[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Victoria przełknęła nerwowo ślinę.Owszem, szybko biega, ale nie może się równać z samochodem,który pędzi prosto na dziecko, myślała przerażona.Przyłożyła dłoń do ust, aby zdławić narastający krzyk.Nagleczas się zatrzymał.Doris, Carrie, Victoria i Charlie wstrzymali oddech.Stary samochód przejechał z wielką prędkością, pozostawiającza sobą tuman kurzu.Boże, spraw by się udało, Victoria modliła się żarliwie.Niezabieraj ich do siebie.Przez chwilę nigdzie nie było widać dziecka ani mężczyzny.Zaraz jednak w oddali dostrzegli turlającego się po trawie Dare'a ibezpiecznie otoczoną jego ramionami dziewczynkę.Victoria nie mogła uwierzyć w to, co widzi.Przysiadła nakrawężniku, ażeby zebrać myśli.Boże, mógł zginąć.Amy też.myślała.Co ja bym zrobiła, gdybyzginął?104RSTa ostatnia myśl zaskoczyła ją.Kocham go, stwierdziłaprzestraszona tym odkryciem.Tylko tego mi jeszcze brakowało.- Czy wszystko w porządku, panno Cooper? - spytał troskliwieCharlie.Był podekscytowany i nie krył swego podziwu dla Dare'a.Zmartwił go jednak wyraz twarzy nauczycielki.- Tak, Charlie.Już wszystko w porządku.- Przez chwilę myślałem, że pani zemdleje.- Chłopiec patrzył nanią czujnie.- Nic mam tego w planach.- Zmusiła się do uśmiechu.Charlie rozluznił się trochę.Zerknął na drugą stronę ulicy.- Czy jest pani pewna, że pan Kincaid pracuje w agencjiturystycznej? - dopytywał się z powątpiewaniem w głosie.- Pewniepracuje dla CIA, albo jakiejś innej agencji - mówiłrozentuzjazmowany.- To było jak na filmie.Tak szybko biegł.Pewnie dużo ćwiczy.Radosna paplanina Charliego zaczęła denerwować Victorię.To nic był film, on mógł naprawdę zginąć, myślała wzburzona.Wszystko trwało raptem kilka sekund, ale były to najdłuższe sekundyw jej życiu.Musiała jednak przyznać sama przed sobą.że Superman przy jej mężu" zdawał się mięczakiem.- Jeśli się pani naprawdę dobrze czuje, to ja może pójdę do panimęża.Victoria kiwnęła głową.- Tak.oczywiście.Idz i sprawdz, czy są cali i zdrowi.105RSBędę miała chwilę spokoju, pomyślała.- A pani nie idzie? - zdziwił się.- Teraz nie mogę.Muszę na chwilę przysiąść.Uśmiechnął się ze zrozumieniem.- No to idę.Patrzyła za chłopcem.Nagle dotarło do niej, że Dare w bardzokrótkim czasie przekonał do siebie mieszkańców miasteczka.Niepowinna się zatem dziwić, że go pokochała.Wiedziała przecież, żemożna na nim polegać, że jest szczery i troskliwy, a przy tymzabójczo przystojny.Czego więcej potrzeba kobiecie? rozważała.Po drugiej stronie ulicy Dare podniósł się z trawnika, nadalprzytulając do siebie przestraszoną dziewczynkę.Podał ją Carrie,która minutę wcześniej nadbiegła zalana łzami.Ta oddała dzieckoCharliemu i z histerycznym szlochem rzuciła mu się w objęcia- Dziękuję - wyszeptała płaczliwie.- Nie wiem, co ja bymzrobiła, gdyby Amy coś się stało.Jestem panu taka wdzięczna.Wielepan ryzykował.- Pociągnęła nosem.Zaraz za córką nadbiegła Doris.Wzięła wnuczkę z ramionchłopca i objęła ją mocno.Po czym odwróciła się do mężczyzny izaczęła mu gorąco dziękować.Wszyscy teraz przekrzykiwali się, mówiąc o swoim strachu iwielkiej odwadze Dare'a.On zaś wyglądał na zawstydzonego takim zamieszaniem wokółjego osoby.Nie lubił być w centrum zainteresowania i chociaż w106RSpracy nieraz zdarzało mu się udzielać wywiadów czy pozować dozdjęcia, nadal nie mógł się do tego przyzwyczaić.Veronica zrozumiała nagle, że nie może tam podejść.Dare odrazu domyśliłby się jej uczuć.Muszę się wykąpać, pomyślała.Może to mnie rozluzni.Zerknęła na poplamione farbą szorty.Chciała wstać, ale nogiugięły się pod nią.Opadła na trawnik i zrezygnowana patrzyła naotaczający Dare'a tłum.Nadeszło bowiem kilku innych mieszkańcówGage.zwabionych zapewne głośnymi krzykami Doris Vonnegut.- Jest pan bohaterem! - krzyknęła pani Vonnegut wciąż drżącymgłosem.- Nie przesadzajmy - powiedział skromnie Dare.-Naprawdę.Niedokonałem niczego wielkiego.- Ależ tak! Uratował pan życie mojej córki - powiedziała Carrie,tuląc dziewczynkę do piersi.- Każdy by to zrobił na moim miejscu - zapewniał mężczyzna.- Och, nie sądzę.Pan przecież porwał Amy na ręce, kiedy myjeszcze zastanawialiśmy się, co zrobić.Mam rację, Charlie, prawda? -spytała wpatrzonego w Dare a nastolatka.- Jasne - przytaknął skwapliwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]