[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Christinapoczuła się winna z powodu swej złośliwości.- Przepraszam - wymamrotała, zakrywając oczy dłonią.-Wybaczmi, babciu.To nie było uprzejme.Nie, żeby tak nie myślała, lecz starsza pani nie zasługiwała nataką reprymendę.- Twój dziadek - powiedziała powoli babcia - był wspaniałymczłowiekiem.Zupełnie jak święty.Nigdy nie bał się mówić otwarcietego, co myśli, i ja też się nie boję.Jeśli nie możesz znieść żaru,Christino Mayhew, powinnaś wyjść z kuchni.Nigdy nie uważałam cięza jakąś mimozę, ale teraz widzę, że chyba się pomyliłam.Christina skonsternowana patrzyła, jak babcia odchodzi w tymsamym momencie, kiedy podszedł do nich Martin.Pozdrowił paniąMayhew, która odburknęła coś w odpowiedzi.Tafft przeciąglepopatrzył za nią.- Co się stało twojej babci, Christino? Nawet na mnie niespojrzała.Wygląda, jakby miała ochotę kogoś zamordować.- Tak, mnie - odparła smutno dziewczyna.- Ciebie? - Z niedowierzaniem zamrugał oczami.- Tak.Właśnie przed chwilą powiedziałam jej coś okropnego.- Chyba już najwyższy czas, by ktoś przywołał ją do porządku.Uśmiechnął się, jednak Christina potrząsnęła głową.Wcale niebyła z siebie zadowolona.286RS- Nie, to, co powiedziałam, było podłe.Wiem, iż babcia bywaczasami wręcz nie do zniesienia, jednak ja nie powinnam sobie na cośtakiego pozwalać.Martin delikatnie ujął jej dłoń i podprowadził ją do rzędukrzeseł.- Chodz tutaj, kochanie.I wszystko mi opowiedz.Christinamiała ochotę się rozpłakać.Był taki miły mimo ich popołudniowejkłótni.Poszła za nim szczęśliwa, że tak zupełnie nie zrezygnował zniej i ich związku.Tafft posadził ją w miękkim, głębokim fotelu.- Napijesz się czegoś? - spytał troskliwie.- Wyglądasz tak, jakbyprzydał ci się mocniejszy drink.Chociaż - dodał, omiatając jąwzrokiem konesera - muszę przyznać, że zarazem wyglądaszwyjątkowo pięknie.Zielony kolor idealnie pasuje do twoichwspaniałych, ciemnych włosów i zielonych oczu.- Dziękuję.Był tak miły i uprzejmy.A przy tym tak pełen życia i energii.Miał silny charakter, był wykształcony, inteligentny i mądry życiowo.Był po prostu ideałem, a Christina pragnęła go tak bardzo, że powoliwszystko psuła.- To jak z tym drinkiem? - spytał, unosząc brwi.No tak.Zupełnie o tym zapomniała.Nie lubiła smaku alkoholu,ale Martin miał chyba rację.Jeden drink mógł poprawić jejsamopoczucie.- Z chęcią napiję się czegoś, Martinie.Może być manhattan.287RS- Zaraz wrócę.Poklepał ją po ramieniu i odszedł.Christina tymczasem zdałasobie sprawę, że choć rozwodził się nad jej urodą, to nawet niepocałował jej w policzek, nie mówiąc już o jakimś bardziej czułymuścisku.Być może nie byłoby to odpowiednie zachowanie wtowarzystwie, zrobiło się jej jednak przykro.To pewnie pierwsze objawy typowo kobiecej słabości,powiedziała sobie w duchu.Przecież kobiety na ogół sądziły, żemężczyzni zwracają uwagę tylko na wygląd zewnętrzny, zapominajączupełnie o sferze uczuć.W każdym razie taka była obiegowa opinia.Za to, że w nią uwierzyła, nienawidziła samej siebie.A może znaczyło to po prostu, że aż tak bardzo nie różni się odinnych przedstawicielek swojej płci, a radykalne poglądy iprzekonania jej rodziny nie są w stanie tego zmienić.Sama już niewiedziała, czy powinno ją to cieszyć, czy raczej stanowić powód dozmartwień.- Ach, tutaj jesteś!Skonsternowana popatrzyła do góry.Pablo Orozco spoglądał nanią takim wzrokiem, jakim pies wpatruje się w kość.Ubrany był wsmoking, z którego czernią drastycznie kontrastowała biel gipsu.Oczymiał rozpalone i wyglądał zupełnie tak, jakby za chwilę miał zagrać wmiłosnej scenie.Christina odchrząknęła.Jeśli oprócz kłótni z babciąbyło coś, na co nie miała teraz najmniejszej ochoty, to właśnie nadyskusję z Pablem Orozco.Szczególnie kiedy na siłę próbowałpodkreślić swój seksapil.288RS- Tak, tutaj jestem - próbowała udawać znudzoną i całkiemniezle jej to wyszło.Orozco bez zaproszenia z jej strony usiadł w fotelu obok i złapałChristinę za rękę.Zmarszczyła brwi, Pablo jednak nie zamierzał jejpuścić.Zamiast tego podniósł jej dłoń do swoich ust.- Natychmiast przestań! - krzyknęła, wyrywając rękę.- Ależ, Christino, nie oszukasz mnie - zamruczał.- A co, jeśli tak zrobię - odparła.Nie miała ochoty na tę słownągrę.Nie wiedziała też, kto był gorszy: babcia czy Pablo Orozco.Marzyła, żeby zniknęli z jej życia i dali jej wreszcie odetchnąć; babciana chwilę, a Pablo Orozco na zawsze.- Moja droga Christino, możesz być ze mną całkiem szczera.Wiem, że mnie pragniesz - powiedział, wpatrując się w niąnatarczywie.- W innym wypadku nie ubrałabyś się takprowokacyjnie.- Prowokacyjnie? - W osłupieniu spoglądała na niego, nie mogącuwierzyć własnym uszom.Czy ona wyglądała prowokacyjnie? DobryBoże!- Potrzebny ci mężczyzna, Christino.Prawdziwy mężczyzna.Pragniesz mnie, nie Martina Taffta.A ja mogę ci dać to, czegopożądasz.I czego potrzebujesz.Christina wstała tak gwałtownie, że omal nie wywróciła fotela.- Co?! Czy ty naprawdę miałeś na myśli to, co przed chwiląpowiedziałeś?289RSSpostrzegła, że ludzie dookoła odwracają się i przyglądają im wzdumieniu.Szybko wzięła głęboki- oddech i zacisnęła usta.Pablopatrzył na nią swymi brązowymi mętnymi oczami, które wyrażałycałą jego męską siłę.Oczy te były piękne, jednak znajdowały się natwarzy obleśnego prosiaka i Christina ani na moment o tym niezapomniała.A on śmiał się.Po prostu bezczelnie się śmiał.Bezwiedniezacisnęła pięści, jednak w porę się opanowała.Nie uderzyłaby go.Nigdy nie zachowałaby się jak jej babcia.To, że nosiła nazwiskoMayhew, nie znaczyło, że ma zachowywać się zle.- Co się tu dzieje?To wypowiedziane opanowanym głosem pytanie zadał Martin.Christina odwróciła się i zobaczyła, że reżyser stał tuż za nią,trzymając dwa drinki.Mimo to nie patrzył na nią.Jego wzrokspoczywał na Orozco i nie wróżył niczego dobrego.Ponowniespojrzała na Pabla.Na jego twarzy malowała się złośliwość, a ustabyły pogardliwie wydęte.Aż zagotowało się w niej ze złości.- Pablo robił mi jakieś śmieszne propozycje, Martinie -powiedziała lekko drżącym głosem.- Czy naprawdę odebrałaś je jako śmieszne? - głos gwiazdorabył niski, dzwięczny i spokojny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]