[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Werner puścił nadgarstek Denise.Był to szczupły mężczyznaowysokich kościach policzkowych i zapadniętej twarzy.Mętne światłouniemożliwiało spojrzenie mu w oczy.Zapadnięte oczodoły wyglądałyjak wypalone w masce otwory.Miał wąski, ostry jak maczeta nos.Ubrany był w czarny golf i również czarny gumowy fartuch.-Co robicie z moimi ciałami? - spytał Werner, tarasując sobąwejście do lodowni.Przeliczył zwłoki i wskazał na nosze z LisąMarino.- Wywoziliście ją stąd?Odzyskawszy równowagę po początkowym wstrząsie, Philipszwrócił uwagę na poczucie własności, z jakim pracownik kostnicymówił o zwłokach.-Nie jestem pewny, czy można powiedzieć o tych ciałach, że sąpańskie, panie.- Werner - powiedział mężczyzna, wracając na próg i mierzącwielkim palcem wskazującym w twarz Philipsa.- Należą do mnie,dopóki ktoś nie pokwituje ich odbioru.Odpowiadam za nie.Przemyślawszy sprawę, Philips postanowił się z nim nie sprzeczać.Wąskie usta Wernera zaciśnięte były w twardą, bezkompromisowąkreskę.Wyglądał jak napięta sprężyna.Philips otworzył usta, wydobyło się z nich jednak tylkozakłopotane skrzeczenie.Odchrząknął i zacząłod nowa:-Chcielibyśmy porozmawiać z panem o jednym z tych ciał.Mamy powody sądzić, że naruszono jego spokój.Komunikator Denise odezwał się powtórnie.Przeprosiła i ruszyłado telefonu, by odpowiedzieć na wezwanie. O którym ciele pan mówi? - zapytał Werner, nie odrywającnawet na chwilę wzroku od twarzy Philipsa. O Lisie Marino - powiedział Martin, wskazując częściowoprzykryte zwłoki.- Co panu wiadomo o tej kobiecie? Niewiele - powiedział Werner, odwracając się w stronę Lisyinieznacznie odprężając.- Przywiozłem ją z chirurgii.Chyba zeszłaprzed lub około południa.-A co pan powie o samym ciele? - Martin zwrócił uwagę, żepracownik kostnicy nosi grzywkę, przegarniętą równo na boki.92- Milutka - powiedział Werner, nie spuszczając oczu z Philipsa.- Co to znaczy, milutka? - spytał Philips.- Najładniejsza kobieta, jaka mi się tu od dawna trafiła -powiedział Werner.Nieznacznie obrócił twarz i wyszczerzył zębyw obleśnym uśmiechu.Martin poczuł, że broń została mu wytrącona z ręki.Zaschło muw ustach, więc przełknął.Poczuł zadowolenie, gdy wróciła Denise zesłowami:- Muszę iść.Dzwoniono z izby przyjęć, żebym obejrzała zdjęcieczaszki.- Dobrze - powiedział Martin, usiłując zebrać myśli.- Przyjdzdo mojego gabinetu, kiedy będziesz wolna.Denise skinęła głową i odeszła z uczuciem ulgi.Zdecydowanie zle się czując w towarzystwie Wernera, Martinzmusił się do podejścia do ciała Lisy Marino.Zciągnął prześcieradłoi przekręcił Lisę na1 bok.Wskazał starannie zaszyte cięcie i zapytał:- Wie pan coś o tym?- Absolutnie nic - odpowiedział szybko Werner.Philips nie był nawet pewny, czy pracownik kostnicy spojrzał nawskazane przez niego miejsce.Pozwolił ciału Lisy opaść na noszei przyjrzał się mężczyznie.Jego nieruchome oblicze przypominało musztampowy wizerunek nazistowskich oficerów.- Proszę mi powiedzieć, czy któryś z ludzi Mannerheima był tuna dole? - zapytał Martin.- Nie wiem - odparł Werner.- Powiedzieli mi, że ma nie byćsekcji.- Hmm, to nie jest cięcie sekcyjne - rzekł Philips.Ujął w dłońskraj prześcieradła i przykrył ciało Lisy Marino.- Dzieje się tu coś dziwnego.Na pewno nic pan otym nie wie?Werner pokręcił głową.- Pożyjemy, zobaczymy - rzekł Philips.Wyszedł z lodowni, Wernerowi pozostawiając uprzątnięcie wózkanoszowego.Pracownik kostnicy odczekał, dopóki nie usłyszał zamknię-cia się zewnętrznych drzwi, po czym pchnął potężnie wózek, którywyprysnął z lodowni, przejechał przez pół kostnicy i wpadł na marmu-rowy stół sekcyjny, przewracając się z potwornym łoskotem.Butelkaz płynem do wlewu kroplowego roztrzaskała się na tysiące odłamków.Doktor Wayne Thomas oparł się o ścianę, złożywszy ręce napiersiach.Lynn Annę Lucas siedziała na starej leżance.Ich oczy93znajdowały się na tym, samym poziomie: jego czujne i zarazem pełnezastanowienia, jej znużone i zdesperowane.- Co to było z tą niedawną infekcją dróg moczowych? - zapytałdoktor Thomas.- Ustąpiła po zastosowaniu sulfonamidów.Czy jestjeszcze coś dotyczącego tej choroby, o czym mi pani nie powiedziała?- Nie - odrzekła powoli Lynn Annę.- Tyle tylko, że wysłanomnie do urologa.Powiedział mi, że prawdopodobnie problem polegana tym, iż idę do toalety wtedy, gdy w pęcherzu mam już za dużomoczu.Polecił mi konsultację u neurologa.- I była pani u niego?- Nie.Choroba przeszła sama, więc nie chciało mi się zawracaćneurologowi głowy.Przez szparę w parawanie do środka zajrzała Denise Sanger.- Przepraszam, ktoś prosił o konsultację w sprawie radiogramuczaszki.Thomas odepchnął się od ściany, mówiąc, że za chwilę wróci.Podrodze do pokoju lekarzy podał Denise skróconą historię chorobyLynn Annę.Powiedział, że dla niego rentgenogram czaszki wyglądałnormalnie, chciał jednak, by ktoś jeszcze rzucił okiem na okoliceszyszynki.- Jaka jest diagnoza? - spytała Denise.- W tym sęk - powiedział Thomas, otwierając przed nią drzwido pokoju lekarzy.- Biedactwo siedzi tu już pięć godzin, a mnie nieudało się jeszcze ułożyć wszystkiego w jakąś całość.Myślałem, iż może coś ćpa, ale wygląda, że nie.Nawet nie pali trawki.Thomas wsunął zdjęcie pod wałki negatoskopu.Denise przyjrzałasię mu w przepisowej kolejności, zaczynając od kości.-- Musiałem się nasłuchać głupot od reszty lekarzy na izbie -powiedział Thomas.- Uważają, że zainteresowałem się przypadkiem,bo dziewczyna to niezła dupcia.Denise odwróciła gwałtownie wzrok od zdjęcia i spojrzała ostro nalekarza.- Nie o to chodzi - rzucił natychmiast Thomas.- Coś się dziejew mózgu dziewczyny.Jakiekolwiek są to zmiany, mają duży zasięg.Denise wróciła do oglądania kliszy.Struktura kostna, włączniez okolicami szyszynki, nie wykazywała odchyleń od normy.Przyjrzałasię niewyraznym cieniom wewnątrz czaszki.Dla celów orientacyjnychsprawdziła, czy w szyszynce nie ma zwapnień.Nie było.Miała jużstwierdzić, że radiogram jest prawidłowy, gdy dostrzegła delikatnezmiany faktury.Złożyła dłonie, zostawiając między nimi niewielkiprześwit, i przyjrzała się polu, które ją zaciekawiło.Była to sztuczka 94podobna do tego, co zrobił z kartką papieru Philips.Gdy oderwaładłonie od zdjęcia, była już pewna, że natrafiła na kolejny przypadekidentycznych zmian zacienienia, jakie Martin pokazał jej wcześniej na zdjęciach Lisy Marino.- Chcę, by ktoś jeszcze rzucił okiem na to zdjęcie - powiedziała,wyciągając radiogram z negatoskopu.- Znalazła pani coś? - spytał z otuchą w głosie Thomas.- Tak mi się wydaje.Niech pan zatrzyma tu pacjentkę do mojegopowrotu, doktorze.- Denise zniknęła, nim Thomas miał szansęodpowiedzieć.Dwie minuty pózniej była już w gabinecie Martina.- Jesteś pewna? - zapytał.- Zupełnie.- Podała mu zdjęcie.Martin wziął je od niej, ale nie włożył go od razu do aparatu.Przesuwał palcami po brzegu kliszy z obawą, że może go czekaćjeszcze jedno rozczarowanie.- Daj spokój, bierz się za nie - powiedziała Denise.Pałałachęcią potwierdzenia swoich podejrzeń.Martin wsunął zdjęcie pod wałeczki.Zwietlówki negatoskopuzamigotały i zaświeciły równo.Wyćwiczonym spojrzeniem Philipsobrzucił w tę i z powrotem obszar zdjęcia, który ich interesował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]