[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Właśnie.- Aaron skinął głową.- Wykonywałeś swoje rozkazy.Werchiel odwrócił się nagle, unikając jego wzroku.- Mam już dość tego.życia - powiedział.Nefilim zauważył, że jedna z zakrwawionych dłoniWerchiela zaczyna pulsować dziwnym światłem i przygotował się na kolejne starcie.- W takim razie zastanówmy się, co mogę zrobić, żeby skrócić twoje cierpienie -odparł, wznosząc ognisty miecz.Przywódca Potęg odwrócił się.Jego prawa dłoń świeciła oślepiającym blaskiem, a zran na ramionach wypływała gorąca krew, parująca z sykiem, zanim jeszcze zetknęła sięz rozżarzoną dłonią.Werchiel roześmiał się, ale w tym śmiechu nie było ani odrobinyradości.- Ciekaw jestem, czy teraz nas słyszy.- Po tych słowach spojrzał w niebo i wzniósłdo góry płonącą dłoń.Z jej wnętrza eksplodował strumień płynnego ognia, któryposzybował w niebo, rozświetlając noc.- Przypomnij mi ten lekceważący zwrot, któregotak często używają ludzie, zwracając się do siebie - powiedział anioł, zasypanyodłamkami szkła.- Idz do diabła?Wtedy Aaron zorientował się, co się dzieje.Patrzył jak osłupiały na szkarłatną mgłę,która pełzła po podłodze niczym jakiś prehistoryczny wąż, pochłaniając po drodze ciałazabitych żołnierzy Werchiela.Mgła szykowała się, żeby zaatakować świat po drugiejstronie tych grubych murów.- Właśnie tak - Werchiel przytaknął ze złośliwą satysfakcją.- Wszyscy możecie iśćdo diabła!Kraus próbował ukryć się w najciemniejszym kącie opuszczonej sali lekcyjnej.Kłębowisko emocji doprowadziło go do szaleństwa.Cały smutek, gniew i samotność,które towarzyszyły mu od wczesnego dzieciństwa, były z nim także teraz, bombardującgo ze wzmożoną siłą.Dzięki odzyskanemu niedawno wzrokowi uzdrowiciel mógł śledzić anielski rytuał,któremu poddawano upadłego anioła Lucyfera.Zanim jeszcze rytuał dobiegł końca,Kraus wiedział, że nic dobrego z tego nie wyniknie.Dlatego próbował się ukryć.Przez dziesięciolecia służył anielskiemu chórowi Potęg, rozwijając w sobie niezwykłezdolności i doskonaląc zmysły.Podczas gdy większość ludzi wydawała się nieświadomai nieczuła na magię, Kraus był nią bardzo wrażliwy.Wyostrzone zmysły krzyczały terazz całych sił i uzdrowiciel próbował zwinąć się w kłębek, chroniąc się przed siłami, któredzisiaj miały zostać uwolnione.Jak mogłem być tak ślepy?Za sprawą mocy płynącej z Nieba, Werchiel stał się wynaturzeniem, a jego działaniazaprzeczeniem misji, bez względu na to, jak wysoką cenę przyszło mu zapłacić.A Krausmu w tym pomógł.Jakaż to ironia, że przywódca Potęg nagrodził go wzrokiem tylko poto, żeby mógł zobaczyć świat takim, jakim niestety jest.Byłem ślepy, ale teraz widzę.Kraus słyszał krzyki swoich kolegów i koleżanek ze Szkoły Perry'ego, pożeranychprzez ogień, i drżał w ciemności.To, co nastąpiło tej nocy, nie było aktem łaski, leczkrwawym mordem.Nagle przypomniał sobie coś, co kilka dni temu powiedział do niego Lucyfer i nawspomnienie tych słów ogarnęło go jeszcze większe przerażenie.Kraus znalazł się bliskojego klatki, mimo iż wielokrotnie przestrzegano go, aby nigdy nie wchodził do pokoju,gdzie więziono Poranną Gwiazdę.Ale uzdrowiciel w jakiś sposób wyczuł, że jestpotrzebny pierwszemu z upadłych.Pogrążony jeszcze w ciemności, zebrał swojeinstrumenty i mikstury lecznicze, a potem znalazł jakoś drogę do pomieszczenia, wktórym przetrzymywany był ten, którego nazywano ucieleśnieniem zła.Ucieleśnienie zła.Kraus najchętniej by się roześmiał, gdyby nie był taki przerażony.Szatan powitał go w swoich skromnych progach, a Kraus wytrzymał psychicznie tospotkanie.Wiedział, że musi mieć się na baczności w obliczu tego, którego skłonności domanipulowania ludzmi obrosły legendą.Stanął jednak przed nim odważnie, oświadczył,że jest uzdrowicielem i przyszedł tu tylko po to, żeby opatrzyć jego rany.Lucyfer odparł,że rozumie i chociaż większość jego oparzeń już się zagoiła, poprosił Krausa, by zajął siękilkoma innymi, bardziej dotkliwymi ranami.Uzdrowiciel spełnił tę prośbę ze stoickim spokojem.Był to w końcu jego obowiązek -opiekowanie się aniołami, bez względu na to, czy byli oni żołnierzami, czy więzniami.Krausa poruszył jednak równie stoicki spokój tego więznia.Oto stał przed nim KsiążęCiemności, Pan Kłamstwa, uwięziony przez siły dobra.Ale zamiast złorzeczyć na swoichprześladowców, rozprawiał wesoło o wiośnie i prosił o odrobinę chleba dla swojegomysiego przyjaciela.Czy wtedy po raz po raz pierwszy zasiał we mnie ziarno niepewności? - zastanawiałsię Kraus
[ Pobierz całość w formacie PDF ]