[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Osvald znów zapatrzył się w okno.Powoli zaczynało zmierzchać,choć było na to jeszcze za wcześnie.Nad wyspę musiała nadciągnąćchmura.- Jeśli jest jeszcze coś, czego moglibyśmy się dowiedzieć,chciałbym, żeby ktoś to zbadał - zgodził się Osvald.Winter pokiwał głową.- Więc jest coś jeszcze?- Nie wiem, dlatego jadę.- Rozumiem.- Ktoś skłonił twojego ojca, żeby tam pojechał.- Jak to?- Przecież dostał list, prawda?- No tak.Winter spojrzał na dwa stare arkusiki leżące na szklanym stoliku.Widział niezgrabne litery, choć z tej odległości nie mógłby ich od-czytać.- Chciałbym na jakiś czas pożyczyć te dwa listy.- Po co?- %7łebyśmy mogli się im lepiej przyjrzeć.342- Chodzi o odciski palców?- Dlaczego tak myślisz?- Sam nie wiem, po prostu przyszło mi to do głowy.Winter się nie odezwał.Usłyszał, jak przed domem po raz trzeciprzejeżdża skuter.Wrrrr - wrrrr - wrrrruuuuuuuum.Nagle przypo-mniał mu się stary film.Ni z tego, ni z owego, choć dość regularnie,pojawiał się tam motor.Przejeżdżał przez środek tłumu zebranegogdzieś w mieście.A potem znikał.Amarcord Felliniego.Widział też inny film z podobnym motywem.Jeden z bohaterówjezdził na motorze.Było to ewidentne nawiązanie do Felliniego.Jakon się nazywał? Przypomniał sobie miasteczko i morze.Local Hero.Taki miał tytuł.Pamiętał, że nakręcono go gdzieś w Szkocji.W jakiejśnadmorskiej mieścinie, w której wszyscy byli podejrzliwi wobecobcych.- Nie chodzi o odciski palców? - zapytał Osvald.- Może też.Pomyślał o liście, który doszedł tu miesiąc temu i który kazałAxelowi Osvaldowi wyruszyć na spotkanie własnej śmierci.Spojrzałna jego syna i zrozumiał, że i on o tym myśli.- Chcecie je porównać? - zapytał Osvald.- Może.- Ale chyba nie myślisz, że.Winter nie odpowiedział.Skuter przejechał po raz czwarty.Tomusiały być różne skutery, ale brzmiały identycznie.Przez chwilęprzed oczami migały mu sceny ze szkockiego filmu.Domy stojącejeden przy drugim.I pensjonat.Prowadził go jakiś przebiegły typ.Negocjował z Amerykaninem, któremu chciał sprzedać plażę.- To przecież idiotyczne - powiedział Osvald.- To by znaczyło,że dziadek żyje.- Wstał z krzesła.- Naprawdę w to wierzysz?- A ty?- Niemożliwe.- A twój ojciec w to wierzył?343- Nie.Nie w tym sensie.- Jesteś pewien?- Może miał nadzieję.Kiedyś.Ale to zupełnie co innego.Wiara.Albo nadzieja.Różniły się od siebie? W świecieWintera, w świecie, w którym do tej pory żył, w którym spędziłwiększość dorosłego życia, wiara i nadzieja czasami się ze sobą łą-czyły.- Chciałbym cię o coś poprosić, Erik - powiedział Winter.- O co?- Masz w domu jakieś zdjęcie dziadka z czasów młodości?Osvald znów podniósł dłoń do czoła.Przeciągnął nią po włosach.Stał na środku pokoju.- Przecież nie możemy mieć zdjęcia z żadnych innych czasów -odpowiedział.- Pamiętamy go tylko młodego.- Ale masz zdjęcie?- Tak - powiedział Osvald i wyszedł z pokoju.Bergenhema dzieliły od ciężarówki cztery rzędy zaparkowanychsamochodów.Wiatr unosił plandekę i wyglądała, jakby się kiwała.Płachta naciągnięta na vana.Nietypowo.Bergenhem spojrzał nazegarek.Siedział tak już pół godziny.Wysiadł i podszedł bliżej.Spojrzał w stronę wejścia.Wchodziły i wychodziły setki ludzi.Potemodjeżdżali samochodami wyładowanymi płaskimi paczkami.Płaskiepaczki to był pomysł na sukces Ikei.Wędrowały w świat.Ludziekupowali je wszędzie, żeby potem składać meble we własnych do-mach, we własnych światach.Bergenhem wciąż miał blizny naknykciach po tym, jak próbował zmontować stolik pod telewizor.Dziury wywiercone w twardej jak kamień sklejce nijak nie pasowałydo metalowych uchwytów.Klął i kaleczył się do krwi.Ale było tanio.W końcu wbił śruby młotkiem.Jeszcze raz sprawdził, która godzina.Potem znów spojrzał naciężarówkę.Poszedł w stronę wejścia.344Po trzydziestu minutach parking powoli zaczął się wyludniać.Ale ciężarówka wciąż stała.Zrozumiał.Kwadrans pózniej była jedynym samochodem w swoim rzędzie.Wtedy nabrał pewności.Zadzwonił do Meijnera.37.BIURO OBSAUGUJCE PRZYSTAC wyglądało jak zawsze.Stałodłuższą ścianą w stronę morza.Zaparkował przy stoczni i przeszedłwzdłuż pomostu.Nie było wiatru.Taka pogoda pasowała do tego miejsca.Było spokojnie, choć niktsobie nie życzył takiego spokoju.Cały ruch, albo niemal cały, prze-niósł się do Peterhead.Stocznia za jego plecami była pusta i cicha.Aprzecież powinien słyszeć uderzenia, takie, żeby przechodnie pod-skakiwali.Ale niczego nie słyszał.Kiedyś sam stał tam w środku, w czerwonym błocie, i walił mło-tem.Nagle się odwrócił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]