[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po cóż by w końcu rozmawiać z Delegaturą, która by nikogo niereprezentowała?Chciałbym przypomnieć wydarzenia, które leżały u podstaw formalnoprawnych tego, co stało sią polskimpaństwem podziemnym.Odnotować tu można swoisty paradoks: u podstaw tego zjawiska, na ogół pozytywnietraktowanego przez większość Polaków, leżały, bowiem pewne zjawiska na ogół negatywnie traktowane przezwiększość Polaków.Wypada przypomnieć, że obowiązująca wtedy konstytucja kwietniowa z 1935 r.uznawana była wPolsce przed wojną (nie tylko przez opozycję lewicową, ale przez bardzo różne, także centrowe i prawicowe polityczniegrupy i nurty w życiu społecznym) za konstytucję niedemokratyczną i stanowiącą nie postęp, lecz raczej regres wobecpoprzednio obowiązującej konstytucji marcowej z roku 1921.Niemniej w tej właśnie konstytucji z 1935 r.zawarte byłypewne postanowienia, których wykorzystanie w sposób formalnoprawny spowodowało, że na grunciemiędzynarodowym rząd Rzeczypospolitej Polskiej, powołany po klęsce wrześniowej w Paryżu, był rządem w pełnilegalnym, jedynym takim pośród wszystkich działających na emigracji.Wobec tego funkcjonowanie jego różnychagend za granicą i w kraju było również uznawane przez cały świat walczący z Niemcami hitlerowskimi.Dlaprzypomnienia najkrócej, nie wdając się w tej chwili w rozważania dotyczące problemów ustrojowychRzeczypospolitej przed wojną: konstytucja z 1935 r., obowiązująca w Polsce w chwili wybuchu drugiej wojnyświatowej, przyznawała szczególnie wielkie uprawnienia prezydentowi Rzeczypospolitej.Prezydent RP w ramachswoich uprawnień osobistych mógł m.in.mianować i odwoływać według swego uznania prezesa Rady Ministrów(nie skrępowany w tym wynikami wyborów i poglądami parlamentu), mógł rozwiązywać sejm i senat przed upływemkadencji.Mógł też wyznaczać na czas wojny swojego następcę (art.13 konstytucji RP).Art.24 owej konstytucji mówiłzaś, że w razie wojny okres urzędowania prezydenta Rzeczypospolitej przedłuża się do upływu trzech miesięcy odzawarcia pokoju; prezydent Rzeczypospolitej osobnym aktem, ogłoszonym w gazecie rządowej, wyznaczy wówczasswojego następcę na wypadek opróżnienia się urzędu przed zawarciem pokoju", a w pkt.2 tegoż art.24 powiedziano: W razie objęcia przez następcę urzędu prezydenta Rzeczypospolitej okres urzędowania trwa do upływu trzechmiesięcy od zawarcia pokoju".Krótko mówiąc: prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, w danym przypadku prof.IgnacyMościcki, był w pełni władny w czasie trwającej wojny mianować swojego następcę.Następca ten stawał się kon-stytucyjnym prezydentem Rzeczypospolitej z chwilą przyjęcia wyboru i złożenia przysięgi (nie wymagało to żadnychinnych aktów prawnych) i jako legalny prezydent państwa miał prawo urzędowania aż do chwili zakończenia wojny izawarcia traktatu pokojowego; w tym okresie służyły mu wszystkie uprawnienia osobiste i urzędowe, m.in.prawodowolnego powoływania i odwoływania prezesa Rady Ministrów.W danym przypadku te wyjątkowe postanowieniakonstytucji z 1935 r., których demokratyzm można niewątpliwie kwestionować, stały się dogodnym pomostem doprzejścia w stan naprawdę wyjątkowy, jakim była sytuacja wytworzona przez okupację całości ziem Polski iinternowanie rządu w Rumunii.Powołanie 30 września 1939 r.nowego rządu polskiego z siedzibą w Paryżu leżało u podstaw tworzenia polskiegopaństwa podziemnego.Skoro jednak mówimy o państwie, trzeba zastanowić się, w jakim stopniu to pojęciefunkcjonowało wówczas w świadomości obywateli okupowanego kraju, państw z nim sąsiadujących i innych państwówczesnego świata.W świadomości obywateli grało ono rolą zasadniczą, gdyż obywatele polscy w swojej masie na dobrą sprawą niepogodzili sią z okupacją terytorium państwa polskiego i uznawali ten fakt za podstawowy gwałt na swych osobistych inarodowych prawach.Jeżeli nawet nie formułowano tego świadomie od początku, jeżeli nie od razu wyciągano z tegownioski organizacyjne, to takie odczucie społeczne było zjawiskiem powszechnym.Gdy mowa o państwach sąsiadujących, cofnąć się trzeba do przebiegu wydarzeń wojennych we wrześniu 1939 r.8 września 1939 r.wieczorem radio niemieckie, w czasie, kiedy armia niemiecka podeszła w kierunku Ochoty(południowe przedmieście Warszawy), ogłosiło pośpiesznie komunikat nadzwyczajny Oberkommando derWehrmacht, który brzmiał: Niemieckie oddziały pancerne wdarły się dziś o godz.17.15 do Warszawy.Była to prawda inieprawda.Prawdą było, że niemiecki oddział pancerny przekroczył w jednym punkcie granicę miasta Warszawy,przebiegającą wówczas między Ochotą a Okęciem, mniej więcej na wysokości Rakowca.Ten pośpieszny komunikat,który sugerował jak gdyby symboliczne zakończenie jakiegoś ważnego etapu w dziejach kampanii wojennej, wywołałnatychmiastową reakcją.Tego samego wieczoru komunikat ten podała agencja TASS, a w nocy z 8 na 9 września 1939r.premier ZSRR Wiaczesław Mołotow przekazał telefonicznie ambasadorowi Niemiec w Moskwie, Schulenburgowi,tekst, który tenże oczywiście natychmiast podał do Berlina: Otrzymałem Wasz komunikat o wejściu wojskniemieckich do Warszawy.Proszę przyjąć moje gratulacje dla Rządu i Rzeszy Niemieckiej.Mołotow.Abstrahując od jakichkolwiek uczuciowych ocen tego faktu (w ocenie zjawisk politycznych w ogóle niepowinniśmy się tym kierować) godne uwagi są jego następstwa polityczne.Mianowicie 10 września 1939 r.ambasadorniemiecki w Moskwie raportował do Berlina:.Rząd sowiecki ma zamiar w związku z dalszym posuwaniem się wojsk niemieckich oświadczyć, że Polska sięrozpadła i że wobec tego stało się konieczne, aby Związek Sowiecki przyszedł z pomocą zagrożonym" przez NiemcyUkraińcom i Białorusinom.Taki argument nada interwencji Związku Sowieckiego pozory słuszności wobec mas, ajednocześnie przeszkodzi nadaniu Związkowi Sowieckiemu charakteru napastnika.Podpisano: Schulenburg
[ Pobierz całość w formacie PDF ]