[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja byłam głupia.Proszę, błagam cię z całego serca.- Nie musisz mnie błagać.- Jeff Dawson puścił ramię Emmy i podrapał się pogłowie.- Nie mam zamiaru cię aresztować.- Co?- Powiedziałem, że nie mam zamiaru cię aresztować.- Och, dzięki Bogu.Bardzo ci dziękuję.- Oczywiście, zakładając, że wszystko odłożysz na miejsce.- To się rozumie.- Możesz mi wierzyć albo nie, ale przyszedłem tu wyłącznie po to, żeby cięodnalezć.- Co? Dlaczego? Mój Boże, czy coś złego przytrafiło się Dylanowi?!- Nic się nie stało.- W takim razie nie rozumiem.- Posłuchaj, może pójdziemy na kawę do Starbucksa?- Masz ochotę na kawę?- Mam ochotę z tobą porozmawiać.- O czym?- Dowiesz się przy kawie.- Zgoda.- On nie zabiera mnie na posterunek, on zaprasza mnie na kawę doStarbucksa, pomyślała i jak automat ruszyła w stronę wyjścia.- Czy przypadkiem nie zapomniałaś o czymś? - spojrzał wymownie na jejtorebkę.Sięgnęła do środka.Udało się jej wyciągnąć jedwabną bluzeczkę w kolorzefuksji, nie ruszając żółtej, bawełnianej bluzy, którą także ukradła, idąc doprzymierzalni.Teraz niechętnie wrzuciła ją do najbliższego wózka.- 256 -SRTen gość sprawia wrażenie przyzwoitego człowieka, myślała, kiedymaszerowali raznym krokiem do Starbucksa, który mieścił się na drugim końcucentrum handlowego.Nic dziwnego, że Lily go polubiła.Zaczęła się zastanawiać, czykiedykolwiek w życiu spotka kogoś takiego jak Jeff Dawson, ale zaraz odsunęła odsiebie tę myśl.Mężczyzni podobni do Jeffa nie tracili głowy dla kobiet takich jak ona.Woleli dziewczyny w typie Lily - bardziej prostolinijne i o czystszym sercu, aprzynajmniej takie, które nie kradły w sklepach i nie łgały.Ramię Jeffa otarło się o jej ramię.Czy wyczuł, ile warstw ubrania mam nasobie? - pomyślała natychmiast.Na szczęście na zewnątrz było dość chłodno.Gdybybyło o parę stopni więcej, znalazłaby się w poważnych tarapatach.- Na co masz ochotę? - spytał, kiedy weszli do zatłoczonego lokalu i zmierzaliw kierunku kontuaru.- Na cappuccino.- Raz cappuccino i raz zwykła kawa.- Jeff położył na blacie dwadzieściadolarów.- Chcesz coś zjeść? Może mufinkę albo coś w tym stylu?- Nie, dzięki.Ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzyła, było obsypanie nowego sweterkaokruszkami.Zerknęła w dół i od niechcenia zaczęła zapinać guziki kurtki.Nie mapowodu, żeby ściągać na siebie niepotrzebną uwagę.- Zimno?- Po prostu nie jestem przyzwyczajona do klimatyzacji - skłamała gładko.- W takim razie proponuję, żebyśmy usiedli obok okna.Przynajmniej jest tamtrochę słońca.Uśmiechnęła się, odebrała od młodego człowieka za ladą swoje cappuccino iposypała je cynamonem.Czy to możliwe, że on tylko się ze mną bawi, zastanawiałasię, idąc za Jeffem do małego, okrągłego stoliczka w przedniej części kawiarni.Kiedyopadła na krzesło, blask słońca otulił jej ramiona jak znoszony szal.Dookoła niejludzie prowadzili towarzyskie rozmowy albo czytali poranne gazety.Pociągnęła łyk zeswojej filiżanki, patrząc, jak Jeff robi to samo.Czy teraz wreszcie powie jej, po co tuprzyszli?- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - odważyła się w końcu zapytać.- 257 -SR- Byłem w Scully zaraz po tobie - zaczął.Emma poczuła, jak serce w niej zamiera.O Boże, zdążyła pomyśleć.- Jan chciała, żebym ci to przekazał - sięgnął do kieszeni swojej jasnobrązowejwiatrówki, wyciągnął z niej czarny kubek ze złotym napisem Scully i postawił międzynimi.- Powiedziała, że wyszłaś stamtąd, zanim zdążyła ci go dać.Emma z zadziwieniem patrzyła na kubek.- Prosiła, bym ci powtórzył, że to na przeprosiny za to, że cię nie poznała.Najwyrazniej wybiegła za tobą, ale ty byłaś już w drodze do Marshalla, a ona niemogła wyjść z siłowni, więc zaofiarowałem się, że cię znajdę.- No cóż, wygląda na to, że spełniłeś obietnicę.- Właśnie zacząłem się rozglądać po sklepie, kiedy zauważyłem pewną kobietę,która okręcała sobie szal wokół szyi.Instynkt podpowiedział mi, żeby nie spuszczaćjej z oka.Nie poznałem cię aż do chwili, kiedy chowałaś do torby tę fioletową bluzkę.- W kolorze fuksji - poprawiła go.- Co?- Ten kolor to fuksja, nie fiolet.Przepraszam, wiem, że to nie ma związku zesprawą.- Dlaczego to robisz?Zaczęła się wiercić na krzesełku.Czubkami palców przesuwała po złotym logosiłowni.- Może coś mnie opętało? - poszukała oczyma jego oczu.- Czy ja wiem? Tabluzeczka była naprawdę przepiękna, a jedwab w doskonałym gatunku.Wiedziałam,że w życiu nie będę sobie mogła pozwolić na kupienie czegoś tak ładnego.Skinął głową, choć jego wzrok mówił, że daleki był od przyznania jej racji.- Chyba nie muszę ci przypominać, że okradanie sklepu jest poważnymprzestępstwem.- Wiem o tym.- Jeśli zostaniesz skazana, będzie to oznaczało, że znajdziesz się w kartotece, amoże nawet trafisz do więzienia.- O Boże.- 258 -SR- Dziś byłem bliski tego, żeby cię aresztować - pokazał na palcach, jak małobrakowało, by tak się stało.- Więc czemu tego nie zrobiłeś?- Bo mnie zaskoczyłaś.Bo żal mi twojego dzieciaka.Bo jesteś przyjaciółką Lilyi doszedłem do wniosku, że jestem ci coś winien.- Winien? Mnie?- Za wczorajszy wieczór.Emma skinęła głową.- Dziękuję ci.Naprawdę bardzo ci dziękuję.- Nie dziękuj.- Jeff rozejrzał się po zatłoczonej kawiarni, jakby się obawiał, żektoś może podsłuchiwać ich rozmowę.- Nie dziękuj, tylko po prostu więcej tego nierób.- Nie zrobię.- Pamiętaj, jeśli kiedykolwiek przyłapię cię na kradzieży, nie będę sięzastanawiał, czyją jesteś przyjaciółką.- To więcej się nie powtórzy, obiecuję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]