[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastanawiał się, ile minie czasu, zanim Rickards zadasobie pytanie, dlaczego morderca wybrał te akurat buty.SRickards wiedział, że Dalgliesh ma rację: wizyta u pani Dennison o tak póznej porze byłaby niczymnie uzasadnionym najściem.Nie potrafił jednak przejechać obok Starej Plebanii nie zwolniwszy, byzerknąć w poszukiwaniu znaków życia.Nie dostrzegł żadnych; za gęstwą szarpanych wiatremkrzaków dom stał mroczny i cichy.Wchodząc do swojego, równie ciemnego domu Rickards poczułprzemożne zmęczenie.Było jednak masę papierkowej roboty, z którą musiał się uporać przedpójściem do łóżka, w tym końcowy raport dotyczący sprawy Zwistuna; powinien w nimodpowiedzieć na kłopotliwe pytania, zarysować linię obrony, która stwarzała szansę odparciazarzutów, zarówno prywatnych, jak i publicznych, że policja wykazała się niekompetencją, żedowodzenie akcją było liche, że okazano nadmierną wiarę w technikę, zbyt mało wagiprzywiązując do poczciwej staroświeckiej roboty dochodzeniowej.Dopiero potem miał sięgnąć ponajnowsze meldunki związane z morderstwem Robarts.Zbliżała się czwarta nad ranem, kiedy zdarł z siebie ubranie i padł twarzą na łóżko.Zapewne poczułprzez sen, że jest mu zimno, kiedy bowiem wreszcie się obudził, stwierdził, że leży pod kocem.Zapaliwszy lampę przy łóżku stwierdził tym razem z trwogą coś jeszcze: dochodziła ósma,przespał więc terkotanie budzika.Oprzytomniawszy w okamgnieniu, odrzucił koc, wstał z łóżka ipochylił twarz do lustra nad żoniną toaletką.Na jej blacie, udrapowanym dookoła biało-266INTRYGI I %7łDZE-różowym tiulem, stał komplecik, składający się z tacy i stojaczka na biżuterię; na ramie lustra byłazawieszona szmaciana laleczka, którą Susie w dzieciństwie wygrała na jarmarku.Brakowało tylkonaczynek z kosmetykami; ich nieobecność odczuł nagle tak boleśnie, jak gdyby Susie zmarła, onezaś zostały usunięte razem z innymi nieważnymi okruchami życia.Co ma wspólnego rozmyślał,pochylając się jeszcze bardziej do lustra z tą biało-różową całkowicie kobiecą sypialnią jegowymizerowana twarz i twardy męski tors? Po raz kolejny doznał tego samego uczucia, jakienawiedziło go wówczas, gdy sprowadzili się tu miesiąc po podróży poślubnej: że nic w tym domutak naprawdę nie należy do niego.Jako młody konstabl-detektyw byłby zdumiony, gdybyktokolwiek mu powiedział, że dojdzie do takiego domu ze żwirową pętlą podjazdu, z półakrowymogrodem, z osobnym salonem i jadalnią, które urządzone dobranymi z wielką pieczołowitościąkompletami mebli, wciąż zresztą dziewiczo nieskalanych przypominały mu, ilekroć tamwchodził, ów dom towarowy przy Oxford Street, gdzie dokonywali zakupów.Ptfcl nieobecnośćSusie znów jednak czuł się w domu zle, jak pogardzany i ledwie tolerowany gość.Nakładając szlafrok, otworzył drzwi małego pomieszczenia w południowej części domu, któremiało pełnić rolę pokoju dziecięcego.Aóżeczko, jasnocytrynowo-białe, współgrało kolorystycznie zzasłonami.Pod ścianą stolik do przewijania; dolna półka czekała na dziecięce rozmaitości,zwieszająca się z boku torba na czyste pieluchy.Na tapecie hasały stada królików i owieczek.Trudno było uwierzyć, że któregoś dnia będzie tu spało jego dziecko.Odpychał go od siebie nie tylko ten dom.Brak Susie sprawiał, że chwilami trudno mu byłouwierzyć w realność ich małżeństwa.Poznali się podczas rejsu do Grecji, który potraktował jakoalternatywę zwykle wypełniającej mu urlop samotnej pieszej włóczęgi.Była jedną z niewielu napokładzie młodych kobiet; podróżowała z matką, wdową po dentyście.Teraz zdawał sobie sprawę,że to Susie okazała inicjatywę, że to ona dążyła do małżeństwa, że to ona wybrała jego na długoprzedtem, zanim on wpadł na pomysł, żeby wybrać ją.Olśnienie jednak, kiedy wreszcie przyszło,było pochlebne raczej niż burzące jego spokój wewnętrzny, a poza tym trudno powiedzieć, żeinicjatywa Susie trafiła na niepodatny grunt.Osiągnął ten etap życia, gdy chwilami delektował sięwyidealizowaną wizją żony czekającej w domu, wygód życia rodzinnego, kogoś, do kogo siępowraca po ciężkim dniu, a wreszcie dziecka, nadziei na przyszłość i uzasadnienia wszelkichwysiłków dziś.267.D.JAMESSusie wyszła za niego mimo oporu ze strony matki, która zrazu może pamiętając, że Susie liczy już dwadzieścia osiem lat i że upływ czasu jej nie służy zdawała się sprzyjać pomysłowi, pózniej jednak kiedy zaręczyny stały się faktem dokonanym zaczęła jasno dawać do zrozumienia, iżjedynaczkę mógł spotkać lepszy los.Hałaśliwie zatem eksploatowała ten wątek, poddając zarazemRickardsa intensywnej reedukacji towarzyskiej.Aliści nawet ona nie umiała znalezć w domusłabych punktów.Pochłonął wszystkie oszczędności Rickardsa plus największy kredyt, jaki mogłaudzwignąć jego pensja, jawił się jlednak jako niewzruszony symbol dwóch rzeczy o największymdlań znaczeniu: małżeństwa i pracy.Susie była zawodową sekretarką, ale z zadowoleniem jak się zdawało zrezygnowała z pracy.Gdyby postanowiła pracować nadal, Rickards by ją w tej decyzji poparł.Sprzyjałby zresztąwszelkim zainteresowaniom, jakie zechciałaby okazać.Wolał jednak, by poprzestawała na domu iogrodzie, by czekała wieczorami na jego powrót.Nie był to ani aktualnie modny rodzajmałżeństwa, ani też taki, na jaki może sobie pozwolić większość par, odpowiadał jednakRickardsowi, który dziękował opatrzności, że odpowiada również Susie.Wiedział już teraz, że nie kochał jej w chwili ślubu.W istocie, mógłby przyznać, nie znał wówczasnawet prawdziwej treści słowa miłość", skoro w żaden sposób nie odnosiło się ono do na poływstydliwych i często poniżających przygód, jakie miewał z kobietami przedtem.A przecież nietylko pisarze i poeci używali tego słowa; posługiwał się nim cały świat, wiedząc jeśli nie zbezpośrednich doświadczeń nawet, to instynktownie, co oznacza.Czasem czuł się upośledzony,wydziedziczony z tej wspólnej własności, jak człowiek, który od urodzenia pozbawiony jest zmysłusmaku lub węchu.A gdy kilka miesięcy po ślubie pokochał Susie, było tak, jakby otworzyło sięprzed nim coś, o czym wiedział, lecz czego nie doświadczył, jakby ślepe oczy przejrzały nagle narzeczywistość światła, kolorów i kształtów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]