[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ogarnij sięszybko i schodź na dół, bo musimy wracać.Pani Belknap na pewno ma już dosyć gości.Jak na zawołanie gospodyni pojawiła się wdrzwiach.– Ależ skąd, pani Isham.Mercy zawsze jestu nas mile widziana.Kocham ją niemal jakrodzoną córkę.Tymczasem zapraszam dośrodka, bo minie jeszcze chwila, zanim tenśpioch się ubierze.Rose z przyjemnością przyjęła zaproszenie.– Jak tam wczorajsze przyjęcie?Pani Belknap rozpromieniła się.– Było cudownie, a to zasługa twojejsiostrzenicy i jeszcze jednego naszego gościa.Pokolacji zabawiali nas graniem i śpiewaniem.– Mercy robiła takie rzeczy? – zdumiała sięRose.Pani Belknap spłoszyła się, gdyż pojęła, żepowiedziała za dużo.Wiedziała, jak surowi sąHartowie w tych sprawach.– Pani, wybacz, jeśli twoim zdaniempostąpiłam nieroztropnie, zachęcając ją do tego.– Nie, źle mnie zrozumiałaś, pani.Cieszęsię, że Mercy nie ukrywała swego światła podkorcem, jak to czyni w domu.Jestem wręczzdumiona, że udało ci się ją namówić dowystępu.– Podziękowania należą się naszemugościowi, nie mnie – odrzekła z ulgą paniBelknap.Mercy zbiegła na dół i serdecznie uściskałaciotkę.– Dzień dobry, Rose!Rose odwzajemniła uścisk, zastanawiającsię, co wprawiło siostrzenicę w tak wspaniałyhumor.Radość dosłownie wylewała się z niejjak woda z rzygaczy zdobiących rynny opactwawestminsterskiego.– Witaj, Mercy.Hejże, chyba czegośzapomniałaś? – Poklepała ją po rozwichrzonychwłosach.– Ojej, mój czepek! Zaraz wracam.–Dziewczyna pognała z powrotem na górę,skacząc po dwa stopnie.Po chwili pojawiła sięznowu, z głową już uładzoną.– No, możemy iść.– A torba?Mercy mruknęła coś na temat swojegozapominalstwa.– Jeszcze sekunda.Zanim zdążyła zrobić krok, na schodachpojawiła się Ann i cisnęła jej torbę.–Proszę,Panno–Zapomniałam–Gdzie–Mam–Głowę!– Jestem beznadziejna.– Mercy westchnęła,tłumiąc ziewnięcie.Ann również z trudem powstrzymywałaziewanie.Rose podejrzliwie popatrzyła na zaspanedziewczęta.– Kiedy położyłyście się spać?– Zdaje się, że plotkowały i chichotały doświtu – stwierdziła pobłażliwie pani Belknap.–Miały sobie wiele do powiedzenia.Mamnadzieję, że niedługo znów się zobaczymy,kochanie – dodała, całując Mercy w czoło.– Ja też, pani.I dzięki za gościnę.– Zawsze jesteś tu mile widziana, zwłaszczakiedy mamy gości, których chcemy oczarować!– zawołała pani Belknap, gdy Rose i Mercy byłyjuż na ulicy.Rose pomachała jej na pożegnanie i ujęłasiostrzenicę pod ramię.– Jak słyszę, bardzo się spodobałaś.Mercy stropiła się.– To źle?– Źle, że grałaś na lutni? Oczywiście, że nie.Ja też uwielbiam słuchać twojej gry.Rose pokręciła głową, ubolewając, żedziewczyna nie pozwala sobie na radość znielicznych przyjemności, jakich doznaje wswym smutnym życiu.Na świecie jest dośćcierpienia, by jeszcze odmawiać sobie rzeczy,które pozwalają je złagodzić.Przez chwilę szły w milczeniu, aż w końcuMercy się odezwała:– Czy byłoby możliwe, ciociu, żebyś zabrałamnie kiedyś ze sobą do teatru?Gdyby sama królowa Elżbieta ukazała sięnagle na Watling Street i z miejsca nadała imszlachectwo, Rose byłaby mniej zaskoczona.– Czy ja dobrze słyszę? Chcesz obejrzećsztukę?– Tak, o ile takie życzenie nie będzie uznaneza zdrożne – odrzekła Mercy, mnąc w palcachfałdy płaszcza.Niektórzy uznaliby, że jest bardzo zdrożne,ale mężczyźni tego pokroju okazali sięnajbardziej okrutni dla Rose, kiedy zhańbiłaswe imię – toteż nie zamierzała się przejmowaćich opiniami.Jej szwagier i ojciec Mercy napewno popatrzyłby na nią krzywo, słysząc,dokąd chce zabrać jego córkę.Z drugiej stronynie był aż takim fanatykiem, by ferować sądy,nim oceni, czy jego obawy są uzasadnione.– Nie widzę w tym nic zdrożnego – odparłaszczerze.– Lubię dobre sztuki.Mercy uśmiechnęła się do niej.– Mnie też nie wydaje się to zdrożne.Mówiono mi, że scena ma moc skłaniania ludzi,by wejrzeli we własne błędy, widząc, jak wsztuce zło zostaje ukarane, a cnota nagrodzona.– Istotnie.– Od kiedy to jej siostrzenicazaczęła argumentować jak uczony mąż?– Uważam, że najlepiej będzie ocenić tosamemu – ciągnęła z zapałem Mercy.– Uczonomnie, że odpowiadam za własne zbawienie,ważąc każdy grzech, który popełniłam, ispowiadając się z niego jedynie przed Bogiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]