[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pan zatriumfuje,nie zdołacie mu przeszkodzić.Tak zostało zapisane! Zapisane! Usiadł okrakiem na Knoksie.Ten wymierzył mu kopniakaw krocze, lecz nie przyniosło to większego rezultatu.Zdołał sięuwolnić, ale po chwili Peterson usiadł mu ponownie na ple-cach, naciskając kolanem kark, chwytając pasek laptopa i za-ciskając go na jego szyi tak, że Knox się zakrztusił. Twój pannie ma już władzy, słyszysz?! Panowanie bestii dobiegło koń-ca.Zwycięstwo Pana jest bliskie! Nie widzisz? Pan jest ze mną,Pan potężniejszy od całych zastępów. Pociągnął pasek, zaci-skając go jak garotę wokół tchawicy Knoksa. Dlategoupadną pośród tych, którzy padać będą, runą w czasie, gdyich nawiedzę, mówi Pan!* wykrzyknął triumfalne Peterson. Sam będę walczył przeciw wam wyciągniętą ręką i moc-nym ramieniem, z gniewem pełnym zapalczywości i wielkązawziętością**.* Jr 8,12.** Jr 21,5.Knox chwycił pasek obiema dłońmi, lecz uwieszony na jegoplecach Peterson był od niego silniejszy.Nie mógł oddychać ipo chwili zaczął się dusić.Odepchnął się nogami, powoli spy-chając Petersona na koniec ławki.Dzwignął się na siedzenie, anastępnie celowo runął do tyłu, powodując, że Peterson spadłz jego pleców na ziemię.Z kieszeni wysypały się kluczyki dosamochodu i inne drobne przedmioty.Uścisk zelżał na chwilę,349dzięki czemu Knox mógł się oswobodzić.Odczołgał się od Pe-tersona, ze świstem wciągając powietrze i masując dłońmiobolałą szyję. Jam Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Ko-niec!* zawołał Peterson, dzwigając się na nogi. Jestemtym, który przychodzi z wieczności.Moje imię to Pomsta.Jestem Niszczycielem.* Ap 22,13.Z oddali doleciał głośny okrzyk i Petersona oświetlił snoplatarki.Knox odwrócił się i ujrzał czterech policjantów, bie-gnących ku nim w strugach deszczu.Peterson został w tyle,spoglądając to na policjantów, to na Knoksa, to na laptopa,kluczyki do samochodu i portfel rozrzucone na ziemi.Pochwili wahania zdecydował, co jest najważniejsze.Wyciągnąłlaptopa z torby, sięgnął po pobielaną wapienną cegłę i uderzyłw klawiaturę.Klawisze i kawałki plastiku poleciały na wszyst-kie strony. Nie ruszaj się! krzyknął policjant. A gdy wyjdą, ujrzą trupy ludzi, którzy się zbuntowaliprzeciwko Mnie! wykrzyknął Peterson, niszcząc cegłą wnę-trze laptopa. Bo robak ich nie zginie, i nie zagaśnie ichogień, i będą oni odrazą dla wszelkiej istoty żyjącej**.** Iz 66,24.Snop światła ukazał jego oszalałe spojrzenie, kosmyki dłu-gich, siwych włosów oblepiające twarz niczym węże i ślinęcieknącą po brodzie.To wystarczyło, aby policjant zatrzymałsię, żeby poczekać na wsparcie swoich kolegów. Nadszedł Dzień Pański! Słyszycie? Na kolana, plugawipoganie! Nie jesteście godni! Ponownie uniósł cegłę.Po chwili do pierwszego policjanta dołączyli drugi i trzeci.Skoczyli na Petersona.Wielebny stał w błocie, szarpiąc się z350mężczyznami uczepionymi jego ramion niczym Samson.Pró-bował ich zrzucić, lecz czwarty funkcjonariusz ogłuszył go cio-sem w skroń zadanym kolbą pistoletu.Peterson osunął się nakolana, a następnie runął twarzą w błoto.Policjanci otoczyli leżące ciało, opierając dłonie na kola-nach i ciężko dysząc.Jeden z nich wymierzył Petersonowimściwego kopniaka w żebra, drugi przewrócił go na bok, abysię nie zadławił błotnistą wodą, a trzeci skuł ręce za plecami. Było ich dwóch wysapał pierwszy. Walczyli z sobą. Wskazał niejasno w stronę, gdzie leżał Knox, przyciskającpoliczek do przesiąkniętego wodą piasku.Zwiatła latarek skierowały się w jego stronę, aby po chwilizniknąć. Uważam, że powinniśmy zaprowadzić faceta do Gamala mruknął jeden z nich. Pora, aby inni też coś zrobili zgodził się drugi.IIClaire przeprowadziła Augustina przez rów w ziemi.Dwajrobotnicy w kaskach stali obok żółtej koparki. Niedaleko układają rurociąg wyjaśniła. Spytałam,czy nie chcieliby zarobić po godzinach.Augustin gwizdnął z uznaniem. Niezła jesteś, Claire.Pochyliła głowę, aby ukryć zadowolenie.Przeszli kilka me-trów, kiedy wyczuła miękką ziemię pod stopami. Tutaj powiedziała robotnikom. Kopcie tutaj. Jesteś pewna? spytał Augustin. Tak. To właściwe miejsce?351 Oczywiście.Wyciągnął komórkę tak, by ją widziała. Muszę zadzwonić do przyjaciela z NRS.Można mu za-ufać.Zawahała się, lecz po chwili skinęła głową. Dzwoń.Wybrał numer Mansoora. To ja powiedział. Jestem na miejscu wykopalisk Pe-tersona.Powinieneś natychmiast przyjechać. Właśnie. Natychmiast powtórzył Augustin. Jeśli możesz, za-bierz z sobą ochroniarzy.Trzeba zabezpieczyć miejsce.III Znalezli twojego zabójcę?Farooq rzucił gniewne spojrzenie uśmiechającemu się szy-derczo koledze. Lepiej się zamknij! ostrzegł. Dobrze ci radzę.Pisał raport z wypiekami na twarzy, czując, jak nienawiśćdo Knoksa pali mu serce niczym kwas.Kazał swoim ludziomprzeszukać całą Aleksandrię, lecz facet przepadł jak kamień wwodę.Farooq nie miał pojęcia, jak tamten tego dokonał.Bę-dzie potrzebował lat, aby zapomnieć o takim upokorzeniu.Odezwała się komórka.Może otrzyma jakieś wiadomości. Farooq burknął, podnosząc aparat. Mówi Gamal.Dzwonię z Mallawi, pamiętasz? Rozma-wialiśmy jakiś czas temu.Farooq wyprostował się na krześle. Masz coś dla mnie? Być może.Myślimy, że twój człowiek tu był.352 Myślicie? Co to znaczy myślicie ? Uciekł. Nie mogę uwierzyć! Jakim cudem? Złapiemy go, przyrzekam.To tylko kwestia czasu.Nieuciekłby nam, gdybyś nas ostrzegł, że będzie ich dwóch. Dwóch? Jak to? Miał wspólnika.Facet chciał uciec, lecz go dorwaliśmy.Farooq zrobił nachmurzoną minę.Augustin! To Francuz, prawda? Nie potrafię powiedzieć.Gość nie może mówić.Przez ja-kiś czas nic nie powie.Stawiał opór podczas zatrzymania, ro-zumiesz? To cudzoziemiec.Pięćdziesiąt kilka lat, wysoki, do-brze zbudowany.Długie, siwiejące włosy.Nosi biały kołnie-rzyk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]