[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie zaufała temu pragnieniu.Nie mogła.Ktoś zadudnił pięścią w drzwi.Rozległo się wołanie.To była Nadia.- Czas w drogę.4527 października, 10.10 Monachium, NiemcySamolot oderwał się od ziemi.Bathory z westchnieniem wtuliła się w miękki fotel odrzutowca.Poczuła, że Magor uspokaja się w ciemności luku bagażowego.- Śpij, mój kochany - powiedziała.- Jesteśmy bezpieczni.Po raz pierwszy od lat leciała samolotem za dnia i bez swoich strigoi.Tam, dokąd zmierzała,należało się lękać nie tylko blasku słońca; zagrożenie płynęło z samego faktu, że się żyje.Było tambardzo niebezpiecznie, lecz Bathory czuła się spokojniejsza bez swojej zwyczajowej świty.Wyczarterowała samolot, którego pilot nie zadawał pytań, kiedy obsługa umieszczała w lukubagażowym wilka.Magor siedział cicho w zasłoniętej klatce, tak jak mu nakazała; jednak ludziemusieli wyczuć jego zapach, wiedzieli, że jest ogromną bestią.Jeśli zapłaci się właściwą cenę,zbędne słowa nie padają.Bathory rozciągnęła się z rozkoszą na szerokim fotelu odrzutowca.Miałago tylko dla siebie.Oprócz niej na pokładzie znajdowali się jedynie pilot i drugi pilot.Kiedy ostatnio była taka samotna, z dala od Niego i Jego narzędzi? Minęły lata.Z przyjemnością pogładziła skórzany fotel i podciągnęła zasłonkę okna.Promienie słońca wpadłydo kabiny i dotknęły jej nóg, rozgrzały je.Uniosła dłoń, jakby chciała je uchwycić.Zmęczywszy siętym, skierowała uwagę na zalany światłem krajobraz w dole.Monachium zostało w tyle i pojawiły się pola, lasy i maleńkie jednorodzinne domki.Samolotkierował się na wschód.W każdym z tych domków rodzina przed chwilą spożyła śniadanie.Mążucałował żonę na pożegnanie, dziecko wzięło tornister i wyruszyło do szkoły.Domki stały terazpuste, lecz później znów zapełnią się mieszkańcami.Jak by to było mieszkać w takiej chatce?Przeznaczenie Bathory zostało określone już przy narodzinach.Proste życie z mężem i dziećmiprzy domowym ognisku nie miało się stać jej udziałem.Wobec tych, którzy wiedli tak prostąegzystencję, zwykle czuła pogardę, lecz dzisiaj jej skromny urok wydał jej się pociągający.Potrząsnęła głową.Nawet gdyby była wolna, nie zgodziłaby się na więzienie, jakim jest los żony imatki.Ona i Magor polowaliby.Wędrowaliby daleko, żyli samotnie, nigdy nie martwiąc się, że Onją ukarze, że Tarek wreszcie znajdzie sposobność do zemsty, której od tak dawna szuka.Bathory niemusiałaby codziennie walczyć o szacunek dla siebie, o prawo doczekania następnego wschodusłońca.Sama myśl o tym przyprawiła ją o zmęczenie.Magor poruszył się w dole za jej plecami, wyczuwając troskę pani.Odpoczywaj - powiedziała mu.Ułożył się w klatce.Dotknęła palcami czarnego znamienia na szyi, które oddzielało ją od innych.Potrzebny byłby cud,aby dało się je zmazać, uciec przed Nim.A jeśli księga wskaże jej drogę do takiego cudu?CZĘŚĆ CZWARTAPrzeklęty będziesz w mieście i przeklęty na polu.Przeklęty twój kosz i twoja dzieża.Przeklętyowoc twego łona, plon twej roli… Przeklęte będzie twoje wejście i wyjście.Księga Powtórzonego Prawa 28, 16-194627 października, 16.45 czasu moskiewskiego Sankt Petersburg, RosjaErin przeszła przez rosyjską kontrolę celną na wpół śpiąc, lecz obudziła się w pełni, kiedy ona idwóch towarzyszących jej mężczyzn stanęli na skutym lodem chodniku przed lotniskiem wPetersburgu.Taksówka, którą złapał Rhun, miała zepsute ogrzewanie, a kierowca nie wykazywałoznak lęku przed śmiercią.Za bardzo się bała, żeby odczuwać zimno, gdy pędził przez gęstniejącązamieć, bez ustanku mówiąc coś po rosyjsku.Samochód zatrzymał się z poślizgiem przed czymś, co wyglądało jak park miejski.Był to dużyteren, w lecie zapewne pokryty zielenią, z wysokimi drzewami po obu stronach.Teraz konary byłynagie, a zamarznięta trawa zniknie wkrótce pod gęstym białym puchem.Erin wciąż nie potrafiła uwierzyć, że zawędrowała tak daleko od rozpalonej Masady.Wczorajrano bała się poparzenia słonecznego, a dzisiaj odmrożenia.Kiedy wysiadła z taksówki, wiatrprzewiał płaszcz ze skóry wilkozora i zimno przeniknęło ją aż do szpiku kości.Tym razem to nieziarna piasku, lecz płatki śniegu piekły ją w policzki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]