[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalem kupców i kramarzów co dla gawędy zaniedbywali swegohandlu, co do mnie zaś, wolę gadać o moich towarach niż o nowinkach.Ale w samey rzeczy, iakem przebył bródDunrossness, trzem tylko powiedziałem że okręt Olawiusz odbył korzystną podróż. A ieżeli ieden tylko z tych trzech rozpowiedział znowu? i ia stawię dwa przeciw iednemu że ta ieymość z tądprorokuie.Do Magnusa Troil obrócił Kleweland te ostatnie słowa, i Udaller wcale ich w duszy nie pochwalał, gdyż miłośćoyczyzny przebiiała się nawet w iego przesadach.Mocno go obchodziła nieszczęśliwa krewna, i ieżeli nie oddawałpublicznego hołdu nadprzyrodzonym iakie sobie przypisywała wiadomościom, nie lubię aby ie zbiiał kto inny. Norna, moia krewna: rzekł wymawiaiąc dobitnie to słowo:z kramamarzem Bryce Snailsfoot i iego znaiomemi żadnych nie ma stosunków.Ja nie wiem iakim sposobem otrzymuietakie wiadomości; ale wiem że Szkotowie, i ogólnie wszyscy na wyspach Szetlandzkieh cudzoziemcy, zawsze chcąbadać rzeczy wydaiące się nieco ciemnemi dla tych, których przodkowie mieszkali tu przez długie wieki.Kapitan Kleweland nic nie odpowiewiedział: ruszył tylko głową nie broniąc swego sceptycyzmu. Daleyże moi zacni przyiaciele; obyście i wy tak pomyślne odbierali odpowiedzi.Ileż beczek tłustości siedemwielorybów przynieść może? zobaczymy, trzeba mi to wyrachować.Nikt ze zgromadzenia nie miał wielkiey ochoty radzić się wyroczni. Są tacy którym dobre nowinki zawsze się podobaią, choćby ie diabeł nawet przynosił, rzekła PannaBarbara Jellowley do lady Glowrowrum: gdyż podobny pod wiela względami sposób myślenia, zrodził po międzyniemi pewną zażyłość: lecz ia sądzę, milady, że to wszystko coś zarywa na czary, których dobre chrześciianki, iak ia iPani, pochwalić nie możemy. Może to i prawda Panno Jellowley,odpowiedziała lady Glowrowrum; ale my Szetlandczykowie nie iesteśmyzupełnie tacy iak inni: a że ta kobieta chociaż czarownica, iest przyiaciółką i bliską Udallera krewną, więc cięobraziieżeli nie póydziem za wszystkiemi, i nie spytamy ią także o nasze wyroki.Ja myślę że i moim siostrzenicom należałoby także zbliżyć się do tey budki; coż im to ma szkodzić? Są ieszcze młode, iak Pani widzisz, ipodług naturalnego biegu rzeczy, będą ieszcze miały czas do pokuty, ieśli tu iest co złego.Kiedy inni przytomni trwali w tym samym z boiazni pochodzącym niepewności stanie, Halero widząc, że stary Udallerczoło swe zaczynał marszczyć, i podnosił do góry nogę, iak gdyby chciał nią mocno o ziemię uderzyć, poznał że mucierpliwości zabraknie, i oświadczył walecznie, że sam iuż nie iako tłumacz, lecz własnym imieniem pytanie Sybillizadać postanowił.Po krótkim dla zebrania rymów namyśle, odezwał się.wierszem następuiącym:Ty którą świat wielbi z drżeniem ,Co dzielnem twey pieśni brzmieniemUmiesz wściekłość burz wstrzymywać,Mów czego się mam spodziewać?Gdy świat zniknie przed mem okiem,Czyż me pienia uymuiąceCzarownym rymów urokiem,Mogą przetrwać lat tysiące?Zaprowadząż imie moieW nieśmiertelności podwoie?Nie zgaśnież stron mych zaletaKtórych dziś każdy zazdrości ?I czy będę w potomności%7łył iako sławny poeta?Wiadomo że Halero ten epitet dawał Janowi Drydenowi.Głos sybilli z przybytku dał się słyszeć niezwłocznie.Dziecię rokosz znayduie w swych dzwoneczków brzękaStarzec, podwóyne dziecię cackiem zaprzątniony;Lecz lutnia naymnieyszego mieć nie może wdziękuJeśli dłoń co ią trąca rwie niezgrabnie strony.Orzeł sięga swym lotem do niebios błękitu;Ale dla ciężkiey gąski dość będzie zaszczytu,Jeśli łażąc po bagnach, za swe przykre wrzaskiPrzynaymniey cieląt morskich otrzyma oklaski.Klaudyusz Halero gryzł usta i zżymał ramionami; lecz nagle przybieraiąc wesołość, z talentem do improwizowaniamiernych wierszy odpowiedział.Niech sobie będę i gąską:Glos lutni nieznaney wszędzie,Może tylko szemrzeć będzieNad zatoką morza wązką.Tam go w szalonym zapaleZawiść nie dosięgnie wcale.Tam iey pieśniom grozne wałyI posępne wiatrów iękiSmutnie będą wtórówałyI słodsze im dadzą dzwięki.Mały bard cofnął się lekkim krokiem, rad sam z siebie; a iego odwaga w poddaniu się wesołem losowi iaki mu kładącgo na równi z gęsią, przeznaczyła sybilla, powszechne wzbudziła oklaski.Lecz ta odwaga, skutek uległości dlaUdallera, nikogo do pytania się straszliwey Norny nakłonić nie mogła. O boiazliwcy! zawołał Magnus: tyż, kapitanie Klewelandzie będziesz się lękał zadać pytanie starey kobiecie? nuż!zagadniy ią.Czy naprzykład okręt o dwunastu działach codo Kirkwallu zawinął, wspólnie żeglował z tobą?Kleweland rzucił okiem na Minnę; a uważaiąc że była ciekawa iego odpowiedzi, rzekł po chwili namysłu: Ani mężczyzna ani kobieta nigdy mnię nie zastraszy.Panie Halono, słyszałeś iakiego po mnie nasz gospodarzwymagał zapytania; zapytay więc ią moiem imieniem iak ci się podoba.Ja nie iestem biegleyszym w poezyi iak wczarodzieystwie.Nie trzeba było dwa razy prosić Halera.Wziął za rękę kapitana Klewelanda, podług prawideł w tey zabawieużywanych, i w tych słowach zadał Nornie żądane przez Udallera zapytanie:Ty którą świat wielbi z drżeniem.Z dalekich stron do zatokiZawinął okręt wysoki,Straszny mocnem uzbroieniem.Ogniem z dział wkoło miota,Różney broni ma bez miary;A wewnątrz drogie towary,Mnóstwo i srebra i złota.Susz więc głowę choć dzień cały,Powiedz czy okręt wspaniałyCo z takim bogactw dostatkiem,U portu stanął dopiero,Pod iedną płynął banderą.Z mego przyiaciela statkiem?Pytya dłużey trochę zwlekła swoię wyrocznie; wreszcie odezwała się cichym, lecz równie iak wprzódy stanowczymgłosem:Złoto iest kruszec świetny, pierwotny, bez plamy.Krew iest czarna, ze wstrętem na nią spoglądamy.Wzrok moy na przystań morską zwróciłam dziś rano,Tam zdradnego sokoła w zasadzce widziano.Padł na łup swóy iak piorun, żerem rozłechconyRozszarpał i krwią iego zbroczył dziob i szpony.Spoyrzyy na twoię rękę, ty co się mnie pytasz,Zadrżyy, sam z niey żądaną odpowiedz wyczytaszKrew tylekroć rozlana kroplami z niey ścieka.Idz, złącz się z towarzyszem który na cię czeka.Kleweland ze wzgarliwym uśmiechem spoyrzał na swoię rękę. Mało kto: rzekł: tak często przybiial do NoweyHiszpanii, i miał tak liczne iakia rozprawy z GuardaCosta; lecz na moiey dłoni żadney nie było plamy któreyby nie starł zmoczony ręcznik.Udallerdodał mocnieyszym głosem:Nigdy za równikiem z Hiszpanami nie ma pokoiu.Słyszałem to stokrotnie od kapitana Tragendek, od zacnego staregoKommondora Rummelaer, i od wszystkich co byli w zatoce Honduras.Nienawidzę wszystkich Hiszpanów od czasukiedy w roku wpadli na nasze brzegi i zabrali wszystką żywność na Belle Ile
[ Pobierz całość w formacie PDF ]