[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie! - Znów zakłuło ją to, że upierał się przyprzekonaniu o jej wścibstwie.Powiedziała mi o tym ladyHastings.Katherine jest moją przyjaciółką.Bardzo drogą przyjaciółką, słodką i lojalną, choćnieśmiałą i cichą jak myszka.W tym tkwił problem.Katherine nie miała zielonego pojęcia, jak postępowaćz ludzmi pokroju lorda St.Clair.- Rozumiem.- Jego szczęki się zacisnęły.- A więcpostanowiła pani ujawnić moje złe zachowaniew gazecie, żeby pani przyjaciółka zwątpiła w mojezamiary i odrzuciła oświadczyny.Miał prawie rację, choć Felicity miała nadziejęotworzyć oczy rodzicom Katherine, by zwątpili w jegointencje.Biedna Katherine odmówiła zerwaniaz wicehrabią, jeśli miałoby to oznaczać gniew rodziców,a w szczególności matki.Nawet zwierzyła się Felicity zeswej nadziei na to, że gdyby tylko lady Hastings zdołałazrozumieć, jak nieodpowiedni był lord St.Clair, możebyłaby szansa na odrzucenie jego zalotów.Felicity doradzała dziewczynie, by sprzeciwiła sięmatce, ale Katherine nie potrafiła się na to zdobyć.Byćmoże Felicity nie wtrąciłaby się w tę sprawę, gdyby niedowiedziała się o tajemniczej, niepokojącej przeszłościi kochance lorda St.Clair.Myśl o tym, że jej drogaprzyjaciółka miałaby poślubić kogoś takiego, mroziła jejkrew w żyłach.Felicity spotkała w życiu zbyt wielu popularnych i znanych w towarzystwie kompanówpapy, by nie wiedzieć, jak beznadziejnym byli materiałemna mężów.Znów czując, że ma rację, upierając się przy swoimstanowisku, śmiało napotkała wzrok wicehrabiego.- Uważałam, że Katherine, jak również jej rodzice,powinni wiedzieć, w co się pakują.Oczy chłodne niczym czarny marmur wpatrywały sięw nią w napięciu.- I nie mogła im pani powiedzieć tego wszystkiego naosobności, bo wtedy musiałaby pani przyznać się doswojego okropnego hobby, jakim jest mieszanie sięw cudze sprawy.Felicity skrzyżowała ręce na piersiach.Miała już dośćtego wyniosłego wicehrabiego i jego zniewag.- Proszę posłuchać, lordzie St.Clair, to nie ja utrzymujękochankę, jednocześnie zalecając się do miłej, młodej da.- Powiem to ostatni raz, panna Greenaway nie jest mojąkochanką.- I przypuszczam, że dziecko, które miała z sobą,niespełna roczny syn, też nie jest pańskie.To go zmroziło.Przez chwilę wyglądał na zdru-zgotanego, po czym się zadumał.- Proszę, proszę, a więc wie pani także o dziecku.Widzę już, co pani z tego wywnioskowała.- Czy zaprzeczy pan temu?- A czy to by mi pomogło? Już pani wyrobiła sobiezdanie, iż notorycznie deprawuję niewinne, młode kobietyi chętnie płodzę bękarty.Nie chciałbym zniszczyć paniwypaczonego wyobrażenia na mój temat, podając pani cośtak bezużytecznego, jak fakty.Dziewczyna najeżyła się, słysząc tę zniewagę dla jejuczciwości.- Jeśli może mi pan udowodnić błąd, proszę to zrobić.- W porządku.Nagle zaczął krążyć z jednego rogu pokoju w drugi,rozglądając się dookoła uważnie, jakby chciał zapamiętaćinwentarz.Otworzył srebrną tabakierę stojącą na brzegudelikatnego stolika i tak, jakby to była najnaturalniejszarzecz na świecie, spytał:- Czy zażywa pani tabaki, panno Taylor?- Oczywiście, że nie! Należała do papy.- A więc to był jego gabinet?- Tak.- Tak myślałem.A ten udekorowany miecz, który wisina ścianie? Też należał do niego?Do czego to miało prowadzić?- Nie, należał do mojego dziadka.Ian przyjrzał się bliżej.- Ach, prawda, pułkownik Ansel Taylor.Chłopcyw regimencie często opowiadali o Anselu Kowadle,człowieku o kręgosłupie z żelaza.- W regimencie? Co pan robił w regimencie?Usta lorda wykrzywiły się lekko w uśmiechu.- Walczyłem w wojnach napoleońskich.Dziewczyna patrzyła na niego z niedowierzaniem.Samten pomysł był niedorzeczny.Mężczyzni z tytułamii fortuną, jedyni spadkobiercy rodzinnych majątków, niesłużyli w wojsku.Gdyby zginęli, oznaczałoby to konieccałego rodu i szlacheckiego tytułu.%7ładen ojciec niepozwoliłby na to.%7ładen dziedzic by tego niezaproponował.Wszyscy wiedzieli, że wojsko było dlamłodszych synów i szlachty niższego stanu.- To tym zajmował się pan przez te wszystkie lataspędzone na kontynencie? - spytała, nie kryjącsceptycyzmu.- Czemu pani pyta? Czyżby chciała pani opublikowaćw gazecie także moją historię wojenną?Jego uważne spojrzenie jedynie wzmogło jej po-dejrzliwość.- Czy może pan zasugerować jakiś powód, dla któregonie powinnam jej publikować?- Obawiam się, że twierdziłaby pani, iż walczyłem postronie wroga - odparł kwaśno.Felicity posłała mu gniewne spojrzenie.- Nie wymyślam informacji, szanowny panie.Jedynie jerelacjonuję.- Albo spekuluję na ich podstawie.- Jeśli jestem stosunkowo pewna, że fakty potwierdzająmoje spekulacje, tak.- Pomogłoby, gdyby znała pani wszystkie fakty, a nietylko te, które panią interesują - stwierdził i podszedł dokominka, żeby się bliżej przyjrzeć rzezbie wykonanejprzez Jamesa.Na chwilę wziął do ręki surową, drewnianąfigurkę owcy, po czym odłożył ją i odwrócił się dodziewczyny.- Pani dziadek& Czy miał przyjaciółz czasów swej wojskowej kariery, ludzi, dla którychzrobiłby wszystko?Felicity zamyśliła się.- Tak.Co tydzień jadał z przyjacielem z wojska.- W takim razie powinna pani zrozumieć moją sytuację.Panna Greenaway jest siostrą człowieka, z którymwalczyłem w bitwie pod Vittorią.W tej bitwie umarł namoich rękach.Konając, poprosił mnie, żebymzaopiekował się jego siostrą.Obiecałem, że to zrobię.Dlatego, kiedy jakiś łobuz uwiódł ją i porzuciłz dzieckiem, przyszła do mnie.Oczywiście zgodziłem siępomóc.Dlatego właśnie umieściłem ją w domu przyWaltham Street.W pierwszej chwili Felicity opanowało głębokiepoczucie winy z powodu jej wcześniejszych domysłów.Jak mogła się tak pomylić i wyciągnąć wnioski takpochopnie? Biedna kobieta została bez środków do życia,do tego w ciąży i.Dziewczyna nagle zdała sobie sprawę, w jaki sposóblord St.Clair ją obserwuje, napotkała spojrzenienieszczere, świadczące o chłodnej kalkulacji.Zerknęła namiecz papy i zauważyła złoty medal z armii zawieszonyzaraz pod nim.Było na nim wygrawerowane nazwiskoi stopień dziadka.A to łajdak! Udał, że zna jej dziadka, żeby poprzećswoje kłamstwa i sprawić, by zaczęła się wstydzić, iżskalała jego reputację
[ Pobierz całość w formacie PDF ]