[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W połowie lat sześddziesiątych, za przykładem Moskwy, rozszerzyła się moda na wyprowadzaniemieszkaoców na ulice dla radosnego powitania I sekretarzy partii innych krajów socjalistycznych.Z góryustalano, gdzie i jak spontanicznie przerwad szpaler, zatrzymad kolumnę i wręczyd kwiaty.Lubił to bardzoLeonid Breżniew.Organizatorzy ustawiali szpalery, głównie młodzieży szkolnej.Z tym także były kłopoty.Gdy jedna z delegacji przejeżdżała Alejami Ujazdowskimi, ktoś z ambasady USA rozsypał czekoladki.Dzieci opuściły szpaler.Zachowanie się pracowników ochrony zależało od sytuacji i wymagao osoby chronionej i jej kultury.Niemałe znaczenie miała też moda.Był czas, że oficer ochrony osobistej musiał byd niższy od osobyochranianej i unikad sfotografowania.Stalin miał dużą ochronę, lecz nikt nie mógł byd wyższy od niego.ZUSA przyszła moda na wysokich, którzy powinni stad tuż za szefem.Pozowali na kowbojów, stali narozstawionych nogach, mieli radiostacje, sterczące pistolety i byli ponurzy.Nazywano ich „gorylami” i tanazwa przylgnęła do wszystkich ochroniarzy.Jedynie w ZSRR nadal mówiono „tiełochranitiele”.Zagraniczni goście, tzw.VIP (bardzo ważne osoby), przywozili własną ochronę, czasem bardzo liczną.Niektórzy przywozili także lekarzy, kucharzy, kelnerów, nawet własną żywnośd.Najliczniejsza ochronatowarzyszyła wizytom Breżniewa, cesarza Etiopii - Hajle Sellasje i prezydenta Rumunii - NicolaeCeausescu.Ochroniarzom cesarza Etiopii dodatkowych trudności przysparzał pies, którego cesarzwszędzie zabierał ze sobą i traktował lepiej niż ministrów.Oficer ochrony cesarza dbał, aby pies się nienudził.Pilnował też, aby nie zadał się z jakimś psem w Polsce.Afrykaoscy i arabscy prominenci w ogólebyli bardzo trudni do ochraniania.W zależności od kaprysów skracali lub przedłużali swój pobyt.Prezydent Indonezji, Sukarno, woził ze sobą trzy przyjaciółki, a każda chciała mied najlepszepomieszczenie, najbliżej swego pana.Na tym tle duże zdziwienie wywołał premier Szwecji, któryprzyleciał rejsowym samolotem i bez obstawy.Prosił o to, aby jego limuzyna nie była eskortowana przez motocyklistów i aby na trasie przejazdu nie wstrzymywano ruchu.Biuro Ochrony zabezpieczało także ośrodki wypoczynkowe podległe Urzędowi Rady Ministrów: w Łaosku,na Helu i w Bieszczadach.W latach sześddziesiątych niewielka leśniczówka w Łaosku zostałarozbudowana, powiększono obszar leśny, zbudowano kilka willi, salę kinową i basen kąpielowy orazkoszary dla kompanii żołnierzy.Na soboty i niedziele do Łaoska często przyjeżdżali: I sekretarz partii,premier i członkowie Biura Politycznego KC PZPR.Wicepremierzy, nie będący członkami władzpartyjnych, za każdym razem musieli prosid szefa URM o zgodę.Natomiast szefowie resortów, zwyjątkiem ministrów obrony narodowej, spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych, nawet z takąprośbą się nie zwracali.Byłem w Łaosku kilka razy tylko dlatego, że towarzyszyłem delegacjom.Ze wszystkich obiektówrządowych Łaosk najbardziej upodobał sobie Gomułka.Lubił wiosłowad i pływad w jeziorze i w basenie.Na dłuższy odpoczynek wybierał się na Hel.W Bieszczadach nigdy nie był.Podobno nawet nie wiedział,że taki obiekt wybudowano.Udający się na urlop członkowie kierownictwa nie mogli oderwad się od swoich gabinetów.Regularnie,nierzadko codziennie, przywożono im do Łaoska, na Hel i w Bieszczady pocztę.Jedynie Edward Gierekumiał prawidłowo odpoczywad.Ministerstwo Spraw Wewnętrznych prowadziło właściwą dla tego resortu działalnośd dyplomatyczną.Przyjmowaliśmy delegacje bratnich resortów z krajów socjalistycznych, myśmy też ich wizytowali.Najbliższe kontakty mieliśmy z sąsiadami i Bułgarią.Minister Wicha nie lubił towarzyszyd delegacjom,Moczar się wykręcał, a ponieważ znam język rosyjski i słabo niemiecki, wiec na mnie spadał obowiązekzajmowania się przyjeżdżającymi do nas ministrami, i wiceministrami.Zwykle towarzyszyłem im przyzwiedzaniu stolicy i w podróżach do Katowic, Krakowa i do Łaoska.Sklepy zwiedzali sami, czasami jedyniew towarzystwie oficera ochrony.Oficerowie informowali, czym goście są najbardziej zainteresowani i doich zainteresowao dostosowywano podarki.W Związku Radzieckim sytuacja była uproszczona.Dawali wkopercie trochę rubli (ilośd była zależna od wagi delegacji), prowadzili do wydzielonej części „GUM” naplacu Czerwonym i tam można było kupid prawie wszystko.Myśmy też dawali „kopertówki”, alespecjalnego sklepu u nas nie było.Delegacje otrzymywały standardowe podarki, wódkę, pamiątki zWarszawy i jakieś drobiazgi.Myśmy otrzymywali podobne.Dopiero w latach siedemdziesiątych dawanocenniejsze, czasami bardzo drogie upominki.Zauważyłem, że im biedniejszy kraj, tym podarki byłydroższe.Jeśli goście chcieli peregrynowad po kraju, wtedy przed nami jechał pilot z rolkami papieru toaletowego izakładał je tam, gdzie mieli się zatrzymad.Miał też ręczniki i obrusy.Gorzej było, gdy postój byłrzeczywiście nieprzewidziany.W 1968 roku towarzyszyłem delegacji z Węgier.Jechaliśmy z Warszawy do Katowic i goście wpadli napomysł zwiedzenia Jasnej Góry.Obejrzeli klasztor, spodobała się im Częstochowa, wobec tegozaproponowali postój.Weszliśmy do restauracji.Zamówiliśmy coś do jedzenia i picia.Kierownik sali znałkilka węgierskich słów, zaraz wyczarował cygaoską muzykę.W pewnym momencie główny gośd podniósłsię i ruszył w kierunku drzwi, a orkiestra za nim.Gdy wrócił, szepnął: „Mydła nie było i ręcznik brudny,lecz orkiestra wspaniała”.Przez cały czas, gdy jako wiceminister spraw wewnętrznych nadzorowałem BOR, dyrektorem był płk JanGórecki, a zastępcami - płk Mieczysław Glanc i płk Jan Piątkowski.Dzięki nim nie miałem żadnychkłopotów i w praktyce niewiele interesowałem się funkcjonowaniem tej służby.Również żadnych kłopotów nie miałem z brygadą, wzorowo dowodził nią płk Siuchnioski.Walka z dywersją ideologicznąPo objęciu stanowiska ministra spraw wewnętrznych Mieczysław Moczar przeprowadził zmianypersonalne w kierownictwie resortu.Odeszli wiceministrowie: Ryszard Dobieszak, Zygfryd Sznek igeneralny dyrektor - Wacław Komar.Na ich miejsce powołano nowych wiceministrów: KazimierzaSwitałę, Bogdana Stachurę, Tadeusza Dryzka, Tadeusza Pietrzaka.Spośród pracowników MSW nastanowisko wiceministra awansował pułkownik Stanisław Filipiak.Wiceministrów było za dużo, co byłoprzyczyną tard kompetencyjnych, wzajemnej niechęci, a nawet zawiści.Każdy wiceminister chciał miedpod sobą jak najwięcej departamentów, zarządów i pionów.Wiceminister wiceministrowi nie jest równy.Ten z nich więcej znaczy, który nadzoruje więcej ważniejszych departamentów.Z początku Moczartraktował mnie jako swego pierwszego zastępcę.Trwało to ponad dwa lata.Z tego tytułu zastępowałemgo w czasie nieobecności.Prowadziłem niektóre narady i brałem udział w posiedzeniach Rady Ministrów.Miał on swój styl kierowania, nie lubił posiedzeo, narad, odpraw.Kolegia resortu odbywały się rzadko itrwały krótko.Nie lubił meldowania, raportowania, salutowania i stukania obcasami.Nie byłmałostkowy.Miał też swoje wady.Niełatwo zmieniał zdanie, był uparty i zbyt tolerancyjny w stosunku doniektórych swoich przyjaciół.Staraliśmy się dostosowad filozofię i logikę funkcjonowania resortu do nowej sytuacji, jaka kształtowałasię w świecie i w kraju.Naszym zdaniem, organy bezpieczeostwa powinny służyd sprawie paostwa, amilicja społeczeostwu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]