[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nawet nie widzę tu \adnej pompy.- To zapewne jest najłatwiejsze - stwierdził Roland.- Mówimy  on i  jego zamiast to i  tego , poniewa\ Blaine wydaje się nam \ywą istotą, ale on jest tylko maszyną.skomplikowaną, ale maszyną.Wprawdzie sam włączył swoje silniki, potrzebuje jednakjakiegoś hasła lub kodu, który otwiera bramkę i drzwi.- Lepiej się pospieszmy - rzucił nerwowo Jake.- Minęły chyba dwie lub trzy minuty,od kiedy do nas przemówił.Co najmniej.- Nie byłbym tego pewien - rzekł ponuro Eddie.- Tutaj czas biegnie inaczej.- Mimo to.- Tak, tak.- Eddie zerknął na Susannah, lecz ta siedziała na biodrze Rolanda i wzadumie spoglądała na romb klawiszy numerycznych.Popatrzył na rewolwerowca.- Jestempewien, \e masz rację z tym kodem.Na pewno po to są tutaj te przyciski.- Podniósł głos.-Czy\ nie, Blaine? Czy przynajmniej to odgadliśmy prawidłowo?śadnej odpowiedzi, tylko narastający szum silników.- Rolandzie - powiedziała nagle Susannah.- Musisz mi pomóc.Zamyślenie na jej twarzy zmieniło się w strach, zmieszanie i determinację.Rolanduznał, \e jeszcze nigdy nie wyglądała piękniej.i bardziej samotnie.Siedziała mu naramionach, kiedy stał na skraju polanki i obserwował niedzwiedzia usiłującego ściągnąćEddiego z drzewa, więc nie widział jej twarzy, gdy oświadczył, \e to ona musi zastrzelićpotwora.W tej chwili ju\ wiedział, jaką wówczas miała minę, gdy\ taką samą miała teraz.Ka było kołem, które po prostu musi się toczyć i w końcu zawsze wraca do punktu wyjścia.Tak było i będzie.Susannah znów miała stawić czoło niedzwiedziowi i wyraz jejtwarzy świadczył o tym, \e zdawała sobie z tego sprawę.- Co? - zapytał Roland.- O co chodzi, Susannah?- Znam odpowiedz, lecz nie potrafię jej uchwycić.Tkwi w moim umyśle jak rybia ośćw gardle.Potrzebuję twojej pomocy, \eby ją sobie przypomnieć.Nie jego twarz, ale głos.To,co  powiedział.Jake zerknął na przegub i zaskoczyło go wspomnienie kocich, zielonych oczu Tik-Taka, kiedy zamiast zegarka zobaczył tylko puste miejsce po nim - białą plamę na mocnoopalonej skórze.Ile zostało im czasu? Na pewno nie więcej ni\ siedem minut, w najlepszymrazie.Popatrzył na Rolanda i zauwa\ył, \e rewolwerowiec wyjął z pasa jeden nabój i zręcznieprzetacza go między palcami lewej ręki.Jake natychmiast poczuł, \e jego powieki robią sięcię\kie, i pospiesznie odwrócił wzrok.- Czyj głos pamiętasz, Susannah Dean? - zapytał cicho Roland.Nie patrzył na jejtwarz, lecz na nabój, który nieustannie poruszał się między jego palcami.tam i z powrotem.tam i z powrotem.Rewolwerowiec nie musiał patrzeć, \eby wiedzieć, \e Jake odwrócił oczy od naboju, aSusannah nie zrobiła tego.Zaczął jeszcze szybciej poruszać palcami, a\ nabój zdawał sięunosić nad nimi w powietrzu.- Pomó\ mi przypomnieć sobie głos mojego ojca - powiedziała Susannah Dean.* * *Przez chwilę ciszę zakłócały przetaczające się nad miastem odległe eksplozje,bębnienie deszczu o dach dworca i głuchy warkot potę\nych silników pociągu.Potem wpobli\u rozległ się basowy pomruk pompy hydraulicznej.Eddie oderwał wzrok od nabojutańczącego w palcach rewolwerowca (co wymagało sporego wysiłku i uświadomiło mu, \ejeszcze moment, a sam dałby się zahipnotyzować) i spojrzał przez \elazną kratę.Z obłejró\owej powierzchni między przednimi oknami Blaine a wysuwał się cienki srebrzysty pręt.Wyglądał na antenę.- Susannah? - zapytał cicho Roland.- Co? - Oczy miała otwarte, ale odezwała się sennie, jakby z daleka.jak ktośmówiący przez sen.- Czy pamiętasz głos twego ojca?- Tak.lecz nie słyszę go.- SZEZ MINUT, PRZYJACIELE. Eddie i Jake drgnęli i spojrzeli na skrzynkę bramofonu, ale Susannah najwyrazniejwcale nie usłyszała tych słów i wcią\ wpatrywała się w tańczący nabój.Palce Rolandaporuszały się jak tkackie czółenka.- Spróbuj, Susannah - nalegał i nagle poczuł, \e w przyciśniętej do niego Susannahzachodzi zmiana.Kobieta zdawała się przybierać na wadze.a tak\e.w jakiś trudny dozdefiniowania sposób.nabierać sił.Tak jakby zmieniała się w kogoś innego.I tak te\ było.- A po cholerę ci ta suka? - spytała ochrypłym głosem Detta Walker.* * *W głosie Detty słychać było zniechęcenie zmieszane z rozbawieniem.- Ona nigdy w \yciu nie dostała z matmy lepszej oceny ni\ tróją.Bez mojej pomocynie dałaby sobie rady.- Umilkła, a potem dodała niechętnie: - I bez taty.On te\ trochę jejpomagał.Ja wiedziałam o tych specjalnych liczbach, ale to on pokazał nam siatkę.O rany, todopiero było fajne! - Zachichotała.- Suze tego nie pamięta, bo Odetta nigdy nie rozumiała, oco chodzi z tymi specjalnymi liczbami.- Jakimi specjalnymi liczbami? - zapytał Eddie.- Piersze! - Wymówiła to słowo tak, \e zabrzmiało prawie jak  pieprz się.Spojrzałana Rolanda, teraz wyglądając na zupełnie przytomną.tylko \e nie była ju\ Susannah ani tympaskudnym, złośliwym stworzeniem, które poprzednio uchodziło za Dettę Walker, chocia\mówiła tak jak ona.- Przyszła do taty, płacząc i jęcząc, \e nie zda z matmy.a to była tylkoprosta algebra! Poradziłaby sobie, bo jeśli ja mogłam, to ona te\, ale jej się nie chciało.Takaczytająca poezje suka była za dobra, \eby zajmować się ars mathematica, rozumiecie?- Detta odchyliła głowę do tyłu i zaśmiała się, lecz bez dawnej, zjadliwej goryczy.Wydawałasię szczerze ubawiona głupotą swego drugiego ja.-Tato mówi:  Poka\ę ci sztuczkę, Odetto.Nauczyłem się jej w college u [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl