X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mandrake miał czas, żeby wyjąć małe lusterko i spraw�dzić dokładnie swój wygląd.Wygładził włosy, strzepnął kilka pyłków z ramion.Zadowolony ze swego wyglądu zagłębiłsię w papierach leżą�cych na biurku - teraz stanowił przykład gorliwego, zorganizowanego ipracowitego urzędnika.Był świadom, że jego zachowanie jest śmieszne, ale nie mógł się po�wstrzymać.Kiedyzastępca szefa policji przychodziła do niego, zawsze był półprzytomny.Rozległo się ostre pukanie.Jane Farrar weszła lekkim krokiem i prze�szła przez pokój.Wjednej ręce niosła pokrowiec z kulą.Mandrake pod�niósł się kurtuazyjnie z krzesła, alemachnęła ręką, żeby usiadł.- Nie musisz mi okazywać, jaki to honor.John.Przyjmuję, że tak jest.Chcę ci pokazaćcoś ważnego. - Proszę.- Wskazał skórzany fotel obok biurka.Usiadła, ciężko sta�wiając kulę nablacie, i uśmiechnęła się do niego.Mandrake zrewanżo�wał się uśmiechem.Uśmiechali sięjak dwa koty nad ranną myszą, ele�gancko, mocno i pewnie.Nie ufali sobie nawzajem.Sprawa golema trzy lata temu skończyła się niełaską i śmiercią szefa policji Henry'egoDuvalla.Od tego czasu premier nie znalazł odpowied�niej osoby na jego stanowisko.Faktycznie, coraz mniej ufając magom.�% swoim otoczeniu, zachował tytuł dla siebie, awiększość prac złożył na arki zastępcy.Jane Farrar od dwóch lat pełniła tę funkcję.Jejzdolności były powszechnie znane - pozwoliły jej przeżyć bliską współpracę z Du-vallem isprawiły, że wróciła do łask pana Devereaux.Razem z Mandra-kiem stanowili teraz gronojego najważniejszych sprzymierzeńców.Z te�go powodu byli wobec siebie boleśniekordialni; ale stara rywalizacja wciąż kryła się gdzieś pod powierzchnią ich kontaktów.Mandrake miał jeszcze inny powód, by nie lubić Jane Farrar.Była bar�dzo piękna, miaładługie, ciemne i lśniące włosy, kpiarskie zielone oczy i długie rzęsy.Jej widok go rozpraszał.Musiał zmobilizować całą swoją siłę i zaufać swej dojrzałości, aby dotrzymać jej kroku wrozmowie.Rozparł się niedbale na krześle.- Ja też mam ci coś do powiedzenia - rzekł.- Kto pierwszy?- Och, mów.Ty pierwszy.Ale pospiesz się.- OK.Musimy zwrócić uwagę premiera na nowe zdolności, pojawia�jące się wśródniektórych plebejuszy.Kolejny z moich demonów został wczoraj zauważony.To znowu byłydzieci.Nie muszę ci mówić, jakie kłopoty to spowoduje.Panna Farrar zmarszczyła piękne brwi.- Nie - powiedziała.- Nie musisz.Dziś rano dostaliśmy nowe raporty o strajkachdokerów i maszynistów.Pikiety, demonstracje.Nie tylko w Londynie, ale i na prowincji.Zostały zorganizowane przez ludzi, któ�rzy mają te szczególne zdolności.Trzeba ichzatrzymać.- Hm, ale co jest tego przyczyną, Jane.Co?- Sprawdzimy to, kiedy będą siedzieć w Tower.Wysłaliśmy szpiegów do pubów,zbierają informacje.Uderzymy mocno.Coś jeszcze?- Musimy porozmawiać także o ostatnim ataku w Kent, ale to może poczekać do rady.Panna Farrar otworzyła pokrowiec dwoma smukłymi palcami, ściągnęła materiał, żeby wyjąćmałą kryształową kulę, niebiesko-białą, w doskona�łym kształcie, ze spłaszczoną podstawą.Popchnęła ją na środek biurka.- Moja kolej - powiedziała.Mag odruchowo się wyprostował.- Jeden z twoich szpiegów?- Tak.Teraz słuchaj.John.to ważne.Wiesz, że pan Devereaux prosił mnie.żebymuważała na naszych magów, na wypadek gdyby któryś' z nich chciał pójść w ślady Duvalla iLovelace'a?Mandrake skinął głową.Bardziej niż Amerykanów, bardziej niż wro�gów w Europie,bardziej niż gniewnych plebejuszy.premier bał się swo�ich ministrów.Ludzi, którzysiadywali przy jego stole i pili jego wino.Niepokój był uzasadniony - jego koledzy byliambitni - ale odciągał go od innych palących kwestii.- Co odkryłaś? - zapytał.- Coś.- Przejechała ręką po kuli i nachyliła się tak, że długie czarne włosy opadły jejwokół twarzy.Mandrake odchrząknął i też się pochylił, żeby (jak zawsze) nacieszyć się jejzapachem, kształtem i bliskością.Towarzystwo panny Farrar.chociaż niebezpieczne izdradzieckie, miało swój urok.Wypowiedziała kilka słów.Niebieskie ziarenka przebiegły po po�wierzchni kuli i zebrały sięw pobliżu dna.Górna część pozostała czysta.Utworzył się na niej obraz - twarz uformowanoz cienia.Zachybotał, poruszył się, ale się nie przybliżył. Panna Farrar podniosła wzrok.- To Yole - powiedziała.- Yole obserwował pewnego młodszego maga.który wzbudziłmoje zainteresowanie.Nazywa się Palmer, drugi poziom, pracuje w Ministerstwie SprawWewnętrznych.Parokrotnie pominięto go przy awansach, co go mocno sfrustrowało.WczorajPalmer zawiado�mił, że jest chory, i nie przyszedł do pracy.Wyszedł z mieszkania i napiechotę poszedł do karczmy niedaleko Whitechapel.Ubrany był w strój prostego robotnika.Obecny tu Yole udał się za nim i może powiedzieć, co zaszło.Myślę, że cię to zainteresuje.Mandrdrake wykonał niezobowiązujący gest.- Proszę, niech mówi.Jane Farrar pstryknęła palcami i przemówiła do kuli.- Pokaż karczmę, z dzwiękiem.Cienista twarz wycofała się i znikła.W kuli uformował się obraz: krok�wie, pobielane ściany,stoły na kozłach pod żyrandolem z brązu.Dym pły�nął obok brudnych szyb znieprzezroczystego szkła.Miejsce, z którego to wszystko oglądali, znajdowało się nisko, tużprzy podłodze.Zaniedbane kobiety i mężczyzni w zle skrojonych garniturach górowali nadnimi.Sła�bo, jakby z oddali, słychać było śmiech, pokasływania i brzęk szklanek.Przy stole na kozłach usiadł jakiś mężczyzna, krępy dżentelmen w śred�nim wieku, trochęzaróżowiony na twarzy, z siwymi pasmami we włosach.Nosił sfatygowany płaszcz i miękkączapkę.Jego oczy poruszały się bez przerwy w lewo i prawo, najwyrazniej obserwując ludziw karczmie.Mandrake nachylił się bliżej i zaczerpnął ostrożnie powietrza.Perfumy Farrar były tego dniawyjątkowo wyraziste.Był w nich aromat granatu.- To Palmer.prawda? - zapytał.- Widzimy go pod dziwnym kątem.Za nisko.Pokiwała głową.- Yole był myszą pod obluzowaną deską.Nie chciał się narzucać, ale ten błąd dużo gokosztował, prawda Yole? - Pogłaskała powierzchnię kuli.Z wnętrza dobiegł jękliwy głosik.- Tak, pani.- Hm.Tak, to Palmer.Normalnie bardzo elegancki jegomość.Teraz, to ważne, ledwieto widać z dołu, ale trzyma w ręku kufel piwa.- Godne uwagi - mruknął Mandrake.- Ten cały pub i w ogóle.- Z pew�nością granaty.i być może domieszka cytryny.- Poczekaj.Szuka kogoś.Mandrake przyjrzał się postaci w kuli.Jak można się było tego spo�dziewać po magu, któryznalazł się w towarzystwie plebejuszy, Palmer czul się skrępowany.Jego oczy ciągle sięporuszały; pot błyszczał mu na karku i czole.Dwa razy podnosił kufel, jakby chciał się napić,ale zatrzy�mywał go przy ustach i odstawiał powoli na stół.poza zasięg wzroku.- Nerwowy - powiedział Mandrake.- Tak.Biedny Palmer.Powiedziała to łagodnie, ale coś w jej tonie miało ostrość noża.Man�drake znów wciągnąłpowietrze.Ta cierpka nuta była w sam raz, idealnie pasowała do słodszego zapachu.Panna Farrar odkaszlnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.