[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sobol naprawdę pozbawił go imienia,likwidując Pete'a Sebecka w realnym świecie.Jedyne życie, jakie mupozostało, istniało w darknecie.Sebeck siedział nieruchomo, patrząc jak Laney mozoli się pod górkę i wkońcu pada obok niego na ziemię.Poświata z wbudowanych projektorówdelikatnie rozjaśniała jego twarz.Price byłdwudziestokilkuletnim młodzieńcem z gęstą brodą i szopą potarganychwłosów.Zmęczony ociekał potem.- Nie mogliśmy.poczekać.na świt, sierżancie? - wysapał.- Nigdy wcześniej Szlak nie opuszczał autostrady.To zdarzyło siępierwszy raz.Musimy być blisko.Price się rozejrzał.- Naprawdę doprowadził nas tutaj?Sebeck widział niebieską linię, przypominającą laserowy płomień.Wychodziła spod jego nóg, wspinała się zboczem i znikała za szczytemwzgórza.To była droga, którą wskazał mu Sobol.Przygotował jąspecjalnie dla niego i Pete był jedynym człowiekiem na ziemi, który mógłją zobaczyć.- Nie musisz iść ze mną.- Taka moja rola, sierżancie.- Naprawdę nie wiesz, dokąd prowadzi mój Szlak?Price pokręcił głową.- Jestem tylko pionkiem w darknecie.Tak samo zresztą jak ty.- Nie, nie jak ja.Ty przystąpiłeś do Demona z własnej woli i to nasbardzo różni, Laney.I lepiej o tym nie zapominaj, bo ja nie potrafię.- Dla mnie to nie była trudna decyzja.Siedzieli tak kilka minut, gapiąc się w rozgwieżdżone niebo i z rzadkapojawiające się spadające gwiazdy.Price pokiwał głową, zadowolony z tego, co zobaczył.- Odlot.Niezle to wygląda.Sebeck uniósł kciuk.- Ruszamy.Niecały kilometr dalej stanęli na szczycie pustynnego wzniesienia,zalanego księżycową poświatą.Już na długo przed osiągnięciemwierzchołka Price dyszał ze zmęczenia i przeklinał.Sebeck nie straciłformy - siedząc w celi, codziennie robił brzuszki i pompki.Sierp księżyca i gwiazdy jasno oświetlały okolicę.Przed nimi widać byłogrupę cieni.Szlak prowadził prosto do nich.- Coś jest przed nami.Price łapczywie chwytał powietrze ustami.- Ruiny budowli Indian Anasazi.- Skąd to wiesz?- Geotagi w Przestrzeni D.Dziewiąta warstwa.Mogę ci pokazać, jak.- Taaa, i niby nie masz pojęcia, dokąd zmierzamy.Akurat.-Sebeckruszył, nie czekając, aż Price się pozbiera.Ten zaklął i truchtem ruszył za nim.Dość szybko dotarli do kamiennych ruin.Były znacznie wyższe niżSebeck przypuszczał.Grube kamienne ściany poznaczone otworamiokiennymi i drzwiami wznosiły się po dziś dzień na wysokość kilkukondygnacji.Słyszał wprawdzie o budowanych na tych terenachsiedzibach w jaskiniach drążonych w skałach, ale nie miał pojęcia, żeIndianie stawiali kilkupiętrowe budynki.Szlak prowadził wprost do niskiego otworu po drzwiach w masywnejścianie.Sebeck podszedł bliżej, przesuwając dłonią po chropowatychkamieniach.Konstrukcja była zadziwiająco solidna i zwarta.Przyklęknął i zajrzał do środka.Przez pozbawione sufitów i podłógpomieszczenia wpadało światło księżyca.Na wprost niego wzdłuż idealnieprostej linii widział szereg otworów po kolejnych drzwiach.Za plecami usłyszał szelest butów Price'a.Spojrzał w tył.- Po co tu przyszliśmy, Laney?- Mówiłem ci stary, że nie mam pojęcia.Ja mam ci tylko pomóc wdrodze do twojego celu.Ale to nie znaczy, że wiem, dokąd zmierzasz.Pete spojrzał na niego, po czym schylił się i wszedł do środka.Price ruszyłza nim, a potem obaj ostrożnie zaczęli przesuwać się przez pozbawionesufitów pomieszczenia.Zciany nad ich głowami sięgały nieba, pozwalającspoglądać na mały wycinek gwiazd.Nie minęło wiele czasu, a Sebeck, podążając za swoim Szlakiem, dotarł dostarej kamiennej klatki schodowej, którą weszli do okrągłej sali o średnicykilkunastu metrów, również pozbawionej dachu.W oddali widać byłopostrzępioną krawędz szczytówpustynnych wzgórz i kanionów.Pomieszczenie otaczały kilkumetroweściany z wejściami z różnych stron, a Szlak kończył się dokładniepośrodku podłogi jaśniejszą plamą.Nad nią unosiła się holograficznapostać.Zwietlisty duch, wsparty na okutej lasce, ubrany był wwiktoriańską marynarkę i krawat.Sebeck wiedział, kto to - widział go już wcześniej.Stał naprzeciwkocyfrowego ducha Matthew Sobola.Twórcy Demona.Wirtualny Sobolwyglądał znacznie zdrowiej niż kiedy Sebeck spotkał go poprzednimrazem.Programista przybrał postać trzydziesto-kilkuletniego mężczyzny -tak zapewne wyglądał, zanim zachorował na raka mózgu.Przed kilkomatygodniami awatar Sobola odtworzony w Przestrzeni D zaproponował mumisję, w czasie której miałby udowodnić, że ludzie zasługują na wolność.Szalony pomysł, ale były policjant nie odważył się odmówić.Tym bardziejże był świadkiem możliwości Demona, które ciągle się zwiększały.Sebeck rzucił okiem na Price'a.- Hej, też go widzisz?Price przytaknął.- No ba.Musiał to nagrać przed operacją.- Myślisz, że to nagranie?- Interaktywna projekcja offsetowa.Trójwymiarowy bot zawieszony wPrzestrzeni D, aktywowany określonym wydarzeniem.Musiałeś gouruchomić, pojawiając się tutaj.Sebeck stanął twarzą do świetlistej postaci Sobola.Awatar był przejrzysty,jak wszystkie obiekty Przestrzeni D.Był zjawą.Price popchnął go delikatnie.- Nie bądz babą.Pogadajcie sobie.Sebeck przez chwilę zbierał się w sobie, by w końcu ruszyć naprzód istanąć na pokrytej piaskiem podłodze pośrodku pomieszczenia.W miaręjak się zbliżał do zjawy, otaczająca ją świetlista aura i resztka Szlaku,który go tu przyprowadził, zawirowały i zniknęły.Sobol kiwnął na powitanie głową i zaczął mówić.- Detektywie Sebeck, cieszę się, że zdecydował się pan podjąćwyzwanie.Pana misja będzie długa i trudna.- Super.- Sebeck westchnął.Sobol wskazał dłonią na ściany wznoszące się na kilka pięter w górę -podziurawione doskonale prostokątnymi i symetrycznie rozmieszczonymiotworami drzwi i okien.- Niech pan spojrzy na tę precyzję.Można by uznać, że to dzisiejszaarchitektura.- Spojrzał na niego uważnie.- A tymczasem to pueblo sprzedniemal tysiąca lat.Wybudowano je w czasach rozkwitu cywilizacjiAnasazi.Uczynił gest dłonią, a świecące linie siatki Przestrzeni D w jednymmomencie rozciągnęły się i objęły wszystkie ściany budowli, wypełniającluki, stając się brakującymi dachami i zburzonymi częściami murów.Naich oczach całość wracała do stanu z czasów świetności.W oknach i napółeczkach pojawiły się gliniane garnki i inne przedmioty, których używaliówcześni mieszkańcy wszystko nałożone na rzeczywiste ruiny.W pomieszczeniach ukazały się postacie Indian Anasazi, dziećmi i zkoszami w rękach.Zajmowali się codziennym życiem i rozmawiali wsobie tylko znanym języku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]