[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będę szczęśliwy, jeśli zechce pan przyjąć mojezaproszenie izgodzi się spędzić pierwsze dni na Marsie w rezydencji naukowców na WielkimSyrcie.Wwarunkach całkowitego spokoju będzie pan mógł znakomicie wypocząć i wrócić dosił.Spotkamy tam moich przyjaciół doktora Bera i maestro Kina, którychtowarzystwo, mamnadzieję, sprawi panu przyjemność.Jeśli nie ma pan nic przeciwko memuzaproszeniu, możemynatychmiast opuścić laboratorium.Proszę, mój helikopter jest na pańskie usługi.Po krótkiej przerwie, kiedy wszyscy słuchający profesora Ara czekali w napięciu,czy niepoda jeszcze jakichś informacji, głos zabrał prezes Akademii Nauk. Szanowni koledzy powiedział. Mamy do czynienia z wydarzeniemniesłychanejwagi.Trudno obecnie przewidzieć wszystkie jego konsekwencje.Sytuacja zmuszamnie, abymbył zwięzły.Uważam, ze doktor Ber i maestro Kin powinni, jeżeli nic nie stoi imnaprzeszkodzie, natychmiast wylecieć na Wielki Syrt.Nie znane są mi przyczyny,dla którychprofesor Ar wezwał właśnie ich, ale niewątpliwie miał po temu ważkie powody.Skąpe informacje, jakie uzyskaliśmy dzięki komunikatom profesora Ara, niepozwalają mi napełną ocenę sytuacji.Mogę tylko wezwać członków ekspedycji, aby zachowali jaknajdalej idącąostrożność.Proszę zabierać głos.Radiowa narada uczonych trwała jeszcze, kiedy Ber i Kin byli już na WielkimSyrcie.Nagrana na taśmę magnetofonową pierwsza rozmowamiędzy profesorem Arem, doktorem Berem i Kinem.Profesor Ar: Drodzy koledzy, korzystając z tego, że nasz gość mocno zasnął,zaproponowałem wam, abyśmy się tu zebrali i dokonali wstępnej wymianypoglądów.Niemiałem dotychczas możliwości poinformować zarówno was, jak i naukowego świataMarsa owszystkich wydarzeniach tej niezwykłej nocy.Winienem to uczynić aby naszawspólna dalszapraca uwieńczona została sukcesem, niezbędna jest znajomość wszystkich faktów.Na skutekróżnych okoliczności, które zamierzam właśnie wyjaśnić, moje komunikaty zlaboratorium 602nie mogły wprowadzić was dostatecznie w bieg wydarzeń.Zacznę od faktów.O godzinie 3 minut 15 i 22 sekundy radiomagnetyczny promieńmojegoreflektora natknął się na meteoryt w kwadracie 7764, koordynaty przestrzenne 29i 648.Wedługwskazań masometru ciężar pochwyconego ciała niebieskiego wynosił 3,5 tony.Powłączeniukontrpromienia masometr zanotował gwałtowne zmniejszenie się ciężaru meteorytudo 120kilogramów.Meteoryt, który wszedł w pole widzenia, olśnił mnie swym blaskiem iniezwykłością kształtów.Po unieruchomieniu go na platformie utwierdziłem się wprzekonaniu,ze jest to sztuczne ciało niebieskie i przyszło mi do głowy, że wewnątrz niegomogą znajdowaćsię żywe istoty, twórcy tego międzyplanetarnego pocisku.Postanowiłem jaknajspieszniejsprawdzić to przypuszczenie, licząc się z tym, że piloci mogą potrzebowaćpomocy, ponieważprogram ich lotu został gwałtownie zakłócony wskutek mej mimowolnej ingerencji.Z drugiej zaśstrony, ze zrozumiałych dla was powodów, obawiałem się przeprowadzać demontażpocisku naMarsie.Oto dlaczego znalazłem się w laboratorium 602.Mój pierwszy komunikatnadałemnatychmiast potem, kiedy zorientowałem się w układzie zamocowań włazu.Po jegootwarciuzobaczyłem w kabinie pocisku kosmonautę, który dobrowolnie opuścił swestanowisko niezabierając ze sobą nic, co przypominałoby narzędzie obrony lub ataku.Tymniemniej w chwilispotkania z pilotem doświadczyłem uczucia ogromnej trwogi i dopiero gdy jąpokonałem,mogłem zwrócić się do niego z mową powitalną, którą słyszeliście.Ze wzruszeniem czekałem na odpowiedz, ale pilot nie spuszczając ze mnie oczu niewydał anijednego dzwięku.Ewentualne przyczyny tego milczenia pozwolę sobie wyjaśnićdalej.Na raziedodam, że aczkolwiek wygląd tajemniczego przybysza z Kosmosu budził we mnieobawy, wjego zachowaniu nie było nic, co wskazywałoby na złe zamiary.Dalsze okazywanie wobec niego nieufności mogło spowodować jak najbardziejniepożądaneskutki i wobec tego zwróciłem się doń w słowach, które są wam znane.Mówiąc: Mój helikopterjest na pańskie usługi , wykonałem jednocześnie zapraszający gest i nasz gośćbezjakiegokolwiek nacisku z mojej strony sam wszedł po ruchomej drabince,prowadzącej do kabinyśmigłowca.Podczas lotu na trasie Phobos Wielki Syrt przybysz zachowywał siębardzospokojnie, aczkolwiek nadal nie odpowiadał na moje pytania.O godzinie 6 minut30, nadwadzieścia minut przed lądowaniem, pilot zasnął i musiałem go z helikopterawynieść; jak wamwiadomo, nie obudził się i wówczas, kiedy przenieśliśmy go do przeznaczonej dlańczęścirezydencji.Tak pokrótce wyglądają fakty.Doktor Ber: Czym tłumaczy pan raptowną różnicę, jaką wykazał masometr powłączeniukontr promienia?Profesor Ar: Stanowi to dla mnie zagadkę.Przypuszczam jednak, że kontrpromień,byćmoże, wskutek interferencji uruchomił mechanizmy odłączające potężnego statkukosmicznego.Statek ten rozpadł się na części, a jedną z nich jest właśnie schwytany przeznas pocisk.Wprzypadku trafności tej hipotezy, zgodnie z prawem Leza, mogliśmy utrzymać wstrefieprzyciągania wyłącznie cząsteczkę o najmniejszej masie.Kin: Co, zdaniem pana, stanowi podstawowy cel prac naszego zespołu?Profesor Ar: Winniśmy starać się nawiązać kontakt z naszym kolegą z innejplanety,znalezć sposób porozumiewania się z nim, wyjaśnić, w czym możemy mu byćobecniepomocni.Kin: Mówił pan, że dysponuje pan hipotezą, która pozwoliłaby wytłumaczyćprzyczynymilczenia pilota.Sądzę, że z pożytkiem zarówno dla doktora Bera, jak i dla mnieoraz dlawszystkich, którzy nas słuchają, byłoby zaznajomić się z owymi przypuszczeniami.Profesor Ar: Zaraz się nimi podzielę.Ale winienem panów uprzedzić, że na raziejest towyłącznie hipoteza robocza.W ciągu dwudziestu minut, które spędziłem w kabinie helikoptera patrząc na megośpiącegotowarzysza, przemyślałem bardzo wiele.Oto istota, rozmyślałem, która pokonałamilionykilometrów w odmętach kosmosu.Zwyciężyła ona i podporządkowała sobie żywioł,ale poniosłaniespodziewaną klęskę, zetknąwszy się z potęgą rozumu, który okazał się bardziejślepy aniżeliżywioł.Jesteście, być może, zaskoczeni, że użyłem słowa klęska.Niewątpliwiejednak mamy tuz nią właśnie do czynienia, a ja jestem jej mimowolną przyczyną.Do momentu, kiedy zaczął działać promień radio magnetyczny, statek trzymał sięściślewyznaczonego kursu.Jego pilot był w pełni wolny, rozkoszował się swobodą, czułsię władcąkosmosu.I oto nagle coś nieznanego, niepojętego przekreśla tę swobodę ipogromcę żywiołuzamienia w igraszkę przypadku.Dla zrozumienia tego faktu zbędny był wybuch,łoskot czygwałtowny upadek wystarczyły zagadkowe zmiany na tarczach przyrządów.Pocisk międzyplanetarny, posłuszny naszemu rozumowi i stworzonym przez nassiłom,bezpiecznie wylądował na Marsie.Ale umysł pilota statku przeżył w tym momenciedramatycznyupadek z kosmicznych wyżyn wolności, z kosmicznych wyżyn wiedzy.Czyż mogłotonim niewstrząsnąć?W każdym razie nie wolno nam tracić nadziei, że nasz gość wróci do siebie podoznanymszoku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]