[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jestem do pańskich usług odrzekł grzecznie de Bernis.Oddalili się w stronę skałpodwodnych. Mówiąc szczerze zaczął major jestem bardzo zmartwiony, że nie przestrzegasz już panporozumienia z hersztem korsarzy.Zadaję sobie pytanie, co stanie się z nami, z Priscillą chciałempowiedzieć, jeśli panu przydarzy się jakie nieszczęście? Czy pan przypuszczasz, że ja o tym nie myślałem? Tym lepiej.To mnie pociesza.Niezupełnie wszelako.Chciałbym panu na nowo postawićpytanie, na które pan już raz odmówiłeś odpowiedzi.Czas upływa i zbliża się dzień, kiedy Czarny Aabędz będzie gotów do spuszczenia na wodę.Nie myśli pan chyba o zabraniu nas napokład Centaura ? Miss Priscillą nie może się narażać na walkę morską. Możecie pozostać na wyspie, dopóki po was nie przypłynę podsunął de Bernis. A! zawołał major. Już o tym myślałem, ale.A jeżeli pan nie wróci? Co pan chcesz przez to powiedzieć? %7łe pan wystawia nas na poważne niebezpieczeństwo.i to podwójne: ze strony Hiszpanówi ze strony pańskich sojuszników.Po tym, co wczoraj zaszło między panem a tym łajdakiemLeachem. Co by pan zrobił na moim miejscu? Na honor! Nie zachowałbym się inaczej! A jednak obawiam się, że Leach przyczai się doczasu zdobycia galeonu.Dopiero wówczas poszuka okazji do zemsty.Pomyślałeś pan o tym?Francuz uśmiechnął się. Czy pan sobie wyobrażasz, że ja tak długo wiodłem awanturnicze życie flibustierów, abynie znać teraz prawd tak oczywistych?Zgnębiony major rzekł: A więc pan o tym myślałeś? Już na długo przed naszym wczorajszym nieporozumieniem.Wiem, że Leach nie mazamiaru dotrzymać obietnic.On chce mnie zabić i zabrać Priscillę natychmiast, jak tylko złotohiszpańskiego galeonu znajdzie się pod pokładem Czarnego Aabędzia. O Boże! wykrzyknął przygnębiony major. A więc.A więc.Pobladł straszliwie. Ale skoro jest aż tak. bąkał. Jak pan widzi, znam jego zamiary mówił z uśmiechem de Bernis a wypadki nierozwiną się być może tak, jak on się tego spodziewa.Ja również mam swój plan.Major zadumał się mozolnie. Niewątpliwie rzekł wreszcie myślisz pan o pozyskaniu sobie jego oficerów i częścizałogi? To co ja myślę, nie ma znaczenia.To co wiem ma.A ja wiem, że należy ufać tylko sobie.Jest to stare przyzwyczajenie, majorze.Anglik obserwował go uważnie i nie mógł nie podziwiać jego spokoju i stanowczości.Mimowszystko ten człowiek był godzien zaufania. Czy nie obawia się pan żadnej niespodzianki? zapytał. Owszem.Inaczej zresztą mógłbym coś zaniedbać.Nie lekceważę niczego, majorze.Dotychczas wydzielał mi pan skąpo swoje zaufanie.Wiem o tym.Niech pan wreszcie uwierzy,że głębokie przywiązanie, jakie odczuwam do Priscilli, jest gwarancją jej bezpieczeństwa.Noi pańskiego również.Przerwał ujrzawszy Piotra, który właśnie wychodził z lasu. O, Piotr! powiedział.Oddalił się szybkim krokiem pozostawiając majora w osłupieniu.Patrzył on za odchodzącymFrancuzem i mruczał półgłosem: głębokie przywiązanie, jakie odczuwam do Priscilli. A niech cię diabli porwą za ten bezwstyd! rzucił w duchu za odchodzącym.De Bernis nie wiedząc, że na nowo wzbudził gniew majora, przychwycił swego sługę, gdyten wchodził do namiotu.Zanim postawił mu pytanie, które drgało mu na wargach, Metysspojrzał nań smutno i z kwaśną miną. Nic powiedział żałobnym tonem.Francuz zmarszczył brwi. Do diabła! mruknął. To zaczyna być poważne.Nazajutrz rano de Bernis siedział blady i zamyślony na niewielkim pagórku w pewnejodległości od baraku.Zwrócony był w stronę Centaura , który ze zwiniętymi żaglami kołysałsię miękko w zatoce.Od samego rana wiała dość silna północna bryza poruszająca liśćmi palm, które szumiałyłagodnie.Z wybrzeża dochodziły głosy flibustierów, którzy natłuszczali kil CzarnegoAabędzia.Za trzy dni żaglowiec miał znalezć się znów na wodzie.Myśl ta nurtowała de Bernisatak dalece, że zaczął tracić swoją zwykłą ufność i pewność siebie.Piotra nie było.Od dwóch dni opuszczał obóz nie tylko rana, ale także po południu.Priscillazadawała sobie pytanie, co kryje się za jego znikaniem.%7łe musi mieć to jakieś znaczenie,przekonały ją wymijające odpowiedzi de Bernisa.Metys wracał zwykle koło południa, teraz zaś była zaledwie dziesiąta, a już zdyszany stałprzed Francuzem.Ten zerwał się na równe nogi i nim Piotr zdołał przemówić, chwycił go za rękęi pytał niemo wzrokiem.Piotr uśmiechnął się i skinął potakująco. Nareszcie przemówił są! Czy to pewne? pytał de Bernis tonem człowieka, który nie wierzy własnym uszom. Niech pan idzie mówił Metys wyciągając z zanadrza lunetę, którą podał swemu panu.Obaj mężczyzni pospieszyli na skraj lasu.De Bernis kątem oka dostrzegł, że major pozostałprzy Priscilli.To go uspokoiło.Posuwali się szybko jeden za drugim ścieżką, która przecinaławyspę ze wschodu na zachód.W niecałe pół godziny osiągnęli zachodnie wybrzeżei zatrzymawszy się na paśmie piaszczystych pagórków, spoglądali na morze.O jakie cztery do pięciu mil od brzegu żeglowały niemal z wiatrem trzy wielkie okręty.DeBernis obserwował je uważnie przez lunetę.Nie miały żadnych bander, ale ich sylwetki niepozostawiały Francuzowi żadnej wątpliwości co do ich pochodzenia.Opuścił rękę.Uśmiechrozszerzył jego wargi, rozjaśniając poważne dotychczas oblicze.Stał jeszcze przez chwilęnieruchomo śledząc ruch żaglowców.Wreszcie poruszył się i jak człowiek, który powziąłpostanowienie powiedział: Za godzinę miną północny cypel wyspy.Chodz, nie mamy czasu do stracenia.Powrócili równie szybko, jak przyszli.Zaledwie godzina minęła od ich wyjścia, kiedywyłonili się z lasu.De Bernis oddał lunetę Piotrowi i wszedł do baraku, gdzie siedziała zajętaszyciem Priscilla.Obok niej zajmował miejsce major.Oboje podnieśli głowy.Francuz poszedł poswój rapier zawieszony na gwozdziu. Na cóż ta ostrożność? zapytała dziewczyna. Trzeba być zawsze gotowym powiedział przewieszając pendent przez ramię. Towywołuje szacunek i skłania ludzi do grzeczności.Uspokojeni tym wyjaśnieniem i swobodą Francuza, nie pytali więcej.Po wyjściu z baraku de Bernis zatrzymał się.Wiedząc dokąd i po co idzie, zapragnąłpożegnać się z Priscilla i dać majorowi ostatnie rady na wypadek nieszczęścia.Rozmyślił sięjednak i skierował do namiotu swojego sługi. Piotrze powiedział jeżeli zdarzy mi się jaki wypadek, czuwaj nad miss Priscilla.Potrafisz ją ocalić.W czarnych oczach Metysa pojawił się lęk. Pan idzie walczyć? Czy nic może poczekać pan jeszcze? Czy nic ma innego sposobu? Ten jest najpewniejszy.Piotrze.Muszę zresztą postąpić w ten sposób.Metys podniósł do ust dłoń swego pana. Niech pana Bóg zachowa szepnął.De Bernis położył rękę na pochylonej głowie Piotra. Bądz spokojny, mój synu.Poszedł szukać Toma Leacha.Kapitan w towarzystwie Wogana przechadzał się po wybrzeżu o jakie pięćdziesiąt krokówod obozu.Francuz pozdrowił ich ze stanowczym wyrazem twarzy.Pirat rzucił mu pogardliwespojrzenie. Czego tu chcesz? zaśmiał się szyderczo. Tego, co mi się podoba.Francuz udanym zaskoczeniem pokrywał swoje zadowolenie.Kapitan połknął haczyk i teraz,będzie parł do zwady
[ Pobierz całość w formacie PDF ]