[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O wielu tak mówili.A jeden strasznie mi się podobał: ze sportowej klasy, reprezentant szkoły w piłkęnożną.Dobrze zbudowany, przystojny, wysportowany, zawsze uśmiechnięty wielki blondyn zkwadratową szczęką.Kochałam się w nim na zabój.Zresztą nie tylko ja, wzdychało do niegoz pół naszej szkoły i ze dwie sąsiednie.Chodziliśmy nawet z sobą parę miesięcy.Całowaliśmy się, potem dotykaliśmy tu i tam.On raz nawet zrobił mi minetkę! Trochęniezdarnie, gorzej niż Justynka, ale też do upragnionego wreszcie przeze mnie końca, no wkażdym razie było mi bardzo dobrze! No, a jak ja go dotykałam, czułam chyba nie pożądanie,tylko zainteresowanie tym czymś dużym i twardym.I zdziwienie, że nagle tak mi się mokrow dłoni zrobiło.Ale jak kiedyś - na siedząco - nagle zobaczyłam przed swoją twarzą jegonabrzmiały członek, to byłam przerażona! I zobrzydzona.O niczym takim, o czym akuratmarzył, nie mogło być mowy!Kiedyś mi oświadczył, że muszę się z nim przespać.Muszę! Bo on nie chce jużczekać i jak nie, to on to zrobi z jakąkolwiek inną dziewczyną.Wyśmiałam go i oczywiścierzuciłam.Chociaż strasznie mi się podobał.Bo uważałam, że seks, miłość, to takie sprawyspecjalne, jakieś misterium.%7łe pełne uczuć, tajemnic, emocji i też konwenansów.A nie takiecodzienne, jak na przykład mój onanizm.Czy nawet ta minetka.Kiedyś skonstatowałam, że przecież już kończę właśnie liceum w miasteczku obokmojej wsi, a do wyboru mam tylko kolegów z okolicy i że jestem bez żadnych szans na jakieśbardziej interesujące życie! Zaczęłam wtedy marzyć.Marzyłam o niebanalnej miłości,fascynującym partnerze, życiu pełnym przygód.O większym niż ten na wsi dostatku.Możenawet o luksusach? Kiedyś, rozmawiając z przyjaciółką o tych naszych marzeniach, mając zasobą już po trzy piwa, wygłupiałyśmy się, że pójdziemy pod latarnię, i chyba tam dopiero sięodkujemy.Zarabiałyśmy wtedy po 700 złotych miesięcznie - ja pracując w warzywniaku, onaw szkolnej świetlicy.Byłam na pierwszym roku zaocznych studiów, i wtedy okazało się, że iw tamtym towarzystwie nie mam żadnych szans na prawdziwą miłość, czy choć zauroczenie.Pierwszego swojego skonsumowanego faceta znalazłam więc znów w Internecie.Napoczątku to było tylko takie nabijanie się z niego, nie z pierwszego zresztą.No, ale on pisał,że jest w Warszawie, że tam mieszka w swoim domu, pracuje jako taksówkarz, że jezdzimercedesem.Zaproponował żebym do niego wpadła.No wiadomo, że sporo i o seksiegadaliśmy.Sama nie wiem dlaczego, ani tym bardziej po co, ale kiedyś pojechałam do tejWarszawy.Sprawdzić jaka ona jest? Bo nigdy w niej nie byłam.On nawet mnie nie musiałprzekonywać.To w sumie był głupi impuls, jakaś tam ciekawość i tyle.W czasie drogi pociągiem do niego zastanawiałam się, że po co tam jadę? %7łe jestempierdolnięta chyba, głupia, że nie wiadomo nawet co to za facet! No nie wiem, co mnąkierowało! Pukałam się tylko w głowę! Myślałam: no idiotka ze mnie totalna jest.Ale pewnienie chodziło tylko o ciekawość.Z drugiej strony wiedziałam przecież, że zawsze mogę wsiąśćdo powrotnego pociągu.Jak mi się gość nie spodoba.Bo jak spodoba, to wreszcie się będębzykać!!! I to nie z jakimś gówniarzem, co mi się w dłoń spuszcza z podniecenia, tylko którywreszcie o mnie zadba i potraktuje jak kobietę! Bo ile można się nie bzykać?!Dziewiętnastolatka, która nie wie jak to jest z facetem? Przecież chyba nie bez powodu odzawsze cały świat się wokół seksu kręci.No i ile można tak siedzieć na tej dalekiejlubelskiej wsi, nudnej i dechami zabitej? Wiedziałam z telewizji na czym polega i jakwygląda wielki świat i ja też do niego chciałam! No i obiecałam sobie kiedyś przecież, żebędę miała niebanalny romans.Taki, jakiego pozazdrościć by mi mogły wszystkie koleżanki.A czy żonaty, dojrzały facet z Warszawy nie jest trochę gwarancją takiej właśnie, prawdziwejprzygody?Przyjechałam, wysiadłam z pociągu, długo błądziłam zanim trafiłam do sali głównejdworca.I zobaczyłam tam gościa, który sobie stoi i na mnie czeka.Ogorzały, dość przystojny- u nas we wsi każda by się za nim obejrzała, wysoki szczupły, stateczny i stary, no bo z 15 latode mnie starszy, ale z figlarnym błyskiem w oku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]