[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.`& `& `&- Musimy się pospieszyć - Sara od wejścia zaczęła poganiać Wiwernę.Pomieszczeniewypełnione było smoczym dymem.Dziewczyna nie była w stanie go dostrzec, alewyczuwała jego obecność.Rafferty miał rację, jeśli będzie tutaj zbyt długo, Quinn ruszy za nią, a wtedy taolbrzymia ilość dymu go zabije.Wiwerna, pomyślała dalej, nie wyglądała zbyt zdrowo.Była jeszcze bledsza niżpoprzednim razem, i nie miała nawet tyle sił by unieść głowę.- Musisz mi pomóc - nalegała Sara, próbując podnieść skutą kobietę.Sophie, mimo swejkruchości, była zadziwiająco ciężka.Jasnowidząca nie byłaby w stanie jej sama nieść.- Moje zadanie zostało wypełnione - szepnęła ranna.- Nie powinnaś tu była wracać.- Sama mówiłaś, że nie zawsze rozumiesz swoje przepowiednie.Jesteśmy tu, by cięocalić i zabierzemy cię z sobą.- Nie mam siły.- Ale możesz coś zrobić, by ocalić siebie.Sophie w końcu uniosła twarz i spojrzała na drugą kobietę z uśmiechem.- Być może zrobiłam już dość, by ocalić świat.Sara jednak westchnęła z niecierpliwością.218Deborah Cooke Pocałunek ognia- Zwiat nie zostanie uratowany, jeśli Quinn umrze w tej chatce.Utrata Kowala byłabybezsensowna i głupia.Pyrowie go potrzebują, tak jak i on - potrzebuje ich.Sophie zmarszczyła brwi i uniosła lekko skute ręce.Przez szpary w deskach zobaczyłarozbłysk smoczego ognia.Coś ciężko uderzyło w dach, i Sara zaczęła zastanawiać się czyzaraz chata się nie zawali.Blacha na dachu już się widocznie wygięła.- Nie mogę mieć tyle szczęścia, by zobaczyć go martwego - mruknęła do siebieWiwerna, znów rozbłysła w niej determinacja.Spojrzała na wygięty dach, po czymprzymknęła powieki.- Musimy się stąd wydostać, natychmiast! - nalegała dalej Jasnowidząca.Sophie otworzyła jedno jasnoniebieskie oko.- Jak?Zabrzmiało to tak, jakby rzucała jakąś zagadkę.Albo wypróbowywała Sarę.I młodakobieta wiedziała, że jej odpowiedz będzie bardzo ważna.Nagle ciszę w chatce przerwałzłośliwy chichot, ten który prześladował ją w snach.- Modlisz się, Saro? - Słowa przesączyły się przez szczeliny między deskami.Głoswywołał we właścicielce księgarni dreszcz przerażenia.To był Ambrose i domyśliła się co zamierza zrobić, na ułamek sekundy zanim zacząłdziałać.Usłyszała szelest płomieni i poczuła ciepło.Po chwili ściany kabiny lizały językiognia.Słyszała jak Slayer porusza się wokół chatki, dmuchając na nią ze wszystkich stron.Pojawił się w końcu w drzwiach.Nie potrzebowała kart Magdy, by wiedzieć, że specjalnie przygotował dla niej tąniespodziankę.Ten smok miał system według, którego zabijał bliskich Quinna, a onawpisywała się w jego schemat.Musiała jakoś przełamać ten wzór!Czuła, że Sophie wbija w nią wyczekujące spojrzenie i wiedziała nagle, o co tamtejchodzi.- Możesz przybierać różne kształty - Szepnęła cicho do skutej towarzyszki.- Zrób siętak mała, żebyś mogła wysunąć się z kajanów.Ja zrobię resztę.Wiwerna uśmiechnęła się, po czym zamknęła oczy.Przez chwilę Sara obawiała się, żeblada kobieta nie ma dość sił by się zmienić, ale wtedy krawędzie srebrnowłosej zaczęłymigotać.Podczas gdy Quinn w trakcie przemiany miał złocistą aurę, Sophie otaczałoperłowe światło, na które ciężko było patrzeć.Sara zamrugała, i w tym ułamku sekundy, gdy nie patrzyła, w miejscu rannej kobietypojawiła się salamandra o jasnych, srebrzystych oczach.Szczęśliwie panna Keegan nigdynie bała się oślizgłych rzeczy.Schyliła się po zwierzątko i wsunęła je do kieszeni szortów.219Deborah Cooke Pocałunek ognia- Mogłaś to zrobić wcześniej i oszczędzić nam masy kłopotów - Poczuła potrzebęwytknięcia tego zmiennokształtnej istocie.Usłyszała cienki chichot z kieszeni spodni.- I co by się wtedy stało z unią Kowala i Jasnowidzącej? Mieliście misję do zakończenia.Właścicielka księgarni musiała niechętnie przyznać, że było w tym trochę prawdy.- Ale mogli cię zabić.- Prawda, Saro Keegan.Ale czasami poświęcenie siebie przynosi najwięcej dobra.Dziewczyna poczuła strach, że ktoś uznał jej związek z Quinnem za tak ważny.- Cóż, to jednak nic nie da, jeśli Quinn albo ja nie przeżyjemy tego.Po raz kolejny usłyszała cichy chichot, ale nie miała czasu zastanowić się nad tym, coteż on oznacza.Drewniane ściany coraz mocniej trawił pomarańczowy ogień.Sarawiedziała jak zmarła Elizabeth i jak odeszła matka Tyrrella.Nie chciała dopisywać siebiedo tej statystyki.Ujrzała wtedy w spalonych drzwiach Ambrose'a, nie chcąc dać mu czasu by się nad niązaczął znęcać, postanowiła krzyknąć.220Deborah Cooke Pocałunek ogniaRozdział 15Zielony smok rozdzielił Eryka i Quinna, zapewniając chwilowe wytchnienieEverettowi.Kowal był przekonany, że mają szansę szybko to zakończyć, gdy zobaczyliwylatującego zza drzew rubinowo- czerwonego Slayera, a za nim sylwetkę Ambrose'a.- Borys - warknął Eryk, rozpoznając lecącego na przodzie jaszczura.Wyleciał naspotkanie przywódcy Slayersów z wyciągniętymi groznie szponami.Zielony smok ruszyłza Erykiem, ale Quinn widział, że nie uleciał daleko.Bo oto na niebie pojawiły się sylwetki czterech Pyrów, którzy nadlatywali już zpomocą.Tyrrell wrócił uwagą do Everetta, który śmiał się, nie wiedząc nadlatujących z dalekaposiłków dla Pyrów.- Cztery do dwóch, Kowalu.Nie chcesz przejść na stronę zwycięzców?- Jestem po ich stronie - usłyszał w odpowiedzi.Przemieścił się szybko, jakby chciałspleść szpony z pazurami przeciwnika, i wtedy znienacka walnął go w głowę ogonem.Złapał tylną łapę Slayera i powtórzy uderzenie.Jeszcze jeden cios i Everett poleciał ciężkona dach chatki, wyginając jej blaszany dach.Tyrrell rzucił się ku leżącemu, chcącwykorzystać impet i swoją masę ciała.Uderzenie było mocne, jednak przeciwnik tylko potrząsnął głową, i wrócił do walki.Przez uszkodzony dach zaczął się przesączać dym.Malachitowy Slayer skoczył ku kowalowi, chcąc go zaatakować od tyłu.Jednak Quinnbył gotowy na ten ruch.Odwrócił się i dmuchnął smoczym ogniem w przeciwnika, którysapnął boleśnie i zaczął lecieć w stronę swego lidera.Na pole walki opadli pozostaliPyrowi.Eryk zdążył się już zderzyć z Borysem i teraz warczeli na siebie, siłując się.Pozostałe smoki przypatrywały się ich walce z uwagą.- Pięciu na czterech, Everett - zadrwił Quinn.- Ale my nie chcemy byś przechodził nanaszą stronę.Zielony gad zerknął ku chatce i uśmiechnął się chłodno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]