[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Podejrzewam Baturę, ale dużo jest w Rovinju wysportowanych blondynów, a pozatym byłem zamroczony po ciosie, więc mogę się mylić.- Na szczęście dobrze pan wygląda.Niby powinienem się cieszyć, że napastnik mnie oszczędził, nie pogruchotał kości inie pobił do utraty przytomności, ale paradoksalnie to właśnie mnie zadziwiało - ten dobrystan mojego zdrowia.- Podał im pan nazwisko tego Batury?- Nie.Z powodów, które przedstawiłem.Ale zrobię to może w poniedziałek, kiedymam zgłosić się na tutejszy posterunek na dalsze przesłuchanie.Może w ten sposób utrudnięBaturze, jeśli to on jest złodziejem, wyjazd z tego kraju.Ale wierz mi, moja panno, że policjaniezbyt energicznie zabrała się do śledztwa.Wypiłem szklaneczkę zimnego soku pomarańczowego i zaproponowałem powrót dohotelu.W pokoju zamiast Pawła zastałem bałagan.Nie ulegało wątpliwości, że ktoś tutajmyszkował.Na szczęście nic nie zginęło, co świadczyło, że nie był to zwykły złodziej.Ledwo zdążyłem przyjechać do Rovinja, a wydarzyło się tutaj tak wiele: zniknąłPaweł, ktoś mnie śledził na wyspie Sveta Katarina, pózniej zostałem napadnięty przezzłodzieja krzesła, a teraz zastałem ślady włamania w hotelu.To było zbyt wiele jak na jedendzień.A jeszcze przerażała myśl, że włamywacze i złodzieje hasali sobie w tym uroczymkurorcie jak chcieli.Nie istniały dla nich żadne bariery, a zadanie ułatwiało mrowie ludzi iupalna pogoda, która potrafiła zdusić wszelką czujność.Nawet policja wydawała się być tutajleniwa i beztroska.Wyszedłem przed hotel, aby popatrzeć ze wzgórza na panoramę Rovinja i wyspę.Chciałem spokojnie przemyśleć całą sprawę w samotności, ale - jak na złość - przy wehikulezastałem Krysię i Marka w towarzystwie czterdziestoletniego mężczyzny ubranego w szortyna szelkach.Miał też ten człowiek mokasyny założone na skarpetki z mało subtelnymwzorkiem.Domyśliłem się, że to ojciec dwojga młodych ludzi.%7ładne z nich nie odważyło siędotykać karoserii, ale ich obawy i tak były bezpodstawne, gdyż na dzień wyłączałem elektryczny alarm.Ale oni o tym nie wiedzieli.- Ach, to pan przyjechał tym, że się tak wyrażę, pojazdem? - ucieszył się mężczyznana mój widok, gdy przedstawiłem się.- Jestem inżynier Szymczak, ojciec tych dwojga.Panie,jak pana przepuścili przez granicę?- Przejechałem nim całą Amerykę.- Toż to złom na kółkach.I w dodatku gdzieś musi być zwarcie.- Pana Sowę kopnęło, że hej! - zaśmiał się chłopak z satysfakcją.- Jak pan chcesz, to mogę podłubać przy tym pana wynalazku i naprawić zwarcie, botak się składa, że jestem inżynierem elektrykiem.Plaża mnie nudzi.%7łona to co innego, możesobie leżeć na słońcu i rozwiązywać krzyżówki.Ale ja przecież nie zabiorę ze sobą na plażęcałego warsztatu.- Dziękuję za pomoc - uśmiechnąłem się.- Ale wehikuł jest sprawny.To bardzo drogipojazd.- Rozumiem, rozumiem - kiwał z pobłażaniem głową.- Bardzo drogi pańskiemusercu.- Panie Samochodzik - zaczęła mnie błagać Krysia - niech pan się zgodzi, aby nasztata zreperował wehikuł.Inaczej nie puści nas do Puli.- W tym rzecz - uciął krótko inżynier Szymczak.Nic nie powiedziałem, tylko dotknąłem dłonią karoserii.- Nie ma żadnego zwarcia - oświadczyłem z uśmiechem.- Jak pan chcesz - wykrzywił usta zawiedziony.- Nie jestem mordercą własnych dziecii nie puszczę ich z panem tym gratem.A do Puli pojadę swoją śkodą.Dzieciaki wykrzyknęły triumfalne hurra , a Krysia zaczęła z tej okazji skakać zradości.- Ale jak zmienisz pan zdanie - nie dawał za wygraną inżynier - to wiedz, że chętniepomajsterkuję przy tym pańskim gracie i naprawię, co trzeba.Z przyjemnością się rozerwę.Nie musi się pan mnie wstydzić.Nie takie graty naprawiałem.Strasznie dzisiaj gorąco,prawda?- Tato! - zajęczała jeszcze Krysia.- Zgódz się na spacer z panem Tomaszem napobliski cmentarz.- Na cmentarz? - zdziwił się inżynier.- Opalajcie i kąpcie się.Ostatecznie inżynier Szymczak zgodził się na nasz spacer, gdy przyznałem się, żejestem historykiem sztuki.Cmentarz w Rovinju znajdował się za miastem, na skraju liściastego lasu i byłotoczony szpalerem wysokich drzew.Po żwirowych, nagrzanych od popołudniowego słońcaalejkach chodziło niewielu ludzi.Oprócz jakiejś włoskiej rodziny i nas nie było tutaj nikogo.Na drugim końcu cmentarza, wzdłuż jego muru znajdowały się pomniki i grobowcezamożnych włoskich rodzin zamieszkujących Rovinj i okolice.Tam zaczęliśmy naszeposzukiwania grobu hrabiego Ignacego Korwin-Milewskiego.Po kilku minutach wypatrywania jego nazwiska skapitulowaliśmy, a następniezaczęliśmy szukanie wzdłuż kolejnego boku cmentarza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]