[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zamierza pan odesłać mnie w ciemną noc?- Noc już prawie się kończy.Znajdziesz drogę.Przez dzień albo dwa idz w stronę świtu.Szukaj Zlepego Króla.Być może będzie mógł ci pomóc.Przy frontowym biurku depozytariusz wiedzy dał Jasonowi brązowy płaszcz podróżny,koc i mały worek wypełniony grzybami.Hermie czekał obok głównych drzwi, przyglądając sięJasonowi z chorobliwą fascynacją.- Zjedz te jagody teraz - powiedział depozytariusz wiedzy, podając mu garść owoców.-Pomogą ci przezwyciężyć zmęczenie.Więcej ich znajdziesz w torbie.- Nie rozumiem, co się dzieje. - Poznałeś sekret, po który właśnie przybywają do tego miejsca śmiałkowie.- Nie chciałem.Depozytariusz wiedzy zmarszczył czoło.- Czyniłeś aluzje, jakbyś chciał, i reagowałeś na wskazówki, jakie ci podsunąłem.Jasonowi zrobiło się niedobrze.- To pomyłka! Miałem nadzieję, że dowiem się z książki, jak wrócić do domu, a naglestałem się wrogiem publicznym numer jeden.Nic nie rozumiem!- %7łałuję, jeśli to prawda.Faktów nie da się już cofnąć.Musisz uciekać.- Depozytariuszwiedzy skierował Jasona ku drzwiom.- Głowa do góry.Potężni mężczyzni zawiedli, gdyprzyszło przeczytać słowa, które poznałeś, struchleli w obliczu odpowiedzialności i odeszli jaktchórze.Ty odchodzisz jako bohater.Idz już.%7łyczę ci szczęśliwej drogi.- Depozytariusz wiedzypośpiesznie wypchnął go za drzwi.- Dziękuję - powiedział Jason i wyszedł, potykając się.Feracles szczeknął raz, kiedy Hermie szarpnięciem zamknął drzwi.Jason został sam.Szary przedświt jaśniał na krańcu nieba.Jason odetchnął głęboko, zerkając za siebie na zamknięte drzwi.Nie wątpił już wrealność tego wszystkiego.Znalazł się w straszliwym niebezpieczeństwie.Jako obcy bezprzyjaciół w nieznanym kraju stał się wrogiem potężnego cesarza.Po raz pierwszy Jason w pełnipogodził się z myślą, że być może nigdy nie wróci do domu.Rozdział 4Zlepy KrólKiedy Jason wędrował, zostawiwszy za sobą Skarbnicę Wiedzy, szybko zdał sobiesprawę, że przynajmniej w jednej kwestii depozytariusz wiedzy miał rację - jagody naprawdępozwoliły mu odzyskać energię.Mógłby wziąć się za karate, akrobatykę albo dziesięciobój.Całasenność zniknęła.Szedł w stronę wstającego słońca, owinięty płaszczem, chroniącym go przedchłodem, i zastanawiał się, ile czasu trzeba, żeby zostawić las za sobą.Maszerował cały dzień, pokonując pofałdowany ciąg kolejnych porośniętych lasemwzgórz, robiąc przerwę tylko po to, żeby przekąsić parę grzybów.Nie mógł dłużej zaprzeczać, żejakimś cudem został przeniesiony do alternatywnej rzeczywistości.Możliwe, że przeżyje turesztę życia i nie odkryje drogi powrotnej.Ta droga mogła w ogóle nie istnieć.Musiał skupić sięna jedynej wskazówce, jakiej udzieli mu depozytariusz wiedzy, i modlić się, by Zlepy Królpomógł mu wrócić do domu.W końcu pragnienie stało się przemożne.Jason zatrzymał się nad jednym z czyściejwyglądających strumieni, jakie napotkał, i napił się, starając się ignorować oślizgły mech,porastający skały, i robaki ślizgające się po powierzchni wody, w miejscach, gdzie się zbierała wkałużach.Chłodna woda dobrze smakowała.Jason uznał, że skoro ma się pochorować od picia ze strumienia, równie dobrze może tozrobić w wielkim stylu, więc napił się do pełna.Słońce opadło za jego plecami, rzucając złotą poświatę na las.Wydawało się, że siłagrawitacji powoli przybiera na sile, kiedy pomału słabł wzmocniony jagodami wigor Jasona.Kiedy chłopiec wspiął się na ostatnie wzgórze i odkrył, że za nim ciągną się następne, rozłożyłkoc pod drzewem i natychmiast zasnął.* * * Następnego popołudnia, w miarę jak las rzedł, a wzgórza się wypłaszczały, Jason odkryłbiegnące równolegle koleiny wozu.Porośnięty chwastami ślad biegł, ogólnie rzecz biorąc, nawschód, więc Jason szedł wzdłuż niego, aż przekształcił się w wąską drogę.Zerkając za siebie, na ostatnie zalesione wzgórza, zamarł, przekonany, że widział postaćkryjącą się w cieniach spory kawał za nim w górze stoku.Przyjrzał się miejscu, w które - jak musię wydawało - uskoczyła na wpół dostrzeżona postać.Liście kołysały się na lekkim wietrze.Niedostrzegł żadnego innego ruchu.W końcu ponownie ruszył drogą, od czasu do czasu zerkając zasiebie, ale nie zauważył niczego niezwykłego.Po jakimś czasie dostrzegł dziwną chatę, okropnie pomalowaną wieloma jaskrawymifarbami, tak że żadna listwa ani żaden parapet nie pasował kolorem do reszty.Pokryte cekinamizasłony migotały za ośmiokątnymi oknami.Dym, wijąc się, uciekał z komina z żółtych iniebieskich cegieł.Niski, zielony płot pomalowany w niezliczone kwiaty otaczał rozległepodwórze.- Pst, ej, ty, długonogi, podejdz no tutaj.Chrapliwy szept dobiegł z kępy niskich drzew na lewo od Jasona, sprawiając, że chłopakaż podskoczył, nim się odwrócił.- Pośpieszże się - ponaglił głos.U podnóża pnia zasłonięty przez krzak kucał niechlujny mężczyzna, odziany w wielewarstw ciemnych, wybrudzonych ubrań.Nosił rękawiczki bez palców z szarej włóczki.Bezkształtny czarny kapelusz siedział na jego głowie jak piłka do koszykówki, z którejspuszczono powietrze.Twarz mężczyzny jeżyła się zarostem, a on sam zachowywał siępodejrzanie.- Chodz tu i schowaj się.- Pan próbuje mnie okraść?- Jestem nieszkodliwym człowiekiem.Pośpiesz się.Jason posłuchał, zszedł z pobocza drogi i stanął nad nieznajomym, korzystając z osłonydrzew i zarośli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]