[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postanowił, że poszukiwaniarozpoczną od miejsca, w którym po raz ostatni widziano panią Hamlet.Wyprowadził psa na schodki przed domem.Ze względu na zalegający napodwórku gruz nie podobała mu się perspektywa puszczania Grace luzem.Dlatego wydobył z plecaka smycz automatyczną, dzięki której pies mógłoddalać się na dwa razy większy dystans, lecz równocześnie pozostawaćzwiązany z panem.Grace obserwowała go uważnie, gdy wsuwał ręce doplecaka.Zwietnie wiedziała, że jego wnętrze kryje też jej ulubionegoróżowego słonika. Grace, szukaj pani Hamlet! padła komenda.Pies obejrzał się na drzwi, jakby chciał powiedzieć, że przecieżposzukiwana jest w domu.Creed jednak ani drgnął.Nie obejrzał się też nabudynek i w końcu Grace uznała, że musi szukać dalej uniosła pyski zaczęła wciągać w nozdrza powietrze.Creed wiedział, że stawia przed niąniełatwe zadanie.Pani Hamlet przechodziła tędy dwa dni temu i przez tenczas deszcze i wiatry musiały już doszczętnie zatrzeć resztki jej woni rozsianew powietrzu.W pewnym momencie poczuł szarpnięcie smyczy.Adrenalina momentalniezaczęła krążyć w jego żyłach Grace skręciła w prawo.Był to gwałtownyzakręt.Pani Hamlet była osobą praworęczną, a więc zachowanie psastanowiło dobry znak.W następnej chwili zauważył, jak gapie zgromadzeni na trawnikunieopodal poczynają kierować się w jego stronę, i powstrzymał ich gestem.Grace ciągnęła go teraz z dużą siłą i węszyła zapamiętale.Przez cały czasjednak trzymała się blisko bocznej ściany budynku.Creed starał sięspoglądać jej pod nogi, wypatrując potłuczonego szkła albo ostrych skrawkówmetalu.Pies wiódł go teraz wzdłuż wąskiego rowu między budynkiema trawnikiem, którym płynęła woda z przepełnionych studzienekkanalizacyjnych.Gdy dotarli do rogu, Grace kolejny raz skręciła gwałtownie w prawoi przyspieszyła kroku, zwinnie przemykając po błocie.Na tyłach domu leżałojeszcze więcej gruzu niż od frontu i Creed musiał dla bezpieczeństwa niecoskrócić smycz.Około piętnastu metrów od budynku biegła granica lasu.Podwórkootoczone było krzewami wydzielającymi mocny aromat, które tworzyłynaturalną barierę oddzielającą siedlisko człowieka od świata przyrody.Wciąż gęsta mgła utrudniała dostrzeżenie czegokolwiek.Zwarte zaroślapowstrzymały też strumienie napływającej z góry wody oraz pokruszonychgruzów.Creed niepokoił się, że w trawie pełno jest ostrych odłamków, któremogą pokaleczyć psie poduszki na łapach.Kiedy pod podeszwami jego butówzachrzęściło szkło, z nerwów zrobiło mu się niedobrze.Wtem Grace zatrzymała się w pół kroku.Jej uwagę przykuło coś, coutkwiło w pobliskim krzewie.Obejrzała się na opiekuna i usiadła.Było to kolejny ewidentny znak, że coś znalazła.Kiedy Creed podszedł bliżej, ujrzał kilka chusteczek higienicznych, którezatrzymały się na kolczastych gałęziach krzaków.Dla postronnegoobserwatora stanowiłyby po prostu zwyczajne śmieci, jednak Grace wyrazniedawała do zrozumienia, że rozpoznaje w nich ślady pani Hamlet.Creed obejrzał się na dom.Na szczęście Vance nie pozwolił nikomu ruszyćza nimi.Pamiętał, że córka po powrocie z pracy zastała otwarte frontowedrzwi.Grupa poszukiwawcza całymi godzinami przeczesywała potemnajbliższą okolicę.Przeszukano nawet las, który rozpościerał się po drugiejstronie drogi i zamykał zaułek.Zakładano, że w środku burzowej nocysędziwa kobieta wyszła od frontu i ruszyła w las w poszukiwaniu córki,która spózniała się do domu.Poszukujący starali się wczuć w psychikę dotkniętej demencją staruszkii odgadnąć jej ruchy.Nawet gdyby poszukiwania rozpoczęli od podwórka natyłach, na niewiele by się to zdało ujrzeliby dokładnie to samo, co onteraz, czyli nic. Grzeczny pies pochwalił Grace beznamiętnym tonem.Celowo unikałwysokiego głosu sugerującego podniecenie, który zarezerwowany był dlapochwał, gdy pies odnalazł to, czego naprawdę szukali.Mimo to jednakGrace z nadzieją przeniosła spojrzenie na plecak, w którym czekała jejulubiona zabawka. Grace powiedział, skupiając znowu na sobie jej uwagę. Szukaj paniHamlet!Pies wstał i powąchał znalezione chusteczki.Po chwili jego spojrzeniepowędrowało znów na opiekuna.Chusteczki faktycznie mogły należeć do zaginionej, ale też wiatr mógł je tuprzywiać skądkolwiek.Creed już podejrzewał, że brną w ślepą uliczkę, kiedynagle Grace zaczęła energicznie poruszać nosem.Po chwili poczuł, jak smyczsię napręża, gdy pies wyrwał do przodu.Kierowali się znów ku ścianiezarośli.Grace skręciła w prawo, szli teraz wzdłuż linii krzewów.W końcuzrobiła jeszcze jeden skręt w prawo i poprowadziła opiekuna z powrotem kudomowi.Nim jednak dotarli w jego pobliże, pies nagle stanął nieruchomo,wyprostował ogon i nadstawił uszu.Wysunięty do przodu nos łapczywiewciągał powietrze.Po chwili Grace znów skręciła w prawo, lecz nie uszładaleko.Obeszła w koło jakieś miejsce, znów przystanęła.Jednak to nie byłjeszcze koniec.Po chwili ruszyła biegiem z powrotem w kierunku ściany zarośli.Gdy tamdotarli, odnalazła wąski przesmyk wśród krzewów, przez który bez trudu sięprześlizgnęła.Ciągnięty na smyczy Creed nie miał tyle szczęścia kolczastegałęzie zahaczyły się o jego dżinsy i rozerwały w paru miejscach koszulę,nim zdołał się od nich uwolnić.Po drugiej stronie nie rosła już trawa,podłoże było za to błotniste i momentalnie poczuł, jak ślizgają się na nimbuty.Zstępowali teraz ze zbocza i Creed z wielkim trudem zachowywałrównowagę.Grace nie chciała ani na moment zwolnić kroku.W ciągu kilku sekund znalezli się w gęstym lesie, a korony drzew odcięłydopływ światła.Creed miał wrażenie, jakby mgła ożyła snuła się międzypniami niczym dym poruszany podmuchami wiatru.Owionęła go wilgoć,z gałęzi kapała woda.Zewsząd unosiła się obezwładniająca woń wilgotnejziemi i sosnowych igieł.Grace wydawała się jednak pochłonięta zupełnieinnymi zapachami, jej nos nie przestawał pracować.Creed zerknął przez ramię, żeby zorientować się, jak daleko zaszli, aleujrzał tylko zasłonę mgły.Po ścianie krzewów oddzielającej las od podwórkaza domem Hamletów nie pozostał żaden ślad.Wyczuwał, że Grace nadalprowadzi go na prawo, jednak teraz już delikatnie.Nie robiła gwałtownychskrętów, jak jeszcze niedawno na podwórzu.Powoli zaczynał się niepokoić,że zapuszczają się za daleko w las.Dokuczał mu ból głowy, a dodatkowodawała o sobie znać rana nad okiem.Tracił też zmysł orientacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]