[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A kiedy zobaczyłby już, co czuję, naplułabym mu w twarz.Zobacz tylko, co narobił swoją śmiercią.Umarł, a ciągle wraca.Helen powtarzaw kółko: I co z tego?" Co powie dzieciom? Ile im zdradzi?Jasne, mogłabym najpierw porozmawiać ze swoimi.Byłam już przedtemmężatką, miałam innego męża.To było złe małżeństwo, wielka pomyłka.Teraz tenczłowiek nie żyje.Mogłabym im powiedzieć: miałam przed wami inne dzieci, ale straciłam jedawno temu podczas wojny.Jakie to smutne.Mogłabym powiedzieć: udawałam, że od dawna jestem żoną ojca, żeby móc tuprzyjechać.Musiałam, bo do władzy dochodzili komuniści.Helen skłamała raz dlamnie, a potem ja dla niej.Zobaczyłabym minę Pearl, podejrzliwą jak zawsze. Nie, nie - powiedziałabym.- Nie było tak zle, jak myślisz.Naprawdę wyszłam za ojca zaraz po przyjezdzie.Pózniej urodziłam was: ciebie w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym, a Samuela wpięćdziesiątym drugim.I żylibyśmy długo i szczęśliwie, zupełnie jak w tych bajkach,gdyby twój ojciec nie umarł".Ale nawet wtedy Pearl domyśliłaby się prawdy.To jeszcze nie wszystko.Dojrzałaby to w moich ciemnych oczach, bezwładnych dłoniach i drżącym głosie.Nieodezwałaby się ani słowem, ale wiedziałaby wszystko.Nie kłamstwa, tylko całąprawdę.Dowiedziałaby się najgorszego, tego, o czym nie wie nawet Helen, o czym niewiedział sam Jimmy i o czym starałam się zapomnieć przez czterdzieści lat.Wen Fu,ten zły człowiek, był jej ojcem.Próbowałam wymyślić, jak jej to przekazać.Za każdym razem słyszałam jejgłos, pełen bólu.- Wiedziałam.Zawsze bardziej kochałaś Samuela.Nie uwierzyłaby mi.Ale gdybym jej powiedziała: To nieprawda.Ciebiekochałam najmocniej.Bardziej niż Samuela i tamte dzieci".Powiedziałabym jej, że kochałam ją na wiele różnych sposobów, o których niemiała pojęcia. Pewnie nie uwierzysz, ale taka jest prawda, bo to ty najboleśniejzraniłaś mi serce.Ja pewnie tak samo zraniłam twoje".Zadzwonię do niej, daleką międzymiastową.Koszt nie gra roli, powiem.Muszęci o czymś powiedzieć i nie mogę już zwlekać.Wtedy zacznę mówić nie o tym, co sięstało, ale dlaczego nie mogło być inaczej. vDziesięć tysięcy sprawPo pierwsze powiedziałam córce, że ból serca, z powodu którego ją wezwałam,już mi przeszedł.Widać było, że wciąż się martwi.- Może powinnyśmy pojechać do lekarza.%7łeby się upewnić.- Ja się już upewniłam.Czuję się lepiej i nie warto wydawać pieniędzy nalekarza.Zdejmij płaszcz.- Mimo wszystko uważam, że trzeba iść do doktora.- Najpierw zjedz trochę zupy z makaronem.Widzisz, jaką zrobiłam? Tę samą,którą tak lubiłaś w dzieciństwie; dużo kiszonej rzepy i trochę wieprzowiny do smaku.Tak ci smakowała w zimne dni!Miałam nadzieję, że przypomni sobie błogie uczucie sytości, jakie ta zupakiedyś jej dawała.Zdjęła płaszcz i usiadła do stołu.- Powiedz mi dokładnie, jak cię bolało? - spytała, nabierając pierwszą łyżkę.- Za gorąca?-Nie.- Za zimna?- Nie, naprawdę dobra.Dolałam jej.Patrzyłam, jak je moją zupę.I wtedy jej powiedziałam.Ten sam ból nawiedza mnie od lat.Bierze się stąd, że trzymam wszystko wśrodku, czekając tak długo, że robi się za pózno.Chyba odziedziczyłam to po matce.Ten sam rodzaj bólu.Zostawiła mnie,zanim mogła wytłumaczyć, czemu odchodzi.Na pewno chciała, ale w ostatniej chwilizabrakło jej odwagi.Pewnie dlatego po dziś dzień wciąż czekam, aż wróci i wyjaśni mi,czemu stało się tak, a nie inaczej.Nigdy nie wspominałam ci o matce? O tym, że mnie zostawiła? Och, to dlatego,że sama nigdy nie chciałam w to uwierzyć.Nie opowiadałam ci o niej, co nie znaczy,że nigdy o niej nie myślałam.Bardzo ją kochałam.W dzieciństwie przez wiele lat trzymałam pukiel jejwłosów, ponad metr długi, zwinięty w małym, blaszanym pudełku.Dbałam o niegoprzez długi czas, mając nadzieję, że matka kiedyś wróci, a wtedy dam go jej wprezencie.Pózniej, kiedy uwierzyłam, że umarła, nadal trzymałam jej włosy.Myślałam, żekiedyś odnajdę jej ciało i jej włosy znów się połączą.W ten sposób mogłaby rozpuścićwłosy nawet na tamtym świecie i nawet tam dać się ponieść szalonym pomysłom.Taką ją pamiętam: rozpuszczającą włosy w swoim pokoju.Pozwalała mi ichdotykać.Co jeszcze? Oczywiście, nie pamiętam wszystkiego; kiedy zniknęła, miałamtylko sześć lat.Niektóre rzeczy jednak doskonale utkwiły mi w pamięci: ciężar jejwłosów, pewny uścisk ręki, sposób, w jaki obierała jabłka, tak że skórka układała misię na dłoni jak długi, żółty wąż.Pamiętasz? To od niej nauczyłam się robić to dlaciebie.Inne wspomnienia nie są już tak jasne.Widziałam kiedyś jej portret, już potym, jak odeszła.Zacięte, nieruchome usta wydały mi się obce, nie przypominałam teżsobie tego smutku i zagubienia w jej oczach.Nie, kobieta z obrazu nie przypominałamatki, ale ja i tak bardzo chciałam ją tam dostrzec, bo tylko tyle mi po niej pozostało.Trzymałam ten portret na kolanach, oglądając ze wszystkich stron, ale tamteoczy zawsze patrzyły gdzie indziej, nigdy na mnie.Nie mogłam odgadnąć, o czymmyślała przy pozowaniu.Nie mogłam jej zadać żadnego z pytań, które mnie od dawnanurtowały: dlaczego rozmawiając z ojcem, uśmiechała się szeroko, mimo że w jejgłosie brzmiała złość? Dlaczego w środku nocy mówiła do lustra, jakby jej odbicienależało do kogo innego? Dlaczego powiedziała mi, że nie może mnie dłużej nosić imuszę się nauczyć chodzić wszędzie sama?Pewnego dnia, kiedy miałam może dziesięć lat, a od jej zniknięcia minęło jużbardzo wiele czasu, znowu przyglądałam się portretowi i zauważyłam plamkę pleśnina jej bladym policzku.Wzięłam ściereczkę, zamoczyłam w wodzie i przetarłam jejtwarz.Policzek ściemniał tylko.Tarłam jeszcze mocniej.Po chwili spostrzegłam, cozrobiłam: starłam jej połowę twarzy! Płakałam tak, jakbym ją zabiła.Odtąd każdemu spojrzeniu na nią towarzyszyło okropne poczucie winy.Widzisz, nie miałam już nawet portretu, do którego mogłabym powiedzieć mamo".Latami usiłowałam zachować w pamięci jej twarz, słowa i wspólne zajęcia.Pamiętam ją na dziesięć tysięcy sposobów.Tak właśnie mówią Chińczycy: yi wan,dziesięć tysięcy tego, dziesięć tysięcy tamtego, zawsze wielka liczba i wielka przesada.Rozmyślałam o matce przez siedemdziesiąt lat, więc na pewno zebrałoby siędziesięć tysięcy razy, za każdym razem zaś wspominałam ją inaczej, więc takżedziesięć tysięcy razy się zmieniła.Pewnie tak naprawdę nie pamiętam jej wcale.To takie smutne.Strata ukochanej osoby to najsmutniejsza rzecz pod słońcem;nagle zaczyna się zmieniać, a potem zastanawiasz się, czy to wciąż ten sam człowiek?Może straciłaś więcej, a może mniej, dziesięć tysięcy rzeczy pojawia się w pamięci, amoże w wyobrazni.Nie umiesz ich odróżnić, nie wiesz, co jest prawdą, a co nie.Kilka rzeczy wiem jednak na pewno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]