[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem przeniósłsię do Berlina, gdzie ponownie otrzymał stanowisko wykładowcy.Ni stąd, ni zowąd popadł wgłęboką depresję, czy coś w tym stylu, poszedł na zwolnienie i zrezygnował ostatecznie zkariery w szkolnictwie.Tak zaczęła się jego wędrówka po kongresach w całej Europie,jednocześnie.zwróć uwagę.interesował się miejscem pobytu studentów i wykładowców zróżnych uniwersytetów niemieckich i zbierał o nich informacje.Tak, tak, informacje: adresy,krótkie życiorysy.Nikt nie wie, po co.Pięć lat temu przyjechał do Madrytu i rozmawiał zemną.Pamiętasz.mówił, że chciałby zamieszkać w naszym kraju.Otóż kłamał: już wtedy tumieszkał.Kupił dom w Barcelonie, w Sarria, i zajął się.Zgadnij! - Popatrzył na Rulfasponad niebieskich okularów.- Wyciąganiem informacji na różnych wydziałachuniwersytetów hiszpańskich, zwłaszcza na naszym.- Jakiego rodzaju informacji?- Takich samych, jakie zbierał na uniwersytetach niemieckich.Życiorysy profesorówi studentów.Jego działalność była oczywiście tajna, ale miałem szczęście, mogąc liczyć nanieopisaną pomoc mojej byłej sekretarki Montse, dla której nie ma nic tajnego na tymświecie.Ta dobra kobieta ma niezwykły dar plotkowania.Pamiętała doskonale Rauschena,sama przekazała mu wiele danych.Jako wymówkę podawał domniemane stypendia, w ogólenieistniejące.Sprawdzał nawet mnie! Dysponował wtyczką na Complutense w osobie mojegostarego przyjaciela.Domyśliłem się, o kogo mogło chodzić, przycisnąłem go.Podał miaktualny adres Rauschena, nie znał jednak przyczyny jego zainteresowania profesorami istudentami.Rauschen zachowywał się, jakby kogoś szukał.Poświęcił na to dziwne zajęciekilka miesięcy.- A potem?- Potem miał miejsce kongres na temat Gongory, na którym rozmawiał ze mną.apotem nic więcej już nie robił.- César westchnął z miną magika, który najlepszą sztuczkęchowa w kapeluszu na sam koniec.- Herbert Rauschen zapadł w śpiączkę pięć lat temu,dlatego nigdy więcej do mnie nie zadzwonił.Opiekuje się nim zespół pielęgniarzy w jegowłasnym domu.Dom był duży, miał białe ściany i przeciekający dach.I najwyraźniej jego właścicielnie miał skłonności do zadęcia: zwykła metalowa brama umożliwiała mu dostęp do drzwi zezłoconą kołatką i dzwonkiem, który po naciśnięciu rozbrzmiał słodko, sprowadzająckorpulentnego asystenta w białym uniformie strażnika.Goście powołali się na wieloletniąprzyjaźń i zażyczyli sobie zobaczyć chorego.Przyjrzawszy się im dokładnie, mężczyznaoddalił się.Wrócił po chwili, może nieco zbyt długiej.- Mogą panowie wejść.Znaleźli się w minimalistycznym wnętrzu, w którym oryginalne ozdoby robiłyspektakularne wrażenie: fuksje na chińskiej wazie, kryształki sfalerytu w pojemniczku na ser,obrazy przedstawiające nagie postacie w maskach.Sypialnia Rauschena znajdowała się naparterze, w połowie korytarza.Kiedy tam weszli, młoda pielęgniarka w nienagannym białymfartuchu zdjęła z krzesła stopy w sportowym obuwiu.Przeglądała jakieś czasopismo.Miałajasne włosy i atrakcyjny wygląd, ale jej wzrok był, w pewnym sensie, nie mniej przenikliwyniż wzrok strażnika.- Pan Rauschen nie rusza się ani nie mówi od lat - oświadczyła z silnym obcymakcentem.Rulfo pomyślał, że powiedziała to, żeby dać im do zrozumienia, że chociaż niesprzeciwia się wizycie, nie ma ona jej zdaniem większego sensu.- Nie zabawimy długo - zapewnił ją César i podszedł do łóżka.Posągowy Herbert Rauschen wystawiał się na spojrzenia z przerażającą potulnościąwłaściwą psom i umierającym.Prześcieradło okrywało go po same piersi.Pergaminowa,zwiędła skóra przybrała barwę zadziwiającej bieli podbrzusza jaszczurek, ale jego rysyzachowały wspomnienie silnego mężczyzny o magnetycznej osobowości.Hełm z przewodównasadzony na jego czoło łączył się z aparatem, który wydawał się wyłączony.- Biedny człowiek.- César obszedł łóżko i pochylił się nad Rauschenem.- Mamnadzieję, że w nocy ktoś się nim opiekuje.- Przychodzi druga pielęgniarka - odpowiedziała kobieta.Sauceda ujął Rauschena za rękę - szczupłą i sztywną - i wygłosił krótkie, wzruszająceprzemówienie upstrzone serdecznymi słowami.Potem wydobył chusteczkę i przepraszającuprzejmie, wydmuchał nos, po czym dodał, że potrzeby fizjologiczne dają o sobie znać, a nalotnisku nie miał na to czasu.Czy byłby to duży kłopot.? Pielęgniarka zwróciła się dostrażnika:- Proszę zaprowadzić pana do łazienki.- Bardzo dziękuję.- César się zarumienił.Kiedy strażnik wrócił do pokoju, Rulfo wskazał na aparat, do którego wiodłyprzewody.- Przepraszam, chyba zabrzęczał.Słyszeli państwo?Pielęgniarka i strażnik wymienili spojrzenia.- Ekran da sygnał jedynie w przypadku, gdy w stanie pana Rauschena nastąpi jakaśzmiana - wyjaśniła pielęgniarka.- Przed chwilą słyszałem jakieś brzęczenie.- To niemożliwe.- Może się mylę, przepraszam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]