[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie mówią, że potrafi rzucać urok.- Denniswzdrygnął się.- A w Prypeci? Czy istnieje możliwość, że ukrywa się tutaj w jednym z opuszczonychmieszkań?Dennis zdjął futrzaną czapkę i poskrobał się po głowie.- Istnieje.Ale promieniowanie tutaj jest bardzo silne.Zbyt silne.- Ale przywiózł mnie pan tutaj.- Tak, ale nie siedzimy tu cięgiem.Zresztą, Prypeć miała pięćdziesiąt tysięcymieszkańców.Jest tu mnóstwo domów.Jak go pan będzie szukał?- Myślałem, żeby zaczekać do zmroku i zobaczyć, czy gdzieś nie pojawi się światło.Musi się jakoś ogrzać i czymś świecić.- Chce pan zaczekać w hotelu?- Nie, bo mogą tu nadejść inni zwiedzający.To pierwsze miejsce, do którego mnie panzabrał.Zresztą, musimy przestawić samochód.Lepiej, żeby się nie domyślił, że go szukamy.- Ten koleś nie chce, żebyśmy go znalezli?- A jak pan myśli, po co ukrył się w Zonie?Zeszli po schodach na dół.Na zewnątrz zobaczyli pozostałych turystów wchodzącychz Genadym do szkoły.Państwo Dowds i dwaj Niemcy pomachali im, a oni im odmachali.Skorpion zapakował się z Dennisem do łady i ruszyli pustymi ulicami.- Znam takie miejsce za Pałacem Kultury, gdzie możemy postawić samochód i nikt gonie zobaczy.- A co z Genadym i z tamtymi?- Pomyślą, że wróciliśmy do Czarnobyla.Zaparkowali obok jakiejś szopy za Pałacem Kultury, sporego obiektu porośniętegowyrastającymi z betonu nagimi drzewami i krzewami.Wysiedli i ruszyli w stronę budynkumieszkalnego w pobliżu centrum.- Nie chcesz, żeby ten koleś zauważył samochód.Jest niebezpieczny?- Możliwe.- Jeśli Szełajew przeszedł trening Specnazu, co było bardzoprawdopodobne, był bardziej niż niebezpieczny.Do tego ten talent do miażdżenia czaszek.Dennis zatrzymał się.- Pięć tysięcy, to może być trochę mało.- Może być, ale więcej pan nie dostanie - odparł Skorpion, nie przerywając marszu.Zauważył jadący zadrzewioną jezdnią mikrobus Genadego i skinął na Dennisa, żeby schowałsię z nim za porzuconym kioskiem.Patrzyli na odjeżdżający mikrobus.Skorpion czuł się,jakby żegnał ostatnie ślady cywilizacji.Podjęli wędrówkę w stronę wysokiego bloku mieszkalnego.Wiatr przybrał na sile.Znów dobiegł ich stukot okiennicy.Za godzinę mniej więcej zacznie się ściemniać.Weszli dosieni bloku.Posadzka, jak wszędzie, była zasypana śniegiem i tłuczonym szkłem.Roślinnośćrozsadziła podłogę i pięła się po schodach aż na najwyższe piętro.Mieszkanie z rozległym widokiem na miasto nie miało drzwi.Na środku balkonurosło drzewo, którego gałęzie wdarły się do salonu.Przeszli przez całe mieszkanie, ostrożniestąpając po szkle.W tym miejscu należało się wystrzegać skaleczeń.W kuchni na podłodze leżało wysokie krzesło dziecięce.W innym pokoju znalezliporzuconego misia, z którego sypały się trociny.Dawni mieszkańcy musieli mieć dzieci.Dennis przytknął licznik do misia.3,816.Nic dziwnego, że hieny się na niego nie połasiły,pomyślał Skorpion.Z okładki pożółkłej gazety na podłodze wyglądała uśmiechnięta twarzGorbaczowa.Dennis sprawdził mieszkanie licznikiem.Zrednia odczytu wynosiła 1.05, czylinie najgorzej.Po sprawdzeniu Geigerem wybranego fragmentu podłogi, kucnęli.Dennis zapaliłpapierosa.Skorpion wydobył z plecaka butelkę Nemiroffa i obaj pociągnęli z gwinta.- Ten facet, co on ci takiego zrobił? - zainteresował się Dennis.- Nic.Mam do niego interes.- Interes, dla którego narażasz życie? To nie jest interes.Odbił ci babę?Skorpion pokręcił głową.Nie, ale odbił dziewczynę Pjatowowi.Tu właśnie mogło byćzródło wszystkich nieszczęść.Wyjął kamerę guzikową - kamerę szpiegowską zakamuflowanąw postaci guzika - i przypiął po zewnętrznej stronie kurtki.Zaprogramował ją na nagrywaniena kartę pamięci, którą wsunął do wewnętrznej kieszeni.Dennis przyglądał mu sięz zaciekawieniem.- Co to jest?- Kamera.Jestem prawnikiem.Potrzebne mi jest zeznanie tego człowieka w pewnejsprawie.Czytał w oczach Dennisa, że tamten mu nie wierzy.Na dworze zaczęło się ściemniać.W tej części świata w zimie noc zapada wcześnie.Na rosnącym na balkonie drzewie usiadłjastrząb i zaczął im się przyglądać.Kiedy Skorpion wstał, ptak odfrunął.Stanął na progubalkonu, patrząc na miasto.Domy powoli zamieniały się w ciemne bryły.Czuł, że Dennisstanął za nim.- Musimy mieć widok na wszystkie strony.Chodzmy na dach - powiedział Skorpion.Zebrali swoje rzeczy i wyszli na dach.Wiatr robił się coraz bardziej mrozny.Skorpionobracał się powoli wokół własnej osi, rozglądając na wszystkie strony.Nic.Miasto duchów.Nagle Dennis trącił go w ramię.- Tam - powiedział, wyciągając rękę w stronę bloku, na którego dachu majaczyłniewyraznie sierp i młot
[ Pobierz całość w formacie PDF ]