[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie będziemy wracać do dziejów tego tygo-dnia ani opisywać krętej drogi statku, w czasie której przeorał kilem ponad tysiąc mil oceanu,zręcznie uniknął spotkania z niejedną królewską fregatą i ominął z daleka inne, mniej niebez-pieczne statki.Te niegrozne statki Korsarz omijał po prostu z przyzwyczajenia.Dość powiedzieć, \e akcja naszej powieści potoczy się teraz w łagodniejszym klimacie ina spokojniejszych wodach.W słońcu poranka ukazały się małe, niewysokie, skaliste wyspy.Błękitny kolor wodyświadczył, \e morze jest niebezpiecznie płytkie i trzeba mieć się na baczności, aby statek nieutknął na mieliznie.Od czasu do czasu nieśmiały wietrzyk delikatnie poruszał najl\ejszymi\aglami.Morze wyglądało jak uśpione jezioro.Załoga ju\ wczesnym rankiem wyległa na pokład.Około pięćdziesięciu tęgich i zdro-wych chłopów zawisło wśród lin nad pokładem.Jedni śmiali się i gawędzili z sąsiadami, innizajęci byli wyznaczoną im pracą, ale zbytnio się do niej nie przykładali.Drugie tyle, jeśli niewięcej, marynarzy obijało się na pokładzie przy ró\nych zajęciach.Nikt się nie garnął do pra-cy, wszyscy właściwie leniuchowali, ale bardziej przezorni udawali, \e coś robią. Na podniesionej części pokładu, bli\ej rufy, miejscu dostępnym tylko dla wy\szychszar\, przechadzali się oficerowie, którzy nie musieli udawać, \e pracują.Było ich czterech.Jak na ludzi trudniących się grabie\ą, wyglądali całkiem przyzwoicie.Wszyscy byli młodzi,na sobie mieli zwykłe (chciałoby się powiedzieć: polowe) mundury oficerskie, inne jednakni\ wzory przyjęte w marynarce jakiegokolwiek państwa.Mimo spokoju, jaki panował na statku, ka\dy oficer miał u pasa krótki, prosty sztylet, akiedy jeden z nich przechylił się przez burtę, spod surduta wyjrzała mu kolba małego pistole-tu.Nic nie wskazywało by oficerowie musieli się mieć na baczności.Najwidoczniej więc nastatku był zwyczaj noszenia krótkiej broni na co dzień.A jednak przeznaczonej dla oficerówczęści pokładu pilnowało dwóch ponurych drabów w mundurach i uzbrojeniu piechoty, stoją-cych przy przejściu na ni\szy pokład.Marynarze zachowywali się swobodnie, co świadczyło,\e przywykli do praktykowanych na statku środków ostro\ności i przestali zwracać na nieuwagę.Osobnik, którego przedstawiliśmy czytelnikowi pod szumnie brzmiącym tytułem Ge-nerała , stał sztywny i prosty niczym maszt naprzeciw swoich dwu \ołnierzy i krytycznymokiem mierzył ich ekwipunek, zachowując taką obojętność wobec wszystkiego, co się działona pokładzie, jakby istotnie stanowił jedną z drewnianych części wyposa\enia statku.Korsarz stał sam, nikt bowiem, nawet \aden oficer, nie śmiał do niego podejść.Pełnagodności postawa pozwoliłaby niewtajemniczonemu, gdyby znalazł się taki na statku, rozpo-znać od pierwszego wejrzenia w tym młodym i przystojnym mę\czyznie dowódcę, sprawują-cego tutaj niepodzielnie najwy\szą władzę.Miał na sobie błękitny surdut lamowany złotem, upasa jawnie zwisały dwa pistolety, za pasem tkwił lekki, zakrzywiony turecki jatagan i sztyletz cyzelowaną rękojeścią, zapewne dzieło jakiegoś włoskiego mistrza.Pani Wyllys i Gertruda przechadzały się samotnie na górnym pokładzie.Widać było, \eczują się swobodnie i spokoju ducha nie mąci im nawet to, i\ znalazły się pośród piratów bezczci i wiary.Guwernantka wskazała Gertrudzie bladoniebieską smugę w oddali, tu\ nad po-wierzchnią morza, i zawołała Wildera, który od dłu\szej chwili stał u stóp trapu prowadzące-go na pokład rufowy.Natychmiast zjawił się przy nich. Właśnie mówiłam Gertrudzie powiedziała pani Wyllys \e tam, gdzie widać tęniebieską smugę, jest chyba Karolina i jeśli powieje pomyślny wiatr, niezadługo będzie wdomu.Ale moje drogie dziecko po tylu cię\kich przejściach stało się takie lękliwe i nieufne,\e nie uwierzy, póki nie znajdzie się w domu i nie zobaczy ojca.Czy często pan bywał w tychstronach? O, tak, proszę pani. A więc mo\e nam pan powiedzieć, co to za ląd widać na horyzoncie. Ląd? spytał Wilder robiąc zdziwioną minę. Pierwszy raz słyszę, \e widać ląd. Jak to! Przecie\ ju\ parę godzin temu oznajmiono to z masztów! Mo\liwe.My, marynarze, po całonocnej wachcie często jesteśmy tak zmęczeni, \enie bardzo wiemy, co się rano dzieje na statku.Guwernantka przyjrzała mu się podejrzliwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]