[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mogę zrozumieć, że policja przeszukała nasz dom, ale nie rozumiem, jak moglipostawić cię w stan oskarżenia.Skoro rewizja niczego nie wykazała.- Nie wykazała, ponieważ nie mogła niczego wykazać! - Poczuł się urażony, a jegoton sugerował, że jest głupia.- Wiem, Frank.Ale nie rozumiem - powiedziała jeszcze pokorniej.-Może jestemgłupia, ale nie rozumiem, jak można postawić człowieka w stan oskarżenia napodstawie gołosłownych pomówień.- Ja też nie rozumiem - odparł Frank z goryczą.- Chcą po prostu dopaść faceta, którynosi nazwisko Russo.Vivian nie mogła tego dłużej znieść.Wyciągnęła rękę, uniosła kubek Franka i starłakrążek po kawie, który mąż rozmazywał palcem w esy-flore-sy.Wstała, wypłukałagąbkę i dwukrotnie umyła ręce.Drgnęła, kiedy Frank stanął za nią.- Nie wątpisz we mnie, prawda, Viv?Potrząsnęła głową.Nie wątpiła w swojego męża, ale wątpiła w Bruze-mana,prokuratora, sąd oraz w to, że zdołają wyjść z tego z życiem.- Już czas - powiedziała.Wzięli dwa wozy, ponieważ Vivian prosto od Bruzemana jechała do banku.Wleksusie pozwoliła, by metalowe drzwi odgrodziły ją od rzeczywistości.Potrzebowała ciszy, pustki.Nie włączyła nawet radia.Przez krótką szaloną chwilępragnęła ominąć zjazd prowadzący do biura Bruzemana.Pragnęła jechaćtygodniami autostradą, nie myśląc o niczym, uczepiona kierownicy.Zwestchnieniem wrzuciła kierunkowskaz.Bruzeman kazał im czekać, jak wtedy, gdy przyprowadziła Jadę.Czekanie nigdy niebyło mocną stroną Franka, spacerował teraz po poczekalni, a jego wściekłość rosła zkażdą minutą.- Najpierw drań mówi mi, że pozwiemy gliny i powiat, i zarobimy kupę szmalu.Potem powiadamia mnie radośnie o cholernym oskarżeniu.A teraz każe mi czekać?Zainkasował tyle forsy i każe nam czekać?! Za kogo on się, kurwa, uważa?Vivian patrzyła, jak Frank stopniowo doprowadza się do pasji.Wiedziała, że złośćpozwala mu przetrwać, tak jak jej pomagały przetrwać metalowe drzwi.- Minęło dopiero piętnaście minut - powiedziała.- Wiesz, ile facet bierze za godzinę? Te piętnaście minut jest warte sto dwadzieściadolców.Najdroższe czekanie świata.Kiedy zaczął krzyczeć, że na pewno za to nie zapłaci, pojawiła się sekretarka.Frankwszedł do gabinetu Bruzemana, jakby go sam zbudował.Usiadł na wielkimskórzanym fotelu, naprzeciwko biurka, pozostawiając Vivian miejsce na kanapce.Uchwyciła się oparcia, jakby była to ostatnia łódz ratunkowa Titanica".Bała się, żeza chwilę zanikną się nad nią fale.- Frank, wiadomości nie są dobre, ale.- zaczął Bruzeman.- Jak to, kurwa, możliwe, żeby zwołano tajne posiedzenie sądu? - przerwał mu Frankw pół słowa.- Dlaczego nic o tym nie wiedziałeś? Dlaczego nic nie zrobiłeś? -niemal krzyczał.Bruzeman uniósł brwi.- A co niby miałem zrobić? Frank, uprzedziłem cię, że mogą mieć informatora.Inaczej nie uzyskaliby nakazu rewizji.- Ale niczego nie znalezli.To znaczy.- Frank uspokoił się trochę.W Viviannarastało przerażenie.- Nie aresztowaliby ciebie i twojej żony, gdyby informator, czy też współpracujący znimi świadek, nie dostarczył im wystarczających dowodów.Mówiłem ci o tym,kiedy załatwiłem kaucję.Mówił? Vivian zastanawiała się, czy rzeczywiście.Nie wspomniał jej o tym aniBruzeman, ani Frank.- Powiedziałeś mi też, że załatwimy to w tydzień, a koszty zamkną się w granicachdwudziestu pięciu tysięcy - powiedział Frank.- Zwiadek? - Odezwała się po raz pierwszy Vivian.Dotąd siedziała ze spuszczonągłową, ale teraz popatrzyła na Bruzemana.- Zwiadek czego?- Oskarżenia - powiedział Bruzeman, jakby była niedorozwiniętym dzieckiem, poczym zwrócił się znów do Franka.- Ale czego on był świadkiem? - Vivian nie dawała za wygraną.Oczami wyobrazni ujrzała jak sąsiad albo właściciel konkurencyjnej firmywykonuje anonimowy telefon, wysyła list.Bez trudu wyobraziła sobie również, jakjeden ze stolarzy, których Frank zwalniał masowo za brak kompetencji, składadonos na byłego pracodawcę do urzędu podatkowego.Trzykrotnie byli sprawdzani iwyszli z lustracji czyści jak łza.Vivian wiedziała jednak, że oskarżenie zwolnionegopracownika nie wystarczy, by postawić człowieka przed sądem.- Kim jest ten świadek?- Akt oskarżenia jest tajny - odpowiedział Bruzeman.- Co to znaczy? - zapytała.Bruzeman uniósł brwi.Nie spojrzał nawet na nią, zwracając się ponownie doFranka.- Frank, mamy mnóstwo spraw do omówienia.Nie sądzę, żeby to była pora na naukęprawa.Otrzymałem informację, że w południe wiadomość zostanie podana dopublicznej wiadomości.- W południe? - przerwał mu Frank, spoglądając na zegarek.- Zostało zaledwie dwiegodziny.- Otóż to! - adwokat zwrócił się w końcu do Vivian.- Ty nie jesteś zagrożona -powiedział, jakby był to jedyny powód jej pytań.- Wygląda na to, że informatorwycofał wszystkie zarzuty wobec ciebie.Sprawa więc ciebie nie dotyczy.-Uśmiechnął się.- To oznacza, że będziesz mogła zeznawać na rzecz Franka.Przygotujemy cię.Na razie chciałbym omówić z Frankiem strategię wobec prasy.-Vivian zrozumiała, że została delikatnie wyproszona za drzwi.ArogancjaBruzemana przechodziła wszelkie wyobrażenia.%7łal jej było żony tego człowieka,jeżeli ją w ogóle miał.Jezu, współczuła nawet jego psu.- Twoje zadanie jest proste - ciągnął Bruzeman.- Nie udzielaj żadnych wywiadów.Wolno ci powiedzieć tylko tyle, że twój mąż jest niewinny, że ty i dzieci stoicie zanim murem, ponieważ jest dobrym ojcem, dobrym mężem i niewinnymczłowiekiem.Wstał i podał jej kartką maszynopisu z treścią oświadczenia.Popatrzyła na Franka.Jego twarz była tak blada, że niemal biała.Pytania cisnęły się Vivian na usta, aleodruchowo podniosła sią z miejsca.- Chcesz, żebym wyszła, Frank? - zapytała.Frank skinął głową i nie ruszył się zfotela.Vivian puściła swoją łódz ratunkową i wyszła prosto w otchłań.W drodze do pracy myślała o dzieciach.Jeżeli znowu rozpęta się piekło, jeżeliznowu trafią na pierwsze strony brukowców, będzie musiała pomyśleć o zmianieszkoły.Ale dokąd wysłać dzieci? W okolicy były tylko prywatne instytuty.Zresztą,czy zmiana środowiska w czymkolwiek zmieni sytaucję? Jenna zostaniewystawiona na próbę nie tylko jako dziewczynka, której ojciec oczekuje na proces,lecz również jako nowa uczennica.Jenna lubiła swoją obecną szkołę i koleżanki,przynajmniej na tyle, na ile może lubić szkołę dwunastolatka.Nie, takie rozwiązanie nie wchodziło w rachubę.Poza tym, przeprowadzili się do tejdzielnicy właśnie przez wzgląd na dobre szkoły publiczne.Pomijając fakt, że w tejchwili nie stać ich na takie wydatki.Vivian zmieniła pas, przygotowując się do skrętu w prawo.Zastanawiała się, czydzieci bardzo by ucierpiały, gdyby pozostawiła je tam, gdzie są.Jeżeli proceszostanie nagłośniony tak, jak przewidywał Bruzeman, dzieciom nie będzie łatwo.Może.Myśl zaświtała jej w głowie, ale odsunęła ją od siebie.Jednak wracałauporczywie.Szkoła z internatem.Dobra szkoła z internatem mogłaby byćnajlepszym rozwiązaniem dla Jenny.Znalazłaby się poza zasięgiem miejscowejprasy, nie licząc innych korzyści - lepszy program sportowy, wyższy poziomnauczania, co z kolei zapewniało przyjęcie do lepszego college'u.Oczywiście miałoto swoje ujemne strony: serce pękało jej na myśl o przedwczesnym rozbiciu rodziny,ale najważniejsze w tej chwili było dobro Jenny.Pozostawał Frankie, ale z nim niemogła sią jeszcze rozstać.Trudno.Omal nie przejechała zjazdu na bankowy parking.W cząści dla pracowników niebyło wolnego miejsca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]