[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może powinienem znowu porozmawiać z doktor Shane?- Czemu nie? Już wydawała się tobą irracjonalnie zachwycona. Idiotka!"pomyślała zaraz. Nie do wiary, że to powiedziałam" Klepnęła się wolną rękąw czoło. Najpierw myśleć, potem mówić".Niemal słyszała, jak Celluci unosi brwi w górę.- Kiedy spotkałaś doktor Shane?- Wczoraj w muzeum.- Gdyby mu nie powiedziała, uznałby, że go śledziła.-Kiedy badałam sprawę mumii.-Jasne.Poznała po jego głosie, że się uśmiecha, i zgrzytnęła zębami.- Odwal się, Celluci.Jest zbyt wcześnie, żebym sobie zawracała głowępierdołami.Zadzwoń, jak będziesz miał coś konkretnego do powiedzenia.-Rozłączyła się, zanim zdążył odpowiedzieć.- Myśli, że jestem zazdrosna - poinformowała swoje odbicie w lśniącej czarnejszafce Henry'ego.-Czemu miałabym być zazdrosna o doktor RachelShane, skoro nigdy nie byłam zazdrosna o te wszystkie biuściaste panienki, zktórymi się widywał przez te lata?- Bo doktor Shane jest taka jak ty? - podpowiedziało odbicie.Pokazała mu środkowy palec i wstała.- Naprawdę jest zbyt wcześnie na takie rzeczy.*Przestało padać, lecz ciężkie chmury wisiały nisko nad miastem, a chłodnywiatr z zachodu przewiewał Vicki, gdy szła College Street do KomendyGłównej.Kiedy się przespała i posiliła puszką ravioli, uświadomiła sobie, żewciąż ją dręczy, iż inspektor Can-tree rozmawiał z szefem Celluciego orutynowej sprawie. Poza tym i tak nie mam innych tropów" przypomniała sobie, czekając na Bayna zmianę świateł.Komenda widziana z drugiej strony ulicy wyglądała jak zestaw klocków legow stylu art dco.Niektórym się nie podobała, Vicki jednak uważała, żewygląda radośnie, i zawsze podziwiała kontrast między fasadą gmachu askrzeczącą wewnątrz rzeczywistością.Na schodach zatrzymała się na chwilę.Chociaż była tu kilka razy w ciąguczternastu miesięcy, jakie minęły, odkąd opuściła służbę, zawsze odwiedzałabezpieczne miejsca, kostnicę albo laboratorium, a nie wydział zabójstw.%7łebysię dostać do biura Cantree'ego, będzie musiała przejść przez cały wydział.Koło biurka, którego kiedyś używała, a teraz siaduje przy nim ktoś inny.Kołodawnych kolegów, którzy stają na głowie, żeby to miasto nie zeszło na psy. Gdzie nie ma nikogo, kto mógłby robić to co ty teraz - walczyć z realnymzagrożeniem".To pomogło.Spojrzała na zegarek: dwunasta dwadzieściasiedem.- Raz kozie śmierć.- Wyprostowała się.- Może wszyscy wyszli na lunch.Nie wszyscy wyszli, lecz biuro było na tyle opustoszałe, że Vicki, z plakietkągościa wiszącą w klapie niczym stygmat, zobaczyła tylko dwie znajomeosoby.Jedna z nich ledwie zdążyła się z nią przywitać, a już musiała sięskupić na prowadzonej rozmo-wie.Niestety, osoba numer dwa miała dużo wolnego czasu.- No, no, no!.Czy to nie Wiktoria Nelson powracająca do matecznika.?- Cześć, Sid.- Chociaż wiele policjantek uskarżało się, że detektyw Sid Austento kawał podrywacza, Vicki prywatnie nic przeciw niemu nie miała.Zawodowo uważała za to, że facet nie traktuje swojej pracy poważnie, i terazzdziwiła się, że dalej pracuje w wydziale zabójstw.- Co słychać?Usiadł na skraju biurka i uśmiechnął się do niej.- Wiesz, jak to jest: dużo pracy, mało kasy.- Zauważyła, że spogląda na jejgrube soczewki.Zastanawiał się, ile jeszcze widzi.- Jak sobie radzisz z tym,że widzisz gorzej niż niejedna kura?- Już się zapisałam na pieczenie na rożnie.Wybuch jego śmiechu zagłuszył zgrzytnięcie jej zębów.- A tak poważnie, Vicki, jak ci się żyje jako prywatnemu detektywowi?- Znośnie.- Tak? Celluci mówił, że świetnie sobie radzisz.Na Cellucim można byłopolegać, był lepszy odsłupa ogłoszeniowego.- Jakoś mi idzie.- Słyszałem, że niektórzy podrzucali ci sprawy.- Dostrzegł jej minę i szybkopodniósł ręce.-Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.- Oczywiście.- Z trudem rozciągnęła usta w uśmiechu.Sid pokręcił głową.- Jezu.! Wydaje mi się, że tego roku z okładem w ogóle nie było.Mogłabyśteraz wrócić i byłoby tak, jakbyś nigdy nie odeszła.! A skoro o tym mowa -ściągnął przesadnie brwi - czemu nie wpadasz częściej? Wiesz, żeby siępokazać i sprawdzić, co słychać? Bo mam nóż w sercu, a każda wizyta tutaj to jak kręcenie nim w obie strony,ty dupku", pomyślała, lecz nie mogła tego powiedzieć.Wzruszyła tylkoramionami.- Jak już się człowiek wyrwał z tego gówna, to po co wracać? - Wiedziała, żeSid zle zinterpretuje napięcie w jej głosie.- Muszę iść.Inspektor na mnieczeka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]