[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.—Uśmiechnęła się ponuro.— Jestem w pułapce, choć zawsze zależało mi jedynie na dobrej rozmowie przy stole.Na mojej twarzy pojawił się grymas.—W tych czasach trudno uniknąć uwikłania w sprawy możnych.Czasami mam ochotę wyjechać z kraju.—Ja myślę o ucieczce do Lincolnshire, do rodzinnego majątku.Ale w przeciwieństwie do bratanka kocham Londyn.Sądzę, że hrabia wolałby, żebym pozostała w mieście, dopóki sprawa się nie wyjaśni.—Jestem podobnego zdania, pani.— Zawahałem się.— Rozmawiałem w łodzi z woźnymMarchamountem.—Widziałam, że obaj pochyliliście głowy.Jej wzrok nagle stał się czujny.— Czyżbyś sprawdzał, co ci rzekłam?—Tak, byłem zmuszony.Musisz to zrozumieć.Twarz jej poczerwieniała.—Sądziłam, że spędzę spokojny dzień na powietrzu.—Proszę, pani, przecież wiesz.Zacisnęła wargi.—Wiem? Czyż to takie dziwne, że miałam nadzieję na chwilę ciekawej rozmowy z inteligentnym kompanem po tym, jak odpowiedziałam na wszystkie jego pytania?Nie dałem się zbić z tropu.—Marchamount sprawiał wrażenie zdumionego, gdym rzekł, iż książę Norfolk dybie na twe ziemie.— Zawahałem się.— Mam wrażenie, że nie o tym rozmawiali przy stole, kiedy Norfolk zasugerował Marchamountowi, aby cię przycisnął.—Nie zaznam od ciebie spokoju? — zapytała miękkim głosem.Zamknęła na chwilę oczy, a następnie spojrzała na mnie gniewnie.— Matthew, przysięgłam na Biblię, że Norfolk nie pytał mnie o ogień grecki.Nie kłamałam.To prawda, że ma ochotę na moje ziemie.Od tego wszystko się zaczęło.—Opowiedz mi, pani.—To skomplikowana historia.Chodzi o sprawę rodzinną, która nie powinna cię zajmować.Nie ma ona żadnego związku z twoimi przeklętymi papierami i formułą.—Jesteś tego pewna, pani?—Tak.— Westchnęła znużona.— Więcej nie powiem, Matthew.— Uniosła dłoń.— Jeślichcesz, możesz to powtórzyć Cromwellowi.Otrzyma taką samą odpowiedź, jeśli mnie do siebie sprowadzi.Pewne sprawy muszą pozostać prywatne.Na mojej twarzy pojawił się grymas.—W tych czasach trudno uniknąć uwikłania w sprawy możnych.Czasami mam ochotę wyjechać z kraju.—Ja myślę o ucieczce do Lincolnshire, do rodzinnego majątku.Ale w przeciwieństwie do bratanka kocham Londyn.Sądzę, że hrabia wolałby, żebym pozostała w mieście, dopóki sprawa się nie wyjaśni.—Jestem podobnego zdania, pani.— Zawahałem się.— Rozmawiałem w łodzi z woźnymMarchamountem.—Widziałam, że obaj pochyliliście głowy.— Jej wzrok nagle stał się czujny.— Czyżbyś sprawdzał, co ci rzekłam?—Tak, byłem zmuszony.Musisz to zrozumieć.Twarz jej poczerwieniała.—Sądziłam, że spędzę spokojny dzień na powietrzu.—Proszę, pani, przecież wiesz.Zacisnęła wargi.—Wiem? Czyż to takie dziwne, że miałam nadzieję na chwilę ciekawej rozmowy z inteligentnym kompanem po tym, jak odpowiedziałam na wszystkie jego pytania?Nie dałem się zbić z tropu.—Marchamount sprawiał wrażenie zdumionego, gdym rzekł, iż książę Norfolk dybie na twe ziemie.— Zawahałem się.— Mam wrażenie, że nie o tym rozmawiali przy stole, kiedy Norfolk zasugerował Marchamountowi, aby cię przycisnął.—Nie zaznam od ciebie spokoju? — zapytała miękkim głosem.Zamknęła na chwilę oczy, a następnie spojrzała na mnie gniewnie.— Matthew, przysięgłam na Biblię, że Norfolk nie pytał mnie o ogień grecki.Nie kłamałam.To prawda, że ma ochotę na moje ziemie.Od tego wszystko się zaczęło.—Opowiedz mi, pani.—To skomplikowana historia.Chodzi o sprawę rodzinną, która nie powinna cię zajmować.Nie ma ona żadnego związku z twoimi przeklętymi papierami i formułą.—Jesteś tego pewna, pani?—Tak.— Westchnęła znużona.— Więcej nie powiem, Matthew.— Uniosła dłoń.— Jeślichcesz, możesz to powtórzyć Cromwellowi.Otrzyma taką samą odpowiedź, jeśli mnie do siebiesprowadzi.Pewne sprawy muszą pozostać prywatne.—Czasy prywatnych sprawarystokratycznych rodów minęły, pani.Doprowadziły one do wojny Lancasterów z Yorkami.Zwróciła ku mnie zmęczone oblicze.—Tak, dziś cała władza spoczywa w ręku dynastii Tudorów.Trudno jednak przyjmować z powagą dyktat króla, który jako głowa Kościoła wskazuje ludowi, jak ten ma się zwracać do Boga, podczas gdy sam prowadzi politykę pod wpływem namiętności.Mówiła łagodnie, lecz mimo to obejrzałem się nerwowo na jej sługi.Uśmiechnęła się żalem.—Od dzieciństwa wszędzie chodzę w towarzystwie sług.Wiem, jak ściszyć głos, aby nie usłyszeli.—To niebezpieczne słowa, lady Bryanston.—Szepczą o tym na ulicach.Ale masz rację, w dzisiejszych czasach trzeba zważać na to, co się mówi.Szliśmy przez chwilę w milczeniu.—Stałe towarzystwo służby bywa uciążliwe — rzekła nagle.— Często pragnę, aby byli daleko.Pamiętam, że gdy byłam mała, matka zabrała mnie na dach naszego domu.Pokazała mi wszystkie pola i lasy rozciągające się wokół domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]