[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W Stanach są tacy, którzy myślą dokładnie tak samo - uśmiechnęłam się.- Jak to? - Alfredo osłupiał.- Co jest tutaj takiego, co wy chcielibyście mieć u siebie?- Ludzie mówią, że nasz rząd obawia się, iż zaczniemy pytać na przykład o służbęzdrowia. Dlaczego my musimy płacić za ubezpieczenie zdrowotne? Dlaczego tam mająbezpłatne szkolnictwo?.A ty, jak sądzisz?- O czym? O moim kraju czy o twoim?- O obydwu.I każdym z osobna.- Myślę.- Alfredo zrobił pauzę, wpatrując się w jakiś odległy punkt.- Myślę, że tobez sensu.Nie widzę powodu, dla którego wy nie mielibyście tu przyjeżdżać, a mypodróżować po świecie.I wchodzić swobodnie do tutejszych hoteli.Pomimo lekceważącego tonu odpowiedzi Alfreda byłam przekonana, że jednak musibyć jakiś powód i za wszelką cenę starałam się go poznać, rozmawiając z mieszkańcamiKuby.Kilka osób powiedziało mi, że Kubańczykom nie wolno przebywać w hotelach dlaturystów, ponieważ rząd obawia się o bezpieczeństwo przyjezdnych i nie chce ich narażać nakontakty z jineteros.Inni twierdzili natomiast, że turystyczny apartheid miał na celu ochronęsamych Kubańczyków - stał na straży ich godności, zapobiegając prostytucji, która szalała naKubie przed Rewolucją, potem została zakazana, a w ostatnich latach - mimo iż wciążnielegalna - stopniowo, lecz konsekwentnie wracała do łask.Prawdę mówiąc, w ciągu trzech ostatnich tygodni mojego pobytu na Kubie niewidziałam zbyt wielu prostytutek.Jednak prawdziwa rozpusta kryła się pozornieniezauważona w anonimowych miejscach, dwuznacznych słowach, kuszących gestach.Każdego wieczoru na rogach hawańskich ulic, przed klubami, w których turyści tańczyli salsęi bawili się za dolary, ustawiały się kolejki cubanas.Wszystkie te kobiety czekały na swojąszczęśliwą gwiazdę - cudzoziemca, który zaprosi je na tańce.W zamian oferowały wieczórpełen iście kubańskich wrażeń, a być może - w zależności od tego, jak bardzo czuły siędocenione i atrakcyjne - także coś więcej.Wiele kubańskich kobiet czuło się wręcz zobowiązanych, by okazać wdzięcznośćswojemu sponsorowi i nie uważały tego ani za jednorazową przygodę, ani też za prostytucjęw klasycznym rozumieniu tego słowa.Większość relacji, jakie zaobserwowałam pomiędzyKubankami i turystami z Zachodu, wydawała się mocno niejednoznaczna.Dobrym przykładem był dzisiejszy dzień na basenie.Na Pierwszy rzut oka wyglądałoto jak typowa sielankowa scena żywcem wyjęta z turystycznego folderu - pary wylegujące sięw słońcu i popijające egzotyczne drinki.Kiedy się jednak przyjrzeć bliżej, można byłozauważyć, iż niemal każda taka para składała się z atrakcyjnej smukłej dziewczyny w wiekunajwyżej 20 lat o afrokubańskiej urodzie oraz zarośniętego, brzuchatego cudzoziemca, któryspokojnie mógłby być jej ojcem.Gdyby te dziewczyny były faktycznie prostytutkami, nie pozwolono by imprzekroczyć progu hotelu El Bosque, nawet pomimo złagodzonych rygorów korzystania zbasenu.Ale żadna z nich oficjalnie nie trudniła się nierządem i bez jasno sprecyzowanejsytuacji, w której każda ze stron wie, w co się pakuje, trudno było się w tym wszystkimpołapać.Poza kilkoma mokrymi facetami, rozmawiającymi na głos ze swoimi kubańskimilolitkami w językach, których ani one, ani ja nie byłyśmy w stanie zrozumieć, zauważyłam nabasenie dwie dziewczyny z mojego programu w towarzystwie latynoskich kochanków.Melanie była z Władimirem, swoim chłopakiem poznanym zaledwie dwa tygodnie temu.Potygodniu Melanie wprowadziła się do domu Władimira i zamieszkała z jego rodziną, na którąbez przerwy narzekała, oskarżając wszystkich domowników o wyłudzanie od niej pieniędzy.Drugą dziewczyną była Emily, 19-letnia Brytyjka, która również niedawno poderwałapewnego chłopaka i, tak jak Melanie, wprowadziła się do niego.Armando, bo tak miał naimię amant Emily, planował wyjazd z Kuby i jak najszybszy ślub ze swoją nową dziewczyną,która mogła okazać się dla niego przepustką do wielkiego świata.Podczas trwającego dwa tygodnie kursu znalazło się także kilkoro innych amatorówromansów, którzy teraz wylegiwali się nad basenem w towarzystwie swoich kubańskichpartnerów.Były tam między innymi dwie kobiety, które zakochały się w swoich instruktorachtańca, ci zaś w niespełna tydzień od ich wyjazdu bez problemu znalezli sobie nowe obiektypożądania w kolejnej grupie kursantów.Widziałam też żonatego mężczyznę, który regularnieodwiedzał hotelowy basen ze swoją młodszą latynoską kochanką.W przypadku wszystkich tych związków Amerykanie kupowali swoim ukochanym iich rodzinom prezenty w postaci ubrań, żywności i kosmetyków.Zabierali je także do drogichrestauracji, wozili pożyczonymi samochodami i wspólnie zwiedzali odlegle zakątki wyspy.%7łegnając się, obiecywali pozostać w kontakcie, po czym wsiadali do samolotu i wracali doswojego prawdziwego życia.Być może część uczestników kursu łudziła się, że kiedyś tu wróci i odzyska straconąmiłość.Może niektórzy starsi panowie z nadwagą byli faktycznie przekonani, że piękneKubanki, z którymi pływali w basenie, naprawdę widziały w nich coś więcej niż tylkowypchane portfele.Kto wie, może nawet tak było.Miałam jednak wrażenie, że w każdym ztych związków ktoś wykorzystuje swoją przewagę.Tylko nie zawsze było jasne, kto taknaprawdę jest górą.Jednego byłam pewna.Te codzienne scenki rodzajowe, które obserwowałam przyhotelowym basenie, potwierdzały jedynie moje obawy co do romantycznych związków zKubańczykami.To, co łączyło mnie z Alfredem, w niczym nie odbiegało od ulotnychhotelowych romansów i kazało mi trzymać się na dystans.W mojej głowie paliło sięostrzegawcze światełko, które podpowiadało mi, jak to się może skończyć.Kiedy ja rozmyślałam nad zawiłością stosunków łączących mieszkańców Kuby iresztę świata, Guelmis nurkowała w basenie, nieświadoma złamanych serc i kłamstw, jakierozgrywały się wokół.Na chwilę przyłączyła się do gry w waterpolo, a kiedy kubańskaorkiestra, która każdego wieczoru grała tuż za hotelem, zaczęła swój codzienny recital,dziewczynka odtańczyła solową partię salsy na stopniach basenu.Gdy zegar wiszący nad barem wybił piątą, powiedziałam Guelmis, że powinnamzabrać ją do domu.- Do domu? - dziecko było niepocieszone.- Nie chcę jeszcze wracać.Dobrze mi tutaj.- Ale przecież musisz kiedyś wrócić - starałam się ją przekonać.- Nie chcę, żebytwoja mama się martwiła.- Martwiła? O co? - Guelmis zdziwiła się.- Przecież wie, jestem z tobą.Roześmiałam się, zaskoczona logiką wypowiedzi 9-letniej dziewczynki, a takżeprostotą i poczuciem bezpieczeństwa panującym na Kubie.Pomyślałam o życiu w USA i oartykule w jakiejś gazecie, który niedawno przeczytałam.Było w nim napisane, że większośćdzieci, które mieszkają zbyt blisko szkoły, by jezdzić na zajęcia szkolnym autobusem, zamiastchodzić na piechotę, jest podwożona przez rodziców.Rodzice ci boją się, że po drodze doszkoły, oddalonej od domu o trzy-cztery przecznice, ich pociechy mogą zostać porwane.Powiedziałam Guelmis, że mam plany na wieczór
[ Pobierz całość w formacie PDF ]