[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ominąwszy Wiśnicz, podążyli przez głębokie doliny do Wołczysk.Miasteczko i chroniącą je forteczkę otaczało z trzech stron jezioro, co czyniło to miejscebardzo obronnym.Niestety mimo to domostwa zostały spustoszone i pośród ruin zastali garstkęmieszkańców, tak biednych i głodnych, że sami żebrali u dragonów o chleb.Tyner polecił żołnierzom rozlokować się w co lepiej zachowanych chatach i ziemiankach.Sam stanął kwaterą w forteczce, która jeszcze za czasów Chmielnickiego została zdewastowanaprzez Kozaków i od tego czasu nikt nie podjął się trudu naprawienia szkód.Bogusław wybrałizbę ze sprawnym piecem i kazał pozabijać deskami dziury po oknach.Pod wieczór zjawił się u niego Grot. Nie znajdziemy tu nic do żarcia oznajmił, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. Mógłbymwziąć część dragonów i odwiedzić naszych sąsiadów. Zabroniono nam nękać tutejszą szlachtę przypomniał Tyner. Poza tym Wyżycki obiecałdostawy. A jeśli żywność nie dotrze? Tego, co mamy, starczy na tydzień, a i to przy dzieleniu naskromne porcje. Wtedy zacznę się martwić odrzekł Tyner. Najważniejsze teraz to zgromadzić drewno naopał.Jutro wyślę kilka drużyn z saniami do lasu.Nie wiadomo, jak długo utrzyma się względniedobra pogoda.Jasne niebo mieli jeszcze przez dwa dni, po czym rozpętała się potężna zamieć i szalała doniedzieli, odcinając ich białym całunem od świata.Gdy w końcu przestało wiać, ścisnął tak srogimróz, że nie dało się wytrzymać na warcie dłużej niż godzinę.Co gorsza, skończyły się zapasy,a obiecane dostawy z Wiśnicza nie dotarły, czy to z powodu zasypanych gościńców, czy teżzwykłego bałaganu.Tyner musiał podjąć decyzję: złamać rozkaz czy narazić ludzi na głodówkę i utratę sił.Wybrał niesubordynację, nie po raz pierwszy w swym życiu. Objedziemy te wzgórza oznajmił Grotowi i pochylił się z wachmistrzem nad mapą.Narysowano ją jeszcze przed powstaniem Chmielnickiego, najpewniej więc większości tych wsijuż tam nie ma bądz zostały tylko ruiny.Niemniej jakaś część siedzib musiała przetrwać lubzostać odbudowana. To ciężki teren, zalesiony, z dużą liczbą dolin i wąwozów wskazał Grot, mrużąc oczy. Ale nie ma tam latyfundiów magnackich, do których wolę nie zajeżdżać przyznał Tynerszczerze. Wezmiemy ze sobą czterdziestu ludzi, bez mundurów i znaków, wystarczy, abywymusić żywność od chłopów czy średnio zamożnego szlachcica.Zajmiemy się tym po cichui bez rozgłosu.Wyruszyli o świcie, jadąc zasypaną śniegiem leśną drogą.Drzewa jak okiem sięgnąć okryłysię białą okiścią błyszczącą w promieniach słońca.Co jakiś czas któryś z kołyszących sięw siodłach dragonów trącał gałąz, prósząc śniegiem.Po pewnym czasie sierść wierzchowcówi kożuchy jezdzców pokryła obfita szadz, tak że przypominali pochód duchów przemierzającychbezludne pustkowia.Potem płaski teren się skończył i musieli przedzierać się przez doliny i jary, wypełnionegrubymi zwałami śniegu.Konie trudziły się, brnąc przez zaspy często sięgające piersi zwierząt,rżąc i parskając pióropuszami pary, Tyner uparł się jednak, by za dnia objechać jak największyobszar.Słońce stało już wysoko, gdy natknęli się na wieś położoną u brzegów skutego lodemjeziorka.Większość chat stała nienaruszona, ale kiedy wjechali między opłotki, ujrzeli wilkiucztujące na zwłokach starej kobiety i dziecka.Jeden z dragonów wycelował z muszkietuw drapieżców, lecz Tyner powstrzymał go przed oddaniem strzału, unosząc dłoń. Stój, narobisz huku przestrzegł.Wilki do ostatniej chwili zwlekały z pozostawieniem pożywienia.Gdy dragoni zbliżyli się napięćdziesiąt kroków, największa z wilczyc szczeknęła i wataha rozproszyła się, umykającw kierunku lasu.Jak przypuszczał Tyner, nie były to wszystkie okropności, jakie mieli zobaczyć w tymmiejscu.W centrum osady przywitały ich kruki wydziobujące mięso z wbitych na palemężczyzn.Zsiniali i oszronieni niemal nie przypominali ludzi, raczej jakieś potworne pacynki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]