[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiesz, jakie popsutemam trzonowce.W Anglii też zwróciłam uwagę na zęby Anglików.Zwykle sąkrzywe i sczerniałe od próchnicy.Zastanawiałam się, czy to wina tamtejszej wody.Za to Afrykanie mają naprawdę końskie zęby - takie kształtne, proste i mocne.Całe tutejsze  miasto portowe to po prostu jeden dom towarowy.W środkusą stoiska, a w nich tkaniny, lampy naftowe i nafta, moskitiery, śpiwory, hamaki,siekiery, motyki, maczety i inne narzędzia.Pewien biały zarządza tym wszystkim,ale niektóre stoiska wydzierżawia Afrykanom.Joseph pokazał nam, copowinniśmy kupić.Kupiliśmy więc żelazny gar do gotowania wody i ubrań,cynową miskę.Moskitiery.Gwozdzie.Młotek, piłę i kilof.Naftę i lampy.W mieście nie było gdzie przenocować, więc Joseph pogadał z paromachłopakami, którzy kręcili się bezczynnie koło faktorii, i najął ich na tragarzy.Odrazu wyruszyliśmy do wsi Olinków.Zajęło nam to jakieś cztery dni, cały czaspiechotą przez busz.Busz to po waszemu dżungla.Chociaż może niezupełnie.Wiesz, co to takiego dżungla? Drzewa, drzewa i jeszcze raz drzewa.A wszystkieogromne jak jakieś budowle.No i liany.I paprocie.Różne małe zwierzątka.%7łaby.Węży też nie brak - przynajmniej Joseph tak twierdzi.Ale myśmy dzięki Bogu anijednego węża nie widzieli, tylko garbate jaszczurki, grube jak ludzka ręka.Miejscowi łapią je i jedzą.Tutejsi ludzie przepadają za mięsem.Wszyscy mieszkańcy naszej wioskizajadają się nim.Czasem w żaden sposób nie udaje się ich zachęcić do pracy.Trzeba im wtedy obiecać mięso - kawałek, który akurat ma się w domu, albo cały piknik z ogniskiem.Właśnie, piknik.Pod tym względem Afrykanie przypominająmi ludzi z naszych stron!No, jesteśmy na miejscu.Przez całą drogę tragarze nieśli nas w hamakach icała od tego zesztywniałam.Myślałam, że zwłaszcza biodra nigdy nie przestanąmnie boleć.Wszyscy mieszkańcy wioski stłoczyli się wokół nas.Wychodzili zokrągłych chatek krytych jakby słomianą strzechą.Potem się okazało, że to niesłoma, tylko liście rośliny, której wszędzie jest tu pełno, a nazywa się onadachowiec.Miejscowi zrywają je i suszą, a potem układają tak, że liście zachodząna siebie i dach nie przecieka.To kobieca robota.Za to mężczyzni wbijają pale iczasem pomagają budować ściany z błota i kamieni zebranych w strumykach.%7łebyś wiedziała, jakie zaciekawione miny mieli wieśniacy, kiedy się do naszbiegli.Najpierw tylko się przyglądali.Potem kilka kobiet zaczęło dotykać ubraniamojego i Corriny.Przez trzy wieczory gotowałam przy ognisku i ciąglezamiatałam ziemię rąbkiem sukienki, która tak się w końcu uszargała, że aż mibyło wstyd.Ale potem zobaczyłam, co mają na sobie miejscowe kobiety.Ichsukienki przeważnie wyglądają tak, jakby świnie przez cały dzień włóczyły je popodwórku.W dodatku zle leżą.Wieśniacy podeszli trochę bliżej, ale żaden się nie odezwał.Zaczęli dotykaćnaszych włosów i przyglądać się butom.Popatrzyliśmy na Josepha.Wyjaśnił, żewieśniacy tak się zachowują, bo dotąd wszyscy misjonarze byli biali i vice versa.Wprawdzie niektórzy mężczyzni bywali w porcie i widywali białego kupca, więcwiedzieli, że biały niekoniecznie musi być misjonarzem.Ale kobiety niewyprawiały się do portu i nigdy w życiu nie widziały żadnych białych opróczmisjonarza pochowanego rok temu.Samuel spytał, czy widzieli białą misjonarkę, która mieszka o trzydzieścikilometrów dalej.Odparli, że nie widzieli.Trzydzieści kilometrów przez dżunglęto bardzo długa podróż.Myśliwi polują czasem w promieniu piętnastu kilometrów,ale kobiety nie oddalają się od chat ani pól.Wtem jedna z nich o cóś spytała.Spojrzeliśmy na Josepha.Powiedział, że wieśniaczka chce wiedzieć, która z nas jest matką dzieci: Corrina czy ja, a możeobie? Joseph wyjaśnił, że matką jest Corrina.Kobieta przyjrzała nam się uważnie iznów cóś powiedziała.Popatrzyliśmy na Josepha.Powiedział, że zdaniemwieśniaczki dzieci podobne są do mnie.Wszyscy zaśmialiśmy się uprzejmie.Potem druga kobieta o cóś spytała.Chciała wiedzieć, czy ja też jestem żonąSamuela.Joseph odparł, że nie jestem niczyją żoną: przyjechałam, żeby pracować wmisji tak jak Samuel i Corrina.Któryś z wieśniaków powiedział, że nigdy nieprzypuszczał, że misjonarze mogą mieć dzieci.Inny dodał, że nawet mu się nieśniło, żeby misjonarz mógł być czarny.I wtedy któś powiedział, że dokładnie cóś takiego mu się śniło, i to właśnietej nocy: że przyjdą nowi misjonarze, mężczyzna i dwie kobiety, i wszyscy trojebędą czarni.Tymczasem zrobiło się już spore zamieszanie.Zza matczynych spódnic isponad ramion starszych sióstr wyglądały dziecięce główki.Tłum wieśniakówliczący sobie ze trzy setki zagarnął nas i poprowadził do miejca, gdzie stał jakbydom bez ścian, a właściwie sam dach z liści.Pod tym dachem wszyscy usiedliśmyna ziemi - z przodu mężczyzni, a kobiety i dzieci z tyłu.Wśród sędziwych starców,którzy przypominali mi ubranych w workowate spodnie i wyświecone, zleskrojone płaszcze członków rady kongregacji z naszego miasta, rozległy się głośneszepty: Czy czarni misjonarze piją wino palmowe?Corrina spojrzała na Samuela, a Samuel na Corrinę.Ale ja i dzieci jużpiliśmy wino, bo któś wetknął nam w ręce małe kieliszki z brązowej gliny, a my zsamego zdenerwowania zaczęliśmy popijać.Do wioski dotarliśmy kolo czwartej, a pod liściastym baldachimemprzesiedzieliśmy do dziewiątej.Tam też podano nam pierwszy posiłek - kurczętaduszone z orzeszkami ziemnymi (czyli fistaszkami).Jedliśmy palcami.Aległównie słuchaliśmy śpiewów i przyglądaliśmy się tańcom, chociaż okropnie sięprzy nich kurzyło. Najdłuższa część ceremonii powitalnej dotyczyła tych tutejszych liści dokrycia dachów.Jeden z wieśniaków opowiadał historię, wokół której osnuty jestceremoniał, a Joseph tłumaczył na angielski.Ci wieśniacy są przekonani, żezawsze mieszkali dokładnie w tym miejscu, gdzie teraz stoi ich wioska.To miejscejest dla nich dobre.Uprawiają maniok i zbierają ogromne plony.Z takim samympowodzeniem uprawiają orzeszki ziemne.Hodują też ignam, bawełnę i proso.Słowem, najrozmaitsze rośliny.Ale dawno, dawno temu pewien wieśniak chciałuprawiać więcej ziemi niż mu przysługiwało.Chciał zbierać większe plony, żebynadwyżkę sprzedawać białym z wybrzeża.Ponieważ był wtedy wodzem, zagarniałcoraz więcej wspólnej ziemi i brał sobie coraz więcej żon, żeby na tej ziemipracowały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl