[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Radzono mu również, żeby zabrał ze sobąpielęgniarkę.Bill odmówił i pożałował tego, gdy tylko wystar-towali, ale tak bardzo pragnął udowodnić samemu sobie, że jestniezależny.Kiedy wylądowali w Nowym Jorku, był obolały ikompletnie wykończony.Na lotnisku czekali na niego dwaj sanitariusze z kierowcą fur-gonetki wyposażonej w nosze.Sanitariusze zawiezli go przedewszystkim do łazienki.Bill zastanawiał się, czy nie zadzwonićdo Isabelle, ale postanowił poczekać, aż znajdzie się w zakła-dzie. No jak? Lepiej? zapytał sanitariusz, kiedy ulokowali go wfurgonetce. To był cholernie długi lot odparł Bill.Lotniczy fotel, zmie-niony w łóżko, miał taki kąt nachylenia, że wywoływał okropnyból.To mu uświadomiło w bardzo dotkliwy sposób, ile go jesz-cze czeka pracy.Nadal jednak wierzył, że dobrnie do mety.246Sanitariusze przywiezli mu termos z kawą, zimne napoje i ka-napki.Poczuł się o wiele lepiej, kiedy opuścili lotnisko.Byłciepły, jesienny dzień.Droga zajęła im pół godziny.Szpital okazał się rozległym bu-dynkiem pośród wypielęgnowanych trawników, na przedmie-ściach Nowego Jorku.Przypominał bardziej pensjonat niż za-kład rehabilitacyjny, ale Bill był zbyt zmęczony, by to docenić.Chciał jak najszybciej znalezć się w łóżku.Wszędzie widziałludzi na wózkach lub o kulach.Dwie drużyny grały w kosza,dopingowane przez widownię na ruchomych łóżkach.Panowałamiła atmosfera, ludzie aż tryskali energią, ale Bill był przygnę-biony.To będzie jego dom przez następny rok, w najlepszymrazie, przez dziewięć miesięcy.Czuł się jak dziecko, które po-słano do internatu, tęsknił za Isabelle i tymi miłymi ludzmi, któ-rych poznał w londyńskim szpitalu.Teraz wszystko to odpłynę-ło w przeszłość.Kiedy znalazł się w pokoju, miał łzy w oczach.Nigdy w życiu nie czuł się taki samotny i słaby. Wszystko w porządku, panie Robinson?W milczeniu skinął głową.Mimo zawrotnej ceny pokój nie był luksusowy, przypominałzwykły przyzwoity hotel.Nowoczesne meble, czysty dywan,pojedyncze szpitalne łóżko, jak to, w którym spał obok Isabelle,reprodukcja akwareli, przedstawiającej chyba Saint-Tropez.Miał własną łazienkę, telefon.Mógł podłączyć komputer iwstawić mikrofalówkę.Dyrekcja szpitala wolała jednak, żebypacjenci nie izolowali się, jadali w kafeterii wraz innymi, korzy-stali ze wspólnych sal, zaprzyjaznili się ze sobą.Wszystko tobyło częścią procesu rehabilitacji, także nawiązywanie kontak-247tów towarzyskich.Obojętne kim był, czy będzie pózniej, terazmiał brać czynny udział w życiu tej społeczności.Faks i gniazdko do komputera przypomniały mu, że musi za-dzwonić do swojej sekretarki.W ostatnich trzech miesiącachjego życie zawodowe zamarło.Nie mógł pracować, leżąc.Niemógł przedstawiać sobie ludzi, planować kampanii, prowadzićprotegowanych przez meandry kampanii wyborczych.%7łeby torobić, musiał być na miejscu, trzymać rękę na pulsie.Rozgląda-jąc się po pokoju, uświadomił sobie ponownie, że jeszcze przezrok będzie to dla niego niedostępne.W pokoju była mała lodówka, wyposażona w to samo, co whotelach.Ucieszył się na widok dwóch małych butelek wina.Kiedy sanitariusz wyszedł, Bill otworzył colę, napił się i spoj-rzał na zegarek.Chciał zadzwonić do Isabelle, ale bał się, żeGordon będzie w domu.Postanowił, że jeżeli to on odbierzetelefon, odłoży słuchawkę.Po drugim sygnale usłyszał Isabelle.W Paryżu dochodziła jede-nasta wieczór, ale ona jeszcze nie spała.Serce ścisnęło mu siętęsknotą. Czy to odpowiednia chwila? zapytał bez wstępów i usłyszałjej śmiech. Na co, mój kochany? To jest bardzo odpowiednia chwila.Chciałabym tylko, żebyś tu był.Gordon pojechał do Mona-chium.Jak minęła podróż? Niezle odparł, nie rozczulając się nad sobą. Czuję się jak wwięzieniu. Jeszcze raz rozejrzał się po pokoju, który działał na248niego przygnębiająco. Tu jest okropnie powiedział jak stę-sknione za domem dziecko, które dzwoni z internatu. Bądz dzielny, tak trzeba pocieszała go jak niegdyś swojącórkę. Przyzwyczaisz się.Zobaczysz, jak szybko czas zleci,ani się obejrzysz, będzie po wszystkim. Szczerze współczułaBillowi.Chciała mu jakoś pomóc, ale na odległość było to bar-dzo trudne.Musieli walczyć samotnie.Jego sytuacja była podwieloma względami trudniejsza. A jeżeli zatrzymają mnie na dwa lata? Wykluczone.Skończysz rehabilitację dużo wcześniej niż za-kładałeś.Jacy są pacjenci? Obawiali się, że zakład pełen bę-dzie starszych ludzi po wylewie i Bill nie znajdzie towarzystwa.Jednak ludzie, których mijał na korytarzu, byli młodzi, młodsinawet od niego.Wielu znalazło się tu na skutek wypadków nar-ciarskich, tragicznych skoków do wody, katastrof samochodo-wych i kontuzji odniesionych w trakcie uprawiania sportu.Ciludzie mieli przed sobą długie życie, które chcieli spędzić pro-duktywnie. Chyba w porządku. Westchnął i spojrzał przez okno na ba-sen olimpijskich rozmiarów, w którym pływała spora gromadkaludzi.Wokół stały wózki inwalidzkie. Po prostu chcę wrócićdo Waszyngtonu i pracować lub być z tobą w Paryżu.Czuję sięna marginesie życia.Oba te miejsca były teraz dla niego nieosiągalne i obawiał się,że już tak pozostanie.%7łeby wrócić do pracy, musiał odzyskaćpewną sprawność: nauczyć się siedzieć przez długi czas, samo-dzielnie podróżować, mieć niczym nieobciążony jasny umysł.Obawiał się również pewnej psychologicznej reakcji na kalec-249two.Jego klienci mogą pomyśleć, że skoro jezdzi na wózku, niejest zdolny przeprowadzić skutecznej kampanii.Trudno przewi-dzieć meandry ludzkich uprzedzeń.Odzyskanie sprawności istanięcie na nogi miało dla niego fundamentalne znaczenie zrozmaitych powodów.Dla Isabelle mógłby na zawsze pozostać na wózku.To przezwzgląd na niego pragnęłaby wyzdrowiał.Ona i tak zawsze bę-dzie go kochała.Powiedziała mu to wprost.Jednak Bill niechciał być uzależniony od nikogo.Ani od Cynthii, ani od dzieci,ani od współpracowników i przyjaciół, a już z pewnością nie odIsabelle.Jeżeli nie mógł jej chronić, opiekować się nią stać u jejboku jak mężczyzna, kochać się z nią nie chciał nic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]