[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnie metalowymi klamrami przypiął do nich drabinę.Te maleńkie sprzączki, nie większe od monet, zapewniły drabinie stabilność.Pasterz skończył mocowanie, zrzucił drabinęw czeluść i cofnął się o krok, jakby z podziwu, że opadła tak głęboko.Poniżej rozbrzmiewał huk rozbijającej się o skaływody.Przewodnik objaśnił, że pod górą przepływa rzeka, przecina korytem skałę, rozlewa się w baseny i strumienie, rośnie,po czym opada gwałtownie wodospadem do wąwozu.Rzeka wije się parowem, znów opada w labiryncie podziemnychjaskiń, za którymi wyłania się na powierzchni ziemi.Wieśniacy, wedle słów przewodnika, nazywają rzekę Styksem, aprzy tym wierzą, że dno wąwozu usłane jest ciałami zmarłych.Twierdzą, że wlot jaskini to wejście do piekła, samąjaskinię zaś zwą Więzieniem Niewiernych.Im więcej przewodnik mówił, tym bardziej na jego twarzy rósł lęk - był topierwszy znak, że może się obawiać kontynuowania podróży.Przynagliłem go, uznawszy, że czas już zejść do jaskini*.IXNie sposób wyrazić radości, jaka ogarnęła nas po znalezieniu zejścia do otchłani.Chyba tylko Jakubowi podczas wizjipochodu Boskich Posłańców drabina mogła wydać się wspanialsza niż nam w owej chwili.Aby wypełnić Boży cel,musieliśmy opuścić się w straszliwą ciemność głębokiego dołu, ufając w Bożą opiekę i Aaskę.Schodziłem po lodowatych stopniach drabiny, a w moich uszach rozbrzmiewał huk wody.Szybko stawiałem kroki, pod-dając się potężnemu przyciąganiu głębin, ręce ślizgały mi się na wilgotnym, chłodnym metalu, kolanami uderzałem oskałę.Serce przepełnił strach.Wyszeptałem modlitwę, błagając o ochronę, siłę i przewodnictwo w obliczu nieznanego.Mój głos zginął w wirze ogłuszających grzmotów wodospadu.Ostatni schodził pasterz - pojawił się na dole po kilku minutach.Otworzył torbę, wyjął woskowe świece oraz hubkę811 krzesiwo, żeby je zapalić.Po chwili staliśmy w jaśniejącym kręgu.Było chłodno, a jednak czoło miałem zroszone potem.Złączyliśmy ręce i pomodliliśmy się, ufni, że nawet z tej najgłębszej, najciemniejszej szczeliny piekła Pan usłyszy naszegłosy.Uniosłem sutannę i ruszyłem ku brzegowi rzeki.Pozostali podążyli moim śladem, przewodnik został przy drabinie.W oddali grzmiały kaskady gorącej, niewyczerpanej wody.Przez środek jaskini płynęła rzeka korytem tak szerokim,jakby Styks, Phlegethon, Acheron i Kokytos - rozgałęzione rzeki piekieł - połączyły się w jedną.W kłębiącej się mglepierwszy dostrzegł czółno brat Franciszek.Zebraliśmy się nad jego dziobem i poczęliśmy rozważać dalszą przeprawę.Zanami ciągnęło się kamienne dno jaskini, dalej czekała drabina.Przed nami, po drugiej stronie rzeki, ujrzeliśmy niszeskalne przypominające plaster miodu.Decyzja była oczywista: przeprawiamy się przez zdradliwą rzekę, aby zbadać drugibrzeg.Było nas pięciu, a wszyscy słusznej wagi, zacząłem się zatem obawiać, że w wąskim czółnie się nie pomieścimy.Wszedłem do łodzi, trzymając się prosto, choć gwałtownie kołysała się na falach.Nie miałem złudzeń, że gdyby sięwywróciła, bezlitosny prąd porwałby mnie w labirynt skał.Chybocząc się, odzyskałem równowagę, usiadłem bezpiecznieza sterem.Dołączyli do mnie pozostali bracia i wkrótce wyruszyliśmy.Brat Franciszek popychał czółno długim,drewnianym kijem w stronę drugiego brzegu.Rzeka prowadziła nas coraz dalej i dalej od wejścia jaskini, ku naszejzgubie.XIstoty uwięzione w skalnych celach zaczęły syczeć na nasz widok jak jadowite węże, wpatrywały się w nas okrutnymibłękitnymi oczami, biły potężnymi skrzydłami w kraty cel.Setki niepokornych, ciemnych aniołów rwały lśniące, białeszaty, błagając o ratunek, błagając nas, posłańców Boga, byśmy ich uwolnili.XIBracia padli na kolana, sparaliżowani rozgrywającym się na naszych oczach przerazliwym widowiskiem.W głębigórskiej rozpadliny, rozciągającej się jak okiem sięgnąć, znajdowały się niezliczone cele więzienne, a w nich setkimajestatycznych istot.Podszedłem bliżej, próbując pojąć, co widzę.Nieziemskie istoty były tak przepełnione światłością,że gdy spróbowałem spojrzeć w głąb jaskini, musiałem odwrócić wzrok.Aliści tak, jak pragnie się przejrzeć płomień,paląc przy tym oczy najbledszym, błękitnym językiem ognia, tak i ja pragnąłem na nie patrzeć.Wreszcie zrozumiałem, żew każdej wąskiej celi przetrzymywany jest jeden skrępowany więzami anioł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]