu, mało coda się zachować w sekrecie.Widać opacznie zinterpretował mojespojrzenie, gdyż poprosił cicho: Nie zostawiaj mnie samego.W pierwszej chwili sądziłam, że igra ze mną, udając bardziej chorego,niż był w rzeczywistości, lecz z jego twarzy wyzierały takie szczerość icierpienie, że zaraz odżegnałam te podejrzenia. Pójdę tylko po trochę gorącego wina zapewniłam i prędziutkowrócę.Czekaj tu na mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]