[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łeby przybić, trzebaczekać na przypływ.Zapisał sobie w pamięci kilka charakterystycznych punktów, zaznaczonych na mapie, by bez trudu trafić do celu.Teraz minęliwłaśnie ostatni z nich, niewielkie jeziorko i zagajnik niskich drzew.Will zarządził przystanek. Zostawimy tutaj konie powiedział. Dalej pójdziemy na piechotę, rozejrzymy się w sytuacji.Ukryli koniki między drzewami i ruszyli przez sięgające pasa zarośla kolcolistu w stronę kolejnego przylądka.Według mapywłaśnie za nim powinna znajdować się Zatoka Jastrzębiego Aba.Kiedy dotarli do przylądka, Will wyciągnął rękę i wskazał w dół.Maddie ukucnęła, po czym zaczęła na czworaka przedzierać sięprzez krzaki.Musieli zejść z widoku, bo przecież nie mieli pewności, czy przestępcy nie chowają się w grocie.Will zatrzymał się i dał Maddie znak, by do niego podeszła.Czołgała się przez zarośla, starając się robić jak najmniej hałasu.W końcu zrównała się z nim.W dole rozciągała się Zatoka Jastrzębiego Aba.Tutaj klif był niższy, wznosił się na wysokość jakichś dziesięciu-piętnastu metrów,a jego stoki opadały łagodniej od tamtych wzniesień, jakby uciętych nożem, które minęli chwilę wcześniej.I nie był gliniasty, leczuformowany z twardej skały i piachu, porośnięty kępami trawy i krzaków.U podnóża rozciągała się półkolista piaszczysta plaża.Zaczynał się przypływ, widać było, jak woda tworzy drobne zmarszczki na płytkim piaszczystym dnie.Płycizna ciągnęła się naco najmniej ćwierć kilometra od brzegu.Pośrodku plaży, znacznie powyżej linii utworzonej przez wodorosty i drewno dryfowe, oznaczającej najwyższy poziom wody,wznosiły się cztery duże namioty z szarego wyblakłego płótna, naciągniętego na drewniane ramy.Wyglądało na to, że stoją tu już odjakiegoś czasu.To było stałe obozowisko.Dziesięć metrów dalej znajdowało się spore palenisko wystarczająco daleko, by dym nie przeszkadzał mieszkańcom obozu.Podpłóciennym daszkiem, wspartym na drewnianej konstrukcji, stały prosty stół i ławy.Po terenie obozowiska krążyli dwaj mężczyzni, choć, oczywiście, w namiotach mogło być ich więcej.Maddie pomyślała, żeskoro są cztery namioty, to w obozie może przebywać co najmniej szesnastu ludzi.Zaraz, poprawiła się w myślach.Porwane dzieciteż przecież musiały gdzieś mieszkać.W tym momencie Will dał jej kuksańca w bok i wskazał na wzniesienie po lewej stronie zatoki.Spojrzała w tamtą stronęi dostrzegła ciemny otwór w skale, tuż przy ziemi.Wytężyła wzrok.Otwór zamykała drewniana krata.A więc to tam przetrzymywano jeńców.Will powtórzył jej to, co powiedział Ruhl: porwanych dzieci było w sumie dziesięcioro.Zastanawiała się, ile znajduje się terazw grocie, a ile dopiero prowadzą tutaj Bajarz i Ten, Który Zakrada się Nocą.Will przysunął się do niej i powiedział: Po lewej stronie znajduje się ścieżka.Widzisz ją?Mówił szeptem, mimo że porywacze znajdowali się ponad sto metrów dalej w tym momencie zajęci rozpalaniem ogniska.Maddie powiodła wzrokiem wzdłuż skały.Tak, widziała tę ścieżkę.Biegła w dół pod kątem, skręcała kilka razy i kończyła sięu podnóża, może dwadzieścia metrów od wejścia do groty.Uniosła kciuk na znak, że ją dostrzegła. Kiedy uwolnimy dzieci, poprowadzisz je tamtędy, aż na szczyt klifu.Odwróciła się gwałtownie i spojrzała na Willa. Ja je poprowadzę? A ty co będziesz robił?Poklepał gładki łuk, leżący obok w trawie. Będę działał tak, żeby nikt was nie zobaczył.Wieczorem przybyła reszta bandy wraz z porwanymi dziećmi.Kroczyły one z trudem środkiem drogi, ręce miały spętane z przodu, były też związane ze sobą grubą liną, opasującą ich szyje.Było ich sześcioro.Ruhl i dwóch jego ludzi jezdziło na kucach w tę i z powrotem, popędzając jeńców do szybszego marszu.Jednymz pomocników był mężczyzna w pelerynie, który pomagał przy porwaniu Violet.A drugim Bajarz, wyróżniający się swym ekstrawaganckim strojem: niebieskim płaszczem, szerokim kapeluszem i czerwonymibutami.Oprócz nich w grupie znajdowało się jeszcze sześciu mężczyzn.Kiedy przechodzili niedaleko kryjówki Maddie i Willa, którzy zaszyli się w wysokich trawach na skraju klifu, słaby podmuchwiatru przyniósł pobrzękiwanie dzwoneczków przy butach Bajarza.Violet i pozostali jeńcy wyglądali na porządnie przerażonych.Will zauważył, że kurczą się ze strachu za każdym razem, kiedyBajarz podjeżdża bliżej.Raz mężczyzna w niebieskim płaszczu zaśmiał się okrutnie, kiedy inna dziewczynka zapewne CarrieClover z Danvers Crossing uskoczyła przed nim z okrzykiem przerażenia.Will zacisnął wargi.Pozostali członkowie bandy byli uzbrojeni we włócznie, kije i topory, dwaj mieli miecze u pasa.To byli zaprawieni w bojachtwardziele, brodaci, potargani, odziani w stroje z surowej skóry i wełny.Każdy z nich dzierżył w dłoni kawałek liny z zawiązanymisupłami, służącej im do poganiania ofiar. Dziewięciu szepnął Will. I co najmniej dwóch w obozie dodała Maddie. A jeszcze więcej będzie na statku.Co najmniej pół tuzina.Maddie z namysłem zagryzła wargi.Pomyślała, że ich przeciwnicy mają stanowczo za dużą przewagę.Dlatego zaskoczyły jąkolejne słowa Willa. Dobra wiadomość brzmi tak: mamy wystarczająco dużo strzał.Ruhl i jego dwaj pomocnicy zsiedli z koni i ruszyli ścieżką w dół klifu.Za nimi szły gęsiego dzieci.Spętane ręce i ciężka lina,którą były razem powiązane, bynajmniej nie ułatwiały im zadania.Kiedy jedno się pośliznęło, pociągało za sobą to, które szło przednim i to, które szło z tyłu.Niezgrabnie posuwały się po kamienistej ścieżce.Pochód zamykali pozostali porywacze.Ponieważ ścieżkabyła bardzo wąska, nie mogli iść obok jeńców.Przynajmniej przez chwilę nie mogli ich bić.Potykając się i tracąc równowagę, dzieci wreszcie dotarły na sam dół.Ruhl i jego dwaj pomagierzy ustawili się w ten sposób, byskierowały się prosto do groty.Dwaj mężczyzni, czekający w obozie, przyglądali się nadchodzącej grupie.Maddie zwróciła uwagę, że nikt więcej nie wyszedłz namiotów.Wszystko wskazywało na to, że banda liczy jedenastu członków.Mężczyzna, który chwilę wcześniej rozpalał ogień,zdjął z jednego ze słupków podtrzymujących daszek duży pęk kluczy.Wziął wsparty o stół ciężki kij i ruszył niedbałym krokiemw stronę jaskini. Prędzej, Donald! wrzasnął Ruhl. Nie ma czasu! Mnie również miło cię widzieć, szefie odparł gniewnie Donald.Dzieci kręciły się niepewnie przy wejściu do groty, zastanawiając się, co je czeka.Will zauważył, że łącząca je lina przechodziprzez metalowe kółka, przyczepione do skórzanych obręczy, oplatających szyje.Mężczyzna imieniem Donald otworzył kratę.Chybaktoś próbował wydostać się na zewnątrz, bo mężczyzna warknął i walnął kijem gdzieś w ciemność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]