[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wespazjan spoglądał ze wzgórza na kolumnę podwładnych wycho-dzących z wody na przeciwległy brzeg, brodzących w zalegającym na nim błocie,pokonujących rów, a potem strome zbocze i niknących za dawnymi fortyfikacjamiwroga.W przydymionym blasku poranka przypominali mu gigantyczną stonogę,stworzenie, które widział dawno temu, jeszcze jako dziecko, w rodzinnym ma-jątku w pobliżu Reate.Lśniącą masę z mnóstwem czarnych odnóży wspinającąsię mozolnie na wzgórze.Poprzedni ranek, krwawa bitwa zamieniajaca obóz Brytów w zrujnowaneobozowisko i przejscia przez rzekę było tak odmienne od tego, co widział teraz,tego spokojnego ranka! Krew przelana w jej nurcie już dawno została rozmyta, aciała spoczywające grubym kobiercem na przeciwległym brzegu przeniesiono iskremowano.Jedyne ślady tej strasznej bitwy znajdowały się we wspomnieniachludzi, którzy brali w niej udział i przeżyli.Witeliusz zawrócił konia, wbił pięty wjego boki i ruszył w dół zbocza, w kierunku pochylni zbudowanej przez wojskainżynieryjne, nie mogąc się do końca otrząsnąć z wrażenia nierealności tamtychwydarzeń.Był tak głęboko zamyślony, że minął żołnierzy czwartej kohorty, niezauważając złowrogich spojrzeń, jakie rzucali w jego kierunku oficerowie idącyna czele szóstej centurii. Miałem nadzieję, że nie ujrzymy już więcej tego bękarta mruknął Ma-cro. Ciekawe, dlaczego wrócił do naszego legionu?Katon nie był nadmiernie ciekawy powodów powrotu trybuna.Myślałteraz o zupełnie innych rzeczach.Oparzenia bolały go znacznie bardziej niżprzed świtem, marzył więc o tym, by znowu się położyć i odpocząć, jak mi-nionego wieczora.Ucisk zbroi pozdzierał mu wiele pęcherzy na boku, a nie-ustanne ocieranie materiału tuniki o gołe rany sprawiało piekielne katusze.Zaciskał jednak zęby i koncentrował się na tym, by nie spowolnić idącej za nimszóstej centurii.Doznał szoku, gdy minął miejsce, gdzie jeszcze dwa dni wcześniej znajdo-wała się wzniesiona przez Brytów palisada.Cała okolica pokryta była dziesiąt-kami wygasłych ognisk, o ile jednak wszyscy polegli Rzymianie doczekali sięporządnej kremacji, o tyle łaska ta nie spotkała na razie zabitych wrogów.Ich ciałarzucono na stosy i nadal na nich leżały w blasku przygrzewającego słońca.Wpowietrzu unosił się słodkawy duszący odór rozkładu, a stężałe kończyny, wy-bałuszone oczy i otwarte usta napawały młodego optiona taką odrazą, że na-tychmiast poczuł przypływ mdłości.Gdy śniadanie podeszło mu do gardła,przyspieszył kroku, jak wszyscy, którzy wkroczyli na ten teren przed nim.Grupkipojmanych Brytów uwijały się po tym pobojowisku, przygotowując stosy, naktórych zostaną spalone ciała ich poległych towarzyszy broni.Jeńców pilnowalioddele- gowuni specjalnie do tego zadania legioniści z Dwudzieste chłopcy mu-sieli bogom dziękować za to, że dane im było się wywinąć od ostatniej bitwy,uznał Katon, zazdroszcząc im korzystnego losowania, niemniej moment pózniejprzestał o tym myśleć, walczy z kolejną falą trupiego odoru. Spokojnie, chłopcze pocieszał go Macro. To tylko smród.Staraj sięnie myśleć, skąd dochodzi.Zaraz opuścimy to miejsce.Katon zaczął się zastanawiać, jakim cudem jego centurion pozostaje obojętnynu otaczający ich chaos, lecz kiedy zauważył, że i on nerwowo przełyka ślinę,zrozumiał, iż nawet tak zaprawiony w bojach wiarus nie jest w stanie przejść doporządku dziennego nad okrutnymi pozostałościami po bitwie.Kolumna masze-rowała przez zrujnowane obozowisko w kompletnej ciszy przerywanej jedynieszczękiem oporządzenia i pokasływaniem najmniej odpornych na nieludzki odór.Gdy czoło szóstej wyszło za przeciwległy wał i znalazło się na otwartej prze-strzeni, Katon zrobił głęboki wydech, aby pozbyć się z płuc każdej drobinkicuchnącego powietrza. Już lepiej? zapytał Macro.Option skinął głową. To zawsze tak wygląda? Przeważnie.Chyba że walczymy zimą.Obozowisko Brytów zostało daleko za nimi, teraz mieli okazję rozkoszowaćsię typowymi dla natury zapachami, które szybko zatarły w ich pamięci niedawnemęki.Ale nawet tutaj jak okiem sięgnąć widać było Siady potyczek, które stoczyłajazda ścigająca Brytów uchodzących w stronę Tamesis.Wszędzie widzieli po-rzuconą broń, martwe konie, powywracane rydwany i ciała leżące w stratowanejtrawie.W powietrzu słychać było głośne brzęczenie much krążących nad zwło-kami.Nad szlakiem, tuż nad ziemią, unosiła się lekka mgiełka, lecz jej pasemkarozstępowały się przed tysiącami ludzi maszerujących na spotkanie jednostekpomocniczych i jazdy ścigającej wroga.Katon poczuł pierwszy cieplejszy powiew wiatru.Wiedział, że narastającyupał da mu się już wkrótce we znaki.Ciężkie wyposażenie, jakie miał na sobie teżprzyczyni się do tego.Już teraz rozległe oparzenia przysparzały mu niewyobra-żalnego bólu.Zdawał sobie sprawę, że przez najbliższe kilka dni nie zazna nawetchwili wytchnienia od tego piekła, a skoro nie było żadnego sposobu na jegouniknięcie, musiał przywyknąć.Skrzywił się mocno na tę myśl.W miarę jak słońce wspinało się na czyste błękitne niebo, cienie maszerują-cych legionistów kurczyły się, jakby topniały pod naporem rosnącego upału.Radosne rozmowy, toczone przez ludzi z samego rana, także cichły z wolna.Terazporozumiewano się co najwyżej krótkimi cichymi mruknięciami.Około południa,gdy czoło kolumny dotarło do szczytu niewielkiego wzgórza, legat nakazał postój.Legioniści najpierw odłożyli włócznie i tarcze na skraj drogi, a dopiero potemsami padli w trawę, by upić parę łyków wody z napełnionych przed świtem skó-rzanych manierek.Szósta centuria stanęła obok niewielkiego kręgu ciał tak Rzymian, jak iBrytów, ostatniego śladu po stoczonej minionego dnia potyczce.Dzisiaj szczękbroni nie zakłócał spokoju odpoczywających żołnierzy II Legionu.W oddali nierozbrzmiewały dzwięki trąbek i rogów.Zdawać się mogło, że rozgrywana przeddwoma dniami bitwa cofnęła się niczym fala odpływu, pozostawiając za sobąziemię usłaną ruinami i ciałami poległych.Katon poczuł nagle wielki niepokój ipragnienie, by poznać sytuację na ziemiach dzielących ich od wroga.Poskromiłchęć zapytania o to Macro, jako że centurion wiedział równie niewiele jak on i wnajlepszym wypadku mógł zgadywać, opierając się na doświadczeniu weteranainnych bitew.Z tego co Katon zdołał wyliczyć, legion przebył do tej pory osiem,może nawet dziewięć mil od przeprawy na rzece Mead Way, co oznaczało, że odTamesis dzieli go podobny dystans.A co będzie, gdy go pokonają? Kolejnekrwawe forsowanie rzeki? A może Brytowie wycofają się tak szybko, że niezdołają zorganizować nowej linii obrony?Trawiaste tereny ustępowały powoli o wiele gęstszym i wyższym krzewom,które otaczały szlak z obu stron.Zarośla te wiły się szerokimi krętymi pasmami ażpo horyzont.Jeśli przyjdzie nam walczyć w podobnym terenie, bitwa będzie wy-glądała zupełnie inaczej, uznał Katon.Zamiast jednego starcia czekać nas możeseria potyczek, w których obie strony będą sobie wyrębywały drogę przez gę-stwinę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]