[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W każdym razie, będą to czytelnicy waszych książek i mam nadzieję, że od czasu do czasu zechcecie się pojawić pomiędzy nami….Dorothy Ormsby wstała z fotela i trzymając w jednej ręce swój notatnik, a w drugiej ołówek, podeszła z wolna i stanęła za ich plecami.— A flaga QUARENDON PRESS będzie wówczas powiewała na wieży? — zapytała poważnie z miną przejętego podlotka Joe, który znał ją od wielu lat, uśmiechnął się w duchu.— Rozumie pani przecież, że moim marzeniem jest, aby chorągiew QUARENDON PRESS powiewała na wielu wieżach! Ale byłbym najszczęśliwszy, gdyby jutro któreś z was rozwiązało zagadkę prawdziwej Ewy de Vere.To by nobilitowało tę siedzibę i udowodniło, że żadna tajemnica nie oprze się tak wspaniałemu bukietowi mózgów jak ten, który tu zebrano dzisiaj.— W takim razie, byłoby naprawdę cudownie, gdyby ktoś z nas zechciał tu popełnić prawdziwą zbrodnię.Czy pomyślał pan o tym, mister Quarendon? — Dorothy miała zachwyconą minkę.— Och, to byłoby zbyt piękne, aby mogło stać się prawdziwe… — odparł Quarendon i zmarszczył brwi starając się przypomnieć sobie, gdzie, na miłość boską, zadano mu niedawnym czasem to pytanie i kto je zadał.W tej samej chwili drzwi otworzyły się.Sir Harold Edington szedł i spokojnie zbliżył się ku stojącym.— Dokładnie piętnaście minut minęło od pańskiego wyjścia, sir Haroldzie — powiedział Frank Tyler zerkając na zegarek.— Mam tylko jedno, dozwolone regulaminem pytanie: czy znalazł ją pan?Sir Harold bez słowa potrząsnął przecząco głową i rozłożył ręce.— Te wszystkie głosy i dźwięki są obrzydliwe… — wzdrygnął się.Nie znalazł jej… — pomyślał Joe i przymknął na chwilę oczy.Nikły płomyk świeczki; wspaniałe smukłe ciało na złotopurpurowej kapie… nagie ramiona… „nie zasnę”.— Pan Jordan Kedge! — zawołał Frank Tyler.Stał tuż obok stolika, na którym spoczywał czarny wazon i trzymał w palcach rozwinięty rulonik papieru.— Proszę, oto pańska koperta!Kedge wziął kopertę, przełamał pieczęć i wyciągnął jej zawartość, po której szybko przesunął oczyma.— Jeszcze pięć sekund… — powiedział Tyler — jeszcze dwie, jedna, start!I Jordan Kedge cicho zamknął za sobą drzwi.Za oknem rozległ się daleki grom.— Burza wraca — powiedział Parker, który rozstał się z panią Wardell i podszedł do Alexa.— O czym rozmawiałeś z nią tak długo? — zapytał Joe półgłosem.Zerknął nieznacznie ku siedzącej nieruchomo starej kobiecie, do której zbliżyła się Amanda Judd, stanęła nad nią i zadała jakieś pytanie, którego nie usłyszał.Pani Wardell uniosła głowę i uśmiechnęła się z wdziękiem, który bywa czasem udziałem starych kobiet i jest tak bardzo inny niż wdzięk młodych dziewczyn.— To bardzo ciekawa osoba — Parker przytaknął sobie ruchem głowy, jak gdyby chcąc stwierdzić, że nie jest to jedynie grzecznościowa formułka.— Rozmawialiśmy oczywiście o duchach.Wszyscy jej bliscy już zmarli, nawet córka i dorosły wnuk.Jakieś tragiczne wypadki.Nie rozwodziła się nad tym.Nie sprawiała wrażenia osoby, która przeżyła tragedię.Mówiła o każdym z nich jak o kimś, kto jest.Gdybym nie słuchał uważnie, mógłbym mieć wrażenie, że pozostawiła ich troje w domu i zaczyna już do nich tęsknić… Mówiła też o duchach w ogóle.Wiedziała kim jestem i zaczęła mówić o duchach ludzi zamordowanych… potem przeszła na nieszczęsną panią tego zamku, zamordowaną przecież trzysta lat temu.I o niej też mówiła, jak gdyby to była osoba żywa, znajdująca się w wyjątkowo trudnej sytuacji.Współczuła jej i miała nadzieję, że w końcu wszystko skończy się szczęśliwie, to znaczy: jakaś inna nikczemna kobieta zginie w tym zamku i wyzwoli ją.Zapytałem, czy następna też będzie musiała czekać setki lat, aż znajdzie się trzecia i czy musi to trwać w nieskończoność.Powiedziała, że nie… Koło zamknie się i nastąpi cisza.— Mówisz z takim przejęciem, jak gdybyś sam był absolutnie przekonany, że tak właśnie wygląda wiekuista sprawiedliwość… — Alex uśmiechnął się.— To komplement dla tej starej damy.Najwyraźniej umie sugestywnie opowiadać o tych sprawach.— Jestem tylko prostym oficerem policji, Joe.Widziałem setki umarłych, przeważnie zamordowanych, i ani jednego ducha.Było także paru morderców, których za moich młodych lat, kiedy nie zniesiono jeszcze kary śmierci, doprowadziłem pod szubienicę.I nigdy nie zastanawiałem się nad tym, co się z nimi może dziać później, już po wszystkim.O ich ofiarach także nie myślałem w ten sposób.Kiedy patrzysz na zabitego człowieka, wiesz, że stało się coś ostatecznego… Ale pani Wardell jest innego zdania… to znaczy, ona wierzy głęboko, że jest inaczej.I wierzy, że istnieją na to tysiące dowodów… obiecała, że da mi tutaj, po tej zabawie, swoją książkę, którą przywiozła.— Nie pamiętasz tytułu?— Zdaje się, że brzmi on: „Czy i dlaczego duchy pojawiają się!”… Mówi, że tę książkę lubi najbardziej z wszystkich, które dotąd napisała, bo zawiera ona, jak gdyby, całą teorię i bardzo wiele przykładów poświadczonych przez licznych poważnych, wiarygodnych świadków.— Pożycz mi to, kiedy wrócimy do Londynu — Joe ujął go pod ramię i ruszyli w drugi koniec sali, gdzie stały zastawione stoły.— Poczułem nagły głód — zerknął na zegarek.— Jeżeli się nie mylę, mija już piętnaście minut od chwili kiedy opuścił nas Kedge…— Boże! — jęknął cicho Parker, kiedy zatrzymali się przed tacą wypełnioną kanapkami z kawiorem i Joe sięgnął po najbliższą z nich — Za chwilę pan Tyler może wywołać mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]