[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podobnie jak jej spocone dłonie.Coś poszło straszliwie nie tak.Mrowienie na karku było znakiem,zapowiedzią.- Nie jestem, szczerze mówiąc.Jak to się stało? - Swój głossłyszała jakby z daleka.Oddychała z pewnym trudem.- Wszystko jest trochę niejasne.Ale jedno ci powiem: on nie matakiego czarnego serca, jak niektórzy sądzą.Serce.Słowo serce" dzwięczało jej w głowie.Nie.Jego sercejest ze złota.Warto je mieć.- Skąd ta myśl? - usłyszała własny, spokojny głos.- Nigdy nie powiem nikomu tego, co teraz zdradzę tobie.Alepodczas ostatniego rozdania tamtego wieczoru oznajmił, że sprawdza, ipokazałem mu karty.Nawiasem mówiąc, były świetne.A on spojrzałraz i rzucił karty po moim ostatnim zakładzie.Stwierdził, że mamlepsze karty, i przegrał.Jestem dorosłym mężczyzną, Genevieve, ale omało nie spadłem z krzesła, bo postawiłem ostatniego szylinga, jakiegomiałem.A on postawił swój majątek w Sussex.Rosemont.Zatem gowygrałem.Jest mój.Jej serce zatrzymało się na moment.Zcisnęła kartkę, aż jej brzegisię podarły.Harry mówił dalej, nieświadom niczego.- Powstało zamieszanie.Wszyscy się rozproszyli, włącznie zksięciem.Nie miałem okazji, żeby uścisnąć mu rękę czy się pożegnać.Cieszyłem się zwycięstwem, bo Bóg tylko wie, ilu doznałem w tympokoju porażek.Weszli służący, żeby posprzątać.Kiedy goście wyszli,zerknąłem z ciekawości na karty księcia.Karty wciąż tam leżały,grzbietami do góry.I.Genevieve, on by wygrał.Miał lepsze karty.Zrujnowałby mnie, gdyby się nie wycofał.Nie czuła rąk.- Mówisz, że przegrał.celowo?- Nie potrafię powiedzieć, czy zrobił to celowo.Ale umożliwił miw ten sposób wystąpienie o twoją rękę.Tak też uczyniłem.Ależ my się nie kochamy.Tak powiedziała księciu.Kiedyzaproponował, żeby się pobrali.On jej nigdy nic takiego niepowiedział.Nigdy nie przyznał, że ona ma rację.Przyjął tylko jejsłowa jak uderzenie.Umożliwił Harry'emu oświadczenie się jej.Dał jej wszystko,czego, jak sądził, mogła chcieć, ponieważ ją kochał.I tylko tyle mógłzrobić, ponieważ myślał, że ona kocha Harry'ego.Największą przyjemność w życiu sprawiało mi to, że wie-działem, iż jest bezpieczna i bardzo szczęśliwa, powiedział kiedyś ożonie.- Może nadamy dziecku jego imię.Naszemu pierworodnemu.Nie wzdrygnęła się.Ale spojrzała na Harry'ego ze szczerymzdumieniem.Dobry Boże, on naprawdę bujał w obłokach.Zlejązrozumiał.- Doskonale.Aleksandra, jeśli to będzie córka.Wszystko mijedno, pod warunkiem, że będzie podobna do ciebie.Kocha mnie.Harry naprawdę mnie kocha.I nagle naszła ją heretycka myśl: Ale co on naprawdę wie omiłości?- Genevieve, co o tym sądzisz?Patrzyła na Harry'ego w milczeniu.Musnęła dłonią jegopoliczek.Po raz pierwszy zrobiła coś takiego.Odpowiedziałserdecznym spojrzeniem.- A to drań - powiedziała gwałtownie.I wybiegła.Na oczach zdumionej rodziny pognała w kierunku stajni1 dowiedziała się od chłopca stajennego, którego sparaliżowałwidok wściekłej panny Genevieve Eversea gnającej w jego stronę - Taspokojna! Ta słodka! - i którego potem przez tydzień nawiedzały nocnekoszmary, że książę Falconbridge kazał woznicy wiezć się doRosemont.Genevieve natychmiast zwróciła się do zarządzającego stajnią.- Zabierz mnie do Rosemont - rozkazała.- Każ zaprząc konie,chcę jechać do Rosemont.- Teraz, panno Genevieve.- Teraz.Gdyby miała bat, trzasnęłaby z niego w powietrzu.Zrobił krok dotyłu, jakby rzeczywiście miała ten bat w ręku i właś-nie podniosła ramię, żeby się zamierzyć, i bronił się przed jejciskającym gromy spojrzeniem.Rodzina i Harry ujrzeli wkrótce potem powóz Eversea toczącysię podjazdem ku bramie.Lokaj, który tak miło przyjął ich przed paru dniami, a terazporządkował w gabinecie papiery mające umożliwić Harry'emuprzejęcie Rosemont, poinformował ją, gdzie znajdzie księcia.Stanęła w progu, przyglądając mu się przez chwilę.- Ty draniu - powiedziała to cicho.Moncrieffe odwrócił się powoli.Na jej widok znieruchomiał.Jeśli jest możliwe pić kogoś oczami, on to zrobił.Pił ją.Co nieznaczyło, że w jego oczach nie było niepokoju.Był.Minęło trochęczasu, zanim zdołał się odezwać.- Przedtem był.borsuk.Nie uśmiechnęła się.- Pozwoliłbyś mi odejść.Pozwoliłbyś mi go poślubić.- Pozwoliłem ci odejść.Pozwoliłem ci go poślubić.Oświadczyłsię?Powiedział to tak spokojnie, że o mało go nie uderzyła.Podniosłarękę, ale od razu ją opuściła.Trzęsła się z wściekłości.Tyle uczuć tenczłowiek w niej wyzwolił.Zmiech, prawdę, głębię, namiętność i, tak,temperament.Dyskretnie spojrzał na tę rękę.- Tak.Oświadczył się.- I go przyjęłaś?- Tak, przyjęłam.Znowu zapadło milczenie.- Ach.- Stał, przyglądając się jej ze ściągniętymi brwiami.Czuła,jak chowa się w sobie.- A to dylemat.Myślał, że to zabawne? Ona była w piekle.- Kochasz mnie - oskarżyła cicho.Nie potwierdził.I niezaprzeczył.Jego oddech przyśpieszył.- Czy jesteś tutaj z konkretnego powodu, Genevieve? - Jego głosbrzmiał chłodniej.Dla narzucenia dystansu.- Pomogłeś mi pokazać Harry'emu jego serce! - krzyknęła wrozpaczy.- A nie mogłeś pokazać mi mojego?- Posłuchaj siebie, Genevieve.Mówisz jak dziecko, które tupienogami.Jaka zepsuta i chytra się stałaś.Tylko tyle mogę cię nauczyć.Jesteś dorosłą kobietą.To mogę zaświadczyć.-Obrzucił jąspojrzeniem, obejmując wzrokiem spacerową suknię w kolorzeczerwonego wina, w której, owszem, wyglądała pięknie i pasowałabydo jej cery, nawet gdyby spąsowiała ze wstydu czy gniewu.- Apewnych rzeczy musisz się nauczyć wyłącznie sama.- Ale.wyjechałeś.I dałeś mu Rosemont.Przegrałeś specjalnie.- Genevieve.przysięgam.Nie chciałem cię zranić.AniHarry'ego.Ale powiedz mi, jak inaczej byś to zrozumiała? I czy nielepiej jest to wiedzieć? To" oznaczało jej Serce. To" oznaczało, co naprawdę czuła.Do diabła z nim.Miał rację.Ale z tego powodu nie była mniej na niego wściekła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]