[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.WchodzÄ…c do rancho stojÄ…cego na uboczu i bardzo sÅ‚abo oÅ›wietlonego, poczÄ…tkowonikogo nie dostrzegÅ‚em, lecz gdy don Manoel zawoÅ‚aÅ‚: Faustina! ujrzaÅ‚em, jak z maÅ‚ejÅ‚aweczki stojÄ…cej pod Å›cianÄ… uniosÅ‚a siÄ™ lekko smukÅ‚a sylwetka dziewczyny, której twarzrozpÅ‚ywaÅ‚a siÄ™ zupeÅ‚nie w mroku.Jedynie sukienka odcinaÅ‚a siÄ™ jaÅ›niejszÄ… plamÄ… w ciemnymkÄ…cie i niesamowicie bÅ‚yskaÅ‚y biaÅ‚ka. Jestem, wuju Manoelu ozwaÅ‚a siÄ™ miÅ‚ym, melodyjnym gÅ‚osem, zbliżajÄ…c siÄ™ kunam. Faustina, ten moço jest Europejczykiem i naszym przyjacielem, chce ciÄ™ poznać i ztobÄ… zataÅ„czyć, jeÅ›li masz chęć, to idzcie i bawcie siÄ™.No jak? Obawiam siÄ™ wuju, że nie potrafiÄ™ tak piÄ™knie taÅ„czyć jak inne dziewczyny odpa-rÅ‚a cicho. Ha, ha, ha Å›miaÅ‚ siÄ™ Manoel. Która z was nie potrafi taÅ„czyć? W dobrychrÄ™kach każda dziewczyna jest jak mÅ‚ynek do kawy.No idzcie już.Faustina podaÅ‚a mi sztywno rÄ™kÄ™ jak każe obyczaj i szepnęła: boa noite.RÄ…czka byÅ‚amaÅ‚a, gÅ‚adka jak aksamit i gorÄ…ca.WyszliÅ›my nic nie mówiÄ…c.ByÅ‚em trochÄ™ zaskoczony tymwszystkim i czuÅ‚em siÄ™, nie wiadomo dlaczego, dość niewyraznie.WchodzÄ…c natknÄ™liÅ›my siÄ™ na grupkÄ™ rozmawiajÄ…cych mężczyzn, a ponieważ FaustinaszÅ‚a przodem, jeden z nich podszedÅ‚ i bezceremonialnie objÄ…Å‚ jÄ… ramieniem. ZataÅ„czymy czarnulko?Już myÅ›laÅ‚em, że znów zostanÄ™ na koszu, gdy ku memu wielkiemu zdumieniu usÅ‚ysza-Å‚em odpowiedz Faustiny: Odejdz, ty poganiaczu bydÅ‚a.Tych manier widać nauczyÅ‚eÅ› siÄ™ od mułów, którychjesteÅ› kuzynem.StojÄ…cy przed domem wybuchnÄ™li Å›miechem, a caboclo staÅ‚, jak rażony gromem z rÄ™kÄ…uniesionÄ… i wyciÄ…gniÄ™tÄ….Ja również byÅ‚em zdumiony i zaskoczony odpowiedziÄ… dziewczyny,która tak Å‚atwo poradziÅ‚a sobie z napastnikiem.WeszliÅ›my do wewnÄ…trz.Dwa nikÅ‚e kaganki zawieszone na okopconych Å›cianach sÅ‚a-bym blaskiem oÅ›wietlaÅ‚y wnÄ™trze rancho, zapeÅ‚nione po brzegi parami taÅ„czÄ…cych i widzami.Ludzie stojÄ…cy pod Å›cianami prawie zupeÅ‚nie rozpÅ‚ywali siÄ™ w mroku, a taÅ„czÄ…ce pary tonikÅ‚y, to znów nagle wyÅ‚aniaÅ‚y siÄ™ z ciemnoÅ›ci bÅ‚yszczÄ…c spoconymi twarzami i bielÄ… zÄ™bóww uÅ›miechu.Ukryta w ciemnym kÄ…cie orkiestra zÅ‚ożona z gitar i harmonii gÅ‚oÅ›no wywiÄ…zy-waÅ‚a siÄ™ ze swych obowiÄ…zków.ObjÄ…Å‚em ramieniem FaustinÄ™, która przytuliÅ‚a siÄ™ do mnie miÄ™kkim kocim ruchem ipuÅ›ciliÅ›my siÄ™ w tany.PoczÄ…tkowo towarzystwo obserwowaÅ‚o nas ciekawie, wkrótce jednakprzestano siÄ™ nami interesować.Faustina przymknÄ…wszy oczy pochyliÅ‚a swÄ… weÅ‚nistÄ… główkÄ™ na moje ramiÄ™ i upojonarytmem taÅ„czyÅ‚a jak urodzona tancerka.Przez cienki batyst jej sukienki czuÅ‚em gorÄ…ce ciaÅ‚o,które coraz mocniej tuliÅ‚o siÄ™ do mnie.Nawet zwykle przykry zapach murzyÅ„ski, tym razemmiaÅ‚ dziwnie miÅ‚y, trochÄ™ ostry zapach egzotycznego kwiatu czy ziela.Nie przestajÄ…c ani na chwilÄ™, taÅ„czyliÅ›my kolejno różne taÅ„ce, jak: tango, habanerÄ™,maxixe, szotisza, a pózniej kaboklerskie, jak: tutú, kurú, gallinha morta i coÅ› tam jeszcze,czego dokÅ‚adnie nie pamiÄ™tam.TaÅ„czyliÅ›my aż do zapamiÄ™tania, a gdy wreszcie Faustinaszepnęła: wyjdzmy, chcÄ™ odpocząć , wysunÄ™liÅ›my siÄ™ niepostrzeżenie na podwórze i trzy-majÄ…c pod rÄ™ce poszliÅ›my w stronÄ™ brzoskwiniowego sadu, gdzie pozostawiÅ‚em swegokasztanka.StaÅ‚ tam chrupiÄ…c kukurydzÄ™ i pobrzÄ™kujÄ…c uprzężą, a gdy mnie ujrzaÅ‚, wyciÄ…gnÄ…Å‚szyjÄ™ rżąc cicho.Faustina przytuliÅ‚a gÅ‚owÄ™ do jego szyi i gÅ‚aszczÄ…c go po chrapach rzekÅ‚atonem wyrzutu: Dlaczego nie rozsiodÅ‚aÅ‚eÅ› konia i nie puÅ›ciÅ‚eÅ› do zagrody aby sobie wypoczÄ…Å‚? TaksiÄ™ mÄ™czy w siodle biedaczek.Trzeba go zaraz puÅ›cić, niech sobie nieco wypocznie. TorzekÅ‚szy, odwiÄ…zaÅ‚a cugle od gaÅ‚Ä™zi i trzymajÄ…c je w rÄ™ku skierowaÅ‚a siÄ™ w gÅ‚Ä…b sadu.IdÄ…c strÄ…caliÅ›my dojrzaÅ‚e brzoskwinie, które ciężko padaÅ‚y na ziemiÄ™.Wreszcie doszli-Å›my do zagrody z drÄ…gów, za którÄ… rozciÄ…gaÅ‚ siÄ™ szary step.ObjÄ…wszy siÄ™ szliÅ›my ku samotnejpalmie butiá, rosnÄ…cej na szczycie wzgórza.W czystym powietrzu snuÅ‚ siÄ™ zapach traw i na-grzanej ziemi, gdzieÅ› w pobliżu, w okolicy rzeczki, pojÄ™kiwaÅ‚y żaby i odzywaÅ‚ siÄ™ skrzeczÄ…-cym gÅ‚osem nocny ptak.DoszedÅ‚szy do palmy, zatrzymaliÅ›my siÄ™.Faustina puÅ›ciÅ‚a cugle ka-sztanka, a ja odwiÄ…zawszy poncho rozpostarÅ‚em je na ziemi, po czym siedliÅ›my.Nagle poczu-Å‚em zmÄ™czenie i chęć wypoczynku.BÄ…dz co bÄ…dz, caÅ‚y dzieÅ„ jechaliÅ›my bez wytchnienia idużą część nocy przetaÅ„czyÅ‚em.Teraz odczuÅ‚em znużenie i potrzebÄ™ snu.OparÅ‚em gÅ‚owÄ™ oramiÄ™ Faustiny i przymknÄ…Å‚em oczy.ByÅ‚o mi bardzo dobrze i dziwnie beztrosko.Najlżejszywietrzyk nie poruszaÅ‚ liśćmi palmy, wiszÄ…cymi nad naszymi gÅ‚owami, nic nie mÄ…ciÅ‚o spokojunocy, tylko gwiazdy jak srebrne gwozdzie tkwiÅ‚y nieruchomo wbite w granatowy aksamitnieba.Faustina objęła mnie ramieniem za szyjÄ™ i przytuliwszy swÄ… j kÄ™dzierzawÄ… gÅ‚owÄ™ domojej, niskim, melodyjnym gÅ‚osem zaczęła nucić piosenkÄ™, tÄ™sknÄ… i rzewnÄ… jak pustka diun:Gdy jutro wzejdzie sÅ‚oÅ„ce,na progu twoich drzwi,znajdziesz Å›lad moich stóp. Wiem, że jutro odejdziesz na zawsze mówiÅ‚a jakby kontynuujÄ…c Å›piew wiem,że ciÄ™ wiÄ™cej nie ujrzÄ™, ale teraz jestem szczęśliwa, że speÅ‚niÅ‚y siÄ™ moje marzenia, że mogÄ™ tu-lić w ramionach mój sen, który staÅ‚ siÄ™ jawÄ… i rzeczywistoÅ›ciÄ….Jestem czarna i niemożliwo-Å›ciÄ… jest byÅ› byÅ‚ moim na zawsze, ale jesteÅ› moim teraz i caÅ‚Ä… duszÄ… pragnÄ™, aby moje dzieckobyÅ‚o biaÅ‚e jak ty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]