[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przesuwał dłonie po sinobladejskórze malca, gładził przez chwilę jego zapadłe policzki i z uśmiechem spoglądał w164przestraszone oczy.Nawet stary Woller musiał przyznać, że nie było w tym nic, co byprzywodziło na myśl wiedzmy i demony.W pokoju panowała cisza.Gospodarz także siedział bez ruchu.Jedyne, co zakłócało spokój,to chrobot łyżki w naczyniu, w którym Mattias mieszał swoją miksturę, i kroki dziewczyny,która przyniosła gorącą wodę.Wkrótce lekarstwo było gotowe.- Najlepiej, żebyś dała to dziecku sama - zwrócił się Mattias do matki.Usłuchała natychmiast.Mały połykał obojętnie, ledwie otwierając drobne usta.Niklas przezcały czas nie odrywał od niego rąk.Gdy chłopiec zjadł wszystko, matka wyprostowała się i powiedziała:- Zaraz pewnie wszystko zwróci, trzeba tylko poczekać.- Długo to zwykle trwa? - spytał Mattias.- Nie, już powinno się zaczynać.Czekali, ale nic się nie stało.- A reszta, to trochę, co zostaje, przelatuje przez niego w pieluchy - dodała matka zwestchnieniem.Znowu chwilę czekali.- Czy on siada?- Tak, ale trzeba go podpierać.Jest za słaby.- To podnieś go! Tak będzie mu lepiej po jedzeniu.- Ale on zaraz wszystko zwymiotuje.- Musimy spróbować.Matka ujęła maleńką istotkę pod paszki.Odnosiła się do synka z największą czułością imiłością.Chłopczykowi odbiło się lekko.- No tak.- przestraszyła się matka.- Tak się zawsze.165- Może lepiej, żebym ja się znowu nim zajął - powiedział Niklas i wziął chłopca w ramiona.-Jeszcze nie skończyłem.Jak mu na imię?- Erling - szepnęła matka nieśmiało.- Cześć, Erling - Niklas uśmiechał się czule do malca.Trzymał go mocno pod pachy, boplecki dziecko miało wiotkie.Matka pojaśniała ze szczęścia i dumy, że ktoś tak się zajmujejej dzieckiem.Ręce Niklasa były ciepłe i delikatne, mocno trzymały małe ciałko.I nagle, kiwając niepewniegłówką, mały spojrzał w stronę matki.Dostrzegł znajomą twarz pośród tylu obcych iuśmiechnął się słabiutko, jakby brakowało mu wprawy.- On się śmieje! - zawołała matka.- Erling się śmieje, ojcze! Nie robił tego od nie wiem jakdawna.- Po prostu nic go już nie boli - rzekł Mattias spokojnie.- Lekarstwo i ręce Niklasa zrobiłyswoje.Woller wstał.- Możecie sobie zabrać waszych krewnych - powiedział sucho i wyszedł z izby.Niklas oddał dziecko matce i także ruszył ku wyjściu, Mattias zaś pouczał ją jeszcze, jak mapostępować z chłopcem.W sieni na dole stary Woller z rozmachem otworzył drzwiwejściowe i wrzasnął do Branda:- Możecie iść! Nie będziemy więcej walczyć.Sam wrócił do swoich pokoi.Nie wiadomo, co miał zamiar robić.Na dziedzińcu zapanował chaos.Przybył asesor ze swymi ludzmi.Strażnicy Wollera, którzynie bardzo wiedzieli, jak się zachować, wpuścili ich za bramę, Niklas wyjaśnił, co się stało, ina wieść o tym Ludzie Lodu rzucili się uwolnić oboje więzniów.Asesor oświadczył, że takłatwo Woller nie uniknie odpowiedzialności za wszystkie swoje sprawki, i wszedł do domu, aGabriella głośno wzywała Villemo, która w końcu wyszła z jakiejś izby, wciąż z rękamiskrępowanymi na plecach, prowadzona przez dwóch strażników.- Gdzie jest Dominik? - dopytywała się żałośnie.- Tu - odparł jeden z nadzorców i otworzył jakieś drzwi.Dominik siedział skulony pod ścianą, związany, z pokrwawioną twarzą.Villemo padła przy nim na kolana i szeptała:166- Och, Dominiku!Nic jednak nie mogła zrobić, mając sama spętane ręce.Dominik spojrzał na nią i, choć cierpiał, twarz mu pojaśniała.- Villemo! - szepnął pełnym miłości głosem.Kaleb i Gabriella, Brand i Niklas i wszyscy, którzy przyszli, by ich uwolnić, zdrętwieli nadzwięk tych słów i spoglądali po sobie bezradnie.Na twarzach wszystkich malowało sięprzerażenie.Po chwili Gabriella pochyliła się z rozpaczą nad Villemo.Zaczęła rozwiązywać sznur narękach córki i podniosła ją, zanim ta zdążyła zbliżyć się do Dominika.- Chodz, Villemo - szeptała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]