[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mandrake miał czas, żeby wyjąć małe lusterko i sprawdzić dokładnie swój wygląd.Wygładził włosy, strzepnął kilka pyłków z ramion.Zadowolony ze swego wyglądu zagłębiłsię w papierach leżących na biurku - teraz stanowił przykład gorliwego, zorganizowanego ipracowitego urzędnika.Był świadom, że jego zachowanie jest śmieszne, ale nie mógł się powstrzymać.Kiedyzastępca szefa policji przychodziła do niego, zawsze był półprzytomny.Rozległo się ostre pukanie.Jane Farrar weszła lekkim krokiem i przeszła przez pokój.Wjednej ręce niosła pokrowiec z kulą.Mandrake podniósł się kurtuazyjnie z krzesła, alemachnęła ręką, żeby usiadł.- Nie musisz mi okazywać, jaki to honor.John.Przyjmuję, że tak jest.Chcę ci pokazaćcoś ważnego. - Proszę.- Wskazał skórzany fotel obok biurka.Usiadła, ciężko stawiając kulę nablacie, i uśmiechnęła się do niego.Mandrake zrewanżował się uśmiechem.Uśmiechali sięjak dwa koty nad ranną myszą, elegancko, mocno i pewnie.Nie ufali sobie nawzajem.Sprawa golema trzy lata temu skończyła się niełaską i śmiercią szefa policji Henry'egoDuvalla.Od tego czasu premier nie znalazł odpowiedniej osoby na jego stanowisko.Faktycznie, coraz mniej ufając magom.% swoim otoczeniu, zachował tytuł dla siebie, awiększość prac złożył na arki zastępcy.Jane Farrar od dwóch lat pełniła tę funkcję.Jejzdolności były powszechnie znane - pozwoliły jej przeżyć bliską współpracę z Du-vallem isprawiły, że wróciła do łask pana Devereaux.Razem z Mandra-kiem stanowili teraz gronojego najważniejszych sprzymierzeńców.Z tego powodu byli wobec siebie boleśniekordialni; ale stara rywalizacja wciąż kryła się gdzieś pod powierzchnią ich kontaktów.Mandrake miał jeszcze inny powód, by nie lubić Jane Farrar.Była bardzo piękna, miaładługie, ciemne i lśniące włosy, kpiarskie zielone oczy i długie rzęsy.Jej widok go rozpraszał.Musiał zmobilizować całą swoją siłę i zaufać swej dojrzałości, aby dotrzymać jej kroku wrozmowie.Rozparł się niedbale na krześle.- Ja też mam ci coś do powiedzenia - rzekł.- Kto pierwszy?- Och, mów.Ty pierwszy.Ale pospiesz się.- OK.Musimy zwrócić uwagę premiera na nowe zdolności, pojawiające się wśródniektórych plebejuszy.Kolejny z moich demonów został wczoraj zauważony.To znowu byłydzieci.Nie muszę ci mówić, jakie kłopoty to spowoduje.Panna Farrar zmarszczyła piękne brwi.- Nie - powiedziała.- Nie musisz.Dziś rano dostaliśmy nowe raporty o strajkachdokerów i maszynistów.Pikiety, demonstracje.Nie tylko w Londynie, ale i na prowincji.Zostały zorganizowane przez ludzi, którzy mają te szczególne zdolności.Trzeba ichzatrzymać.- Hm, ale co jest tego przyczyną, Jane.Co?- Sprawdzimy to, kiedy będą siedzieć w Tower.Wysłaliśmy szpiegów do pubów,zbierają informacje.Uderzymy mocno.Coś jeszcze?- Musimy porozmawiać także o ostatnim ataku w Kent, ale to może poczekać do rady.Panna Farrar otworzyła pokrowiec dwoma smukłymi palcami, ściągnęła materiał, żeby wyjąćmałą kryształową kulę, niebiesko-białą, w doskonałym kształcie, ze spłaszczoną podstawą.Popchnęła ją na środek biurka.- Moja kolej - powiedziała.Mag odruchowo się wyprostował.- Jeden z twoich szpiegów?- Tak.Teraz słuchaj.John.to ważne.Wiesz, że pan Devereaux prosił mnie.żebymuważała na naszych magów, na wypadek gdyby któryś' z nich chciał pójść w ślady Duvalla iLovelace'a?Mandrake skinął głową.Bardziej niż Amerykanów, bardziej niż wrogów w Europie,bardziej niż gniewnych plebejuszy.premier bał się swoich ministrów.Ludzi, którzysiadywali przy jego stole i pili jego wino.Niepokój był uzasadniony - jego koledzy byliambitni - ale odciągał go od innych palących kwestii.- Co odkryłaś? - zapytał.- Coś.- Przejechała ręką po kuli i nachyliła się tak, że długie czarne włosy opadły jejwokół twarzy.Mandrake odchrząknął i też się pochylił, żeby (jak zawsze) nacieszyć się jejzapachem, kształtem i bliskością.Towarzystwo panny Farrar.chociaż niebezpieczne izdradzieckie, miało swój urok.Wypowiedziała kilka słów.Niebieskie ziarenka przebiegły po powierzchni kuli i zebrały sięw pobliżu dna.Górna część pozostała czysta.Utworzył się na niej obraz - twarz uformowanoz cienia.Zachybotał, poruszył się, ale się nie przybliżył. Panna Farrar podniosła wzrok.- To Yole - powiedziała.- Yole obserwował pewnego młodszego maga.który wzbudziłmoje zainteresowanie.Nazywa się Palmer, drugi poziom, pracuje w Ministerstwie SprawWewnętrznych.Parokrotnie pominięto go przy awansach, co go mocno sfrustrowało.WczorajPalmer zawiadomił, że jest chory, i nie przyszedł do pracy.Wyszedł z mieszkania i napiechotę poszedł do karczmy niedaleko Whitechapel.Ubrany był w strój prostego robotnika.Obecny tu Yole udał się za nim i może powiedzieć, co zaszło.Myślę, że cię to zainteresuje.Mandrdrake wykonał niezobowiązujący gest.- Proszę, niech mówi.Jane Farrar pstryknęła palcami i przemówiła do kuli.- Pokaż karczmę, z dzwiękiem.Cienista twarz wycofała się i znikła.W kuli uformował się obraz: krokwie, pobielane ściany,stoły na kozłach pod żyrandolem z brązu.Dym płynął obok brudnych szyb znieprzezroczystego szkła.Miejsce, z którego to wszystko oglądali, znajdowało się nisko, tużprzy podłodze.Zaniedbane kobiety i mężczyzni w zle skrojonych garniturach górowali nadnimi.Słabo, jakby z oddali, słychać było śmiech, pokasływania i brzęk szklanek.Przy stole na kozłach usiadł jakiś mężczyzna, krępy dżentelmen w średnim wieku, trochęzaróżowiony na twarzy, z siwymi pasmami we włosach.Nosił sfatygowany płaszcz i miękkączapkę.Jego oczy poruszały się bez przerwy w lewo i prawo, najwyrazniej obserwując ludziw karczmie.Mandrake nachylił się bliżej i zaczerpnął ostrożnie powietrza.Perfumy Farrar były tego dniawyjątkowo wyraziste.Był w nich aromat granatu.- To Palmer.prawda? - zapytał.- Widzimy go pod dziwnym kątem.Za nisko.Pokiwała głową.- Yole był myszą pod obluzowaną deską.Nie chciał się narzucać, ale ten błąd dużo gokosztował, prawda Yole? - Pogłaskała powierzchnię kuli.Z wnętrza dobiegł jękliwy głosik.- Tak, pani.- Hm.Tak, to Palmer.Normalnie bardzo elegancki jegomość.Teraz, to ważne, ledwieto widać z dołu, ale trzyma w ręku kufel piwa.- Godne uwagi - mruknął Mandrake.- Ten cały pub i w ogóle.- Z pewnością granaty.i być może domieszka cytryny.- Poczekaj.Szuka kogoś.Mandrake przyjrzał się postaci w kuli.Jak można się było tego spodziewać po magu, któryznalazł się w towarzystwie plebejuszy, Palmer czul się skrępowany.Jego oczy ciągle sięporuszały; pot błyszczał mu na karku i czole.Dwa razy podnosił kufel, jakby chciał się napić,ale zatrzymywał go przy ustach i odstawiał powoli na stół.poza zasięg wzroku.- Nerwowy - powiedział Mandrake.- Tak.Biedny Palmer.Powiedziała to łagodnie, ale coś w jej tonie miało ostrość noża.Mandrake znów wciągnąłpowietrze.Ta cierpka nuta była w sam raz, idealnie pasowała do słodszego zapachu.Panna Farrar odkaszlnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl