[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bill był tak zmartwiony, że na jednym z posiedzeń komisji odwołałdoktor Flowers na bok i porozmawiał z nią.Nie wyjawiła mu żadnychsekretów.Jedyne, co mogła zrobić, to uspokoić go.- Większość kobiet godzi się z przemocą przez całe lata - powiedziałarzeczowo, zaintrygowana jego reakcją.Sprawiał wrażenie człowieka,który szaleje z niepokoju.- A w tym wypadku mamy do czynienia znajbardziej subtelną, najbardziej zdradziecką postacią przemocy.TacyRS167mężczyzni jak Jack są w tym mistrzami.Manipuluje nią tak, że to onaczuje się odpowiedzialna za to, co on robi.I siebie przedstawia jakoofiarę.Przy czym powinien pan pamiętać, Bill, że ona mu na to pozwala.- Jak możemy jej pomóc? - spytał.Rozpaczliwie mu na tym zależało,ale nie miał pojęcia, jak się zachować.- Być przy niej.Słuchać.Czekać.Mówić jej szczerze, co pan myśli iczuje w związku z tym.Ale jeśli będzie chciała czuć się winna wobecJacka, to będzie się czuła winna.Prawdopodobnie w końcu znajdziewyjście z tej sytuacji.Wtedy powinien pan zrobić co możliwe, żeby jejpomóc.Wiedziała od Maddy, że Bill dzwoni do niej codziennie, i bardzoceniła tę jego życzliwość.Zastanawiała się, czy nie kryje się za nią coświęcej, ale Maddy uparcie twierdziła, że są tylko przyjaciółmi i że ożadnych romansowych motywach nie ma mowy po żadnej stronie.Doktor Flowers nie była tego taka pewna.Jakkolwiek jednak było, lubiłaBilla i miała wiele szacunku i dla niego, i dla Maddy.- Niepokoję się po prostu, że któregoś dnia jego subtelność sięskończy i ustąpi miejsca czemuś bardziej oczywistemu.Wciąż się boję,że zrobi jej krzywdę.- Już teraz jej robi - powiedziała jednoznacznie.- Ale tacy jak onmężczyzni zazwyczaj nie stosują rękoczynów.Nie mogę panu obiecać,że do tego nie dojdzie, ale wydaje mi się, że Jack jest na to za mądry.Chociaż im bardziej realna będzie możliwość, że zdobycz wymknie musię z rąk, tym gorszy będzie dla żony.Na pewno nie pozwoli jej odejśćpo dobroci.Po zebraniu, gdy Maddy wyszła, porozmawiali o tym nieco dłużej.Wracając do domu, Bill nie był specjalnie podniesiony na duchu.Tylkoraz w życiu czuł się tak bezradny.A może ten paniczny lęk, że Maddymoże stać się krzywda, miał swoje zródło w tamtym przeżyciu, kiedyporwano, a potem zamordowano mu żonę? Do tego czasu tak naprawdęnie wierzył, że może się wydarzyć coś równie potwornego.Gdy spotkali się za tydzień, na kolejnym zebraniu, dał jej doprzeczytania poprawiony maszynopis książki.W weekend była wpołowie lektury.Czytała, a łzy płynęły jej po twarzy jak groch.Takzobaczył ją Jack.- I cóż tam znowu czytasz takiego wzruszającego? - spytał zdumiony.RS168Byli w Wirginii.Dzień był deszczowy i Maddy całe popołudnieprzeleżała na tapczanie z książką, zapłakana.Opowieść Billa o tym, coprzeżywał, gdy żonę porwali terroryści, rozdzierała jej serce.- To książka Billa Alexandra.Bardzo dobrze napisana.- Na litość boską, po co czytasz takie gówno? Ten facet tonieudacznik.Trudno uwierzyć, żeby był w stanie napisać cośwartościowego.Nie miał dla Billa ani krzty szacunku i najwyrazniej go nie lubił.Nielubiłby jeszcze bardziej, wręcz znienawidziłby go, gdyby wiedział, żeBill jest dla niej takim wsparciem.Może zresztą Jack to wyczuwał?- Naprawdę jest bardzo wzruszająca.Jack nie podjął już tematu, ale kiedy wieczorem Maddy chciała znowusięgnąć po wydruk, nie mogła go znalezć.W końcu spytała męża, czy gonie widział.- Owszem.Pomyślałem, że zaoszczędzę ci dalszych łez.Jest tam,gdzie jego miejsce.W śmietniku.- Wyrzuciłeś go? - spytała wstrząśnięta.- Lepiej będzie, jak wykorzystasz ten czas na coś innego.Jakbyświęcej popracowała nad wyszukiwaniem ciekawych tematów, to twojenotowania zaraz poszłyby w górę.- Wiesz dobrze, że ciągle nad tym pracuję - powiedziała, broniąc się.Ostatnio miała na tapecie skandal w CIA i kolejny przypadekpogwałcenia przepisów celnych.- I wiesz, że tematy nie są żadnymproblemem.- To może się starzejesz, dziecino? Wiesz, widzowie niespecjalnielubią kobiety po trzydziestce.Robił co mógł, żeby ją pognębić.- Nie miałeś prawa wyrzucać tej książki.Jeszcze jej nie skończyłam.Iobiecałam zwrócić, jak przeczytam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]