[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I jeżeli tak jest,to historia ich życia musi być procesem odkrywania, czym są naprawdę,a nie jak z nami, dziećmi losu procesem stawania się tym, co z nasuczyni szczęście.I w takim razie Lucy nie była szczęściem Williego.Aniteż jego nieszczęściem.Była cząstką klimatu, w którym przebiegał procesodkrywania prawdziwego Williego.Jednakże, mówiąc po prostu, szeryf i Pillsbury byli cząstkąszczęścia Williego.Nie wiedziałem o tym owego wieczora w bawialnijego ojca i nie wiedziałem, kiedy wróciłem do miasta i złożyłemJimowi Madisonowi relację.No i Willie zaczął się pojawiać na łamach Kroniki w roli człowieka na płonącym pokładzie i tego, co wsadził kijw mrowisko, i tego, co odpowiada: Tak , gdy obowiązek mu szepcze: Musisz. Kronika publikowała coraz to więcej i więcej artykułówo machinacjach w okręgowych sądach naszego stanu.Wskazywałaszyderczym i potępiającym palcem po całej mapie.Wtedy zacząłemchwytać znaczenie tego, co działo się w owym świecie przyczyn wysokoponad biurkiem Jima Madisona, dojrzałem błysk tych przezroczystychskrzydeł duchów i zrozumiałem fletne szepty nikłych anielskichgłosów, które tam rozbrzmiewały.Krótko mówiąc, szczęsna harmoniamachiny stanowej należała do przeszłości, a Kronika , obsadzonaprzez opozycjonistów, podkopywała podstawy tej machiny.Zaczynałaod tego, wymacywała drogę, ustawiała dekoracje i przygotowywała tłodo właściwego przedstawienia.Nie było to tak trudne, jak mogło być.Zazwyczaj te chłopaki w sądach okręgowych są kuci na cztery nogi,znają wszystkie kruczki i bardzo trudno jest ich przyszpilić, ale machinadziałała już od tak dawna bez żadnej poważnej opozycji, że ta łatwość ichzdemoralizowała.Po prostu nie zadawali sobie trudu, żeby zachowywaćostrożność.Toteż Kronika miała co wyciągać na widok publiczny.Jednakże eksponatem numer jeden był okręg Mason.Ze względuna Williego.Willie nadawał brudnej historii posmak dramatu.Stałsię symbolicznym rzecznikiem uczciwych ludzi, którzy mieli ustazamknięte.Kiedy zaś przepadł w wyborach w okręgu Mason, Kronikaopublikowała jego zdjęcie z podpisem: Zachował wiarę.Pod spodemzaś wydrukowano oświadczenie, które Willie mi złożył, gdy znowuprzyjechałem do Mason City po wyborach i jego wyeliminowaniu.Oświadczenie to brzmiało, jak następuje: Jasne, wygrali i to była czysta robota, dla której mam uznanie.Wracam na oj co we gospodarstwo, będę doił krowy i dalej studiowałprawo, bo coś na to wygląda, że będzie mi potrzebne.Ale zachowałemwiarę w ludzi z okręgu Mason.Czas wszystko wyświetli.Wybrałem się tam, żeby posłuchać, co ma do powiedzenia, ale niemusiałem jechać na farmę.Natknąłem się na Williego na ulicy.Budowałjakiś płot i popsuł mu się napinacz do drutu, wobec czego przyjechał domiasteczka po nowy.Na głowie miał stary, czarny kapelusz filcowy, aubrany był w kombinezon roboczy, który mu obwisał na siedzeniu niczymniemowlakowi uśmiechającemu się z kojca.Poszliśmy do drugstore u na coca-colę.Stanęliśmy przed kontuaremi położyłem mój bloczek przed Williem, obok jego starego kapelusza,i dałem mu ołówek.Poślinił jego czubek, a oczy zaszkliły mu się,jakby zamierzał sumować cyfry na tabliczce, po czym pochylił się nadmarmurowym blatem, w tych swoich workowatych portkach, i wypisałoświadczenie dużymi, krągłymi gryzmołami. Jak Lucy? spytałem. Doskonale odparł. Podoba jej się tam, a ojciec ma towarzystwo.Zupełnie jej z tym dobrze. To świetnie powiedziałem. Mnie też z tym dobrze odrzekł, nie patrząc na mnie, tylko wodbicie swej twarzy w dużym lustrze za kontuarem. Tak jak teraz jestmi pierwszorzędnie dodał i spojrzał na twarz w lustrze, która byłapiegowata, o cienkiej skórze na pełnym ciele, ale pod zmierzwionymkędziorem na czole niewzruszona i czysta jak twarz człowieka, co wszedłjuż na ostatnie wzniesienie i spogląda w dół, na długą i prostą drogęwiodącą do miejsca, do którego zdąża.Jak powiedziałem, jeżeli uznać, że taki człowiek jak Willie żyje w orbicieszczęścia, to jego szczęściem byli Dolph Pillsbury i szeryf.ZlekceważyliWilliego i powierzyli J.H.Moore owi budowę nowej szkoły.J.H.Moore użył do tego cegły z cegielni będącej własnością owego dalekiegopowinowatego Dolpha Pillsbury ego.Szkoła była jeszcze jednym wielkimpudłem z zewnętrznymi schodkami przeciwpożarowymi po obu końcach.Te schodki nie były z tych, co wyglądają jak silos i mają w środku kręconąniczym korkociąg zsuwnię do spuszczania dzieci.Były to żelazne schodkiprzymocowane do zewnętrznej ściany budynku.W szkole nie było żadnego pożaru.Były tylko ćwiczeniaprzeciwpożarowe.W jakieś dwa lata po jej zbudowaniu stało się.Właśnie urządzonotakie ćwiczenia i wszystkie dzieci z górnych pięter zaczęły schodzićpo schodkach.Pierwsze, które weszły na schodki po zachodniej stroniebudynku, były małe i nie mogły schodzić zbyt szybko.Zaraz za nimipchała się grupa dużych dzieci, z siódmej i ósmej klasy.Ponieważmaluchy tamowały ruch, dzieci stłoczyły się na schodkach i na żelaznejplatforemce u góry.I otóż wtedy cegły puściły, sworznie i sztaby, którymischodki były przymocowane do muru, wyrwały się i całość runęła,rozrzucając dzieci na wszystkie strony.Troje zginęło na miejscu.Były to te, które spadły na betonowychodnik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]