[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okazało się, żeniepotrzebnie się martwili, ponieważ w poniedziałek rano Reynoldsczekał już przed wejściem na salę sądową.Wyglądał na zmęczonegopodróżą i nie był ubrany jak większość biegłych sądowych.Miał nasobie skórzaną kurtkę, a kiedy ją zdjął, ukazała się koszula w niebie-skie paski i krawat.Przez swoje półdługie siwe włosy sięgające do kołnierzyka męż-czyzna przypominał bardziej profesora literatury angielskiej niż leka-rza medycyny sądowej.Mógł się jednak pochwalić imponującymdoświadczeniem w swej wąskiej specjalizacji.Choć posiadał dyplominżyniera mechaniki Massachusetts Institute of Technology, po trzy-letniej służbie w jednostkach specjalnych armii USA, ZielonychBeretach, postanowił pójść na studia medyczne na University ofMiami.Staż odbył na patologii w Oregon Health Sciences Universityw Portland.Zaczął pracę w 1989 roku i od tamtej pory jest lekarzem medycy-ny sądowej dla ośmiu hrabstw stanów Waszyngton i Idaho.Wykonałponad dwa tysiące autopsji.Już na początku swego śledztwa Bar-bara Thompson zadzwoniła do Jeffreya Reynoldsa, prosząc o ocenęsprawy Rondy.Zgodził się przejrzeć gruby segregator z ogromnąilością informacji.- Gdyby powiedziano panu, że śmierć Rondy Reynolds to samo-bójstwo - zaczął Ferguson - zgodziłby się pan z tym?Zwiadek potarł czoło i lekko pokręcił głową.- To byłoby dość niezwykłe - odparł.- Kobiety rzadko strzelająsobie w głowę.Miał jednak inny powód, by wątpić we wnioski wyciągnięteprzez koronera i śledczych biura szeryfa.- Rana postrzałowa zadana samodzielnie prawie zawsze ma wy-lot po przeciwnej stronie głowy.W tym przypadku tak się nie stało.Kula, zamiast przeciąć środkową część mózgu, skierowała się w dół.- I to jest nietypowe? - upewnił się Ferguson.- To prawie niemożliwe, by ofiara strzelała do siebie pod takimkątem.Doktor Reynolds przyłożył nienaładowany pistolet do swej głowyw podobny sposób, jak robił to Marty Hayes.Jego nadgarstek wygiąłsię bardzo, kiedy próbował celować w dół i równocześnie w tył cza-szki zamiast prostopadle do skroni.Jego dłoń prawie dotykała przed-ramienia.- Nie zgadza się kąt toru kuli - zeznał, potwierdzając słowa Hay-esa.Patolog wyliczał inne aspekty strzału, który zabił Rondę, niepasu-jące do wersji samobójstwa.- Potrzeba ponad półtora kilograma siły nacisku na spust, aby tabroń wystrzeliła.Uważam, że z ręką w tak nienaturalnej pozycji niemogła tego zrobić.A wokół rany wlotowej pozostał wyrazny odcisklufy.- Czy po postrzale w głowę umiera się natychmiast?- Mózg zostaje uszkodzony przez kulę oraz gaz i gorące powie-trze, które za nią podążają.Przestaje działać natychmiast - odpowie-dział doktor Reynolds.- Człowiek nie jest w stanie wykonywać żad-nych ruchów, chociaż serce może jeszcze bić, nawet do piętnastuminut, wytłaczając krew z rany.Zwiadek dokładnie wyjaśnił przysięgłym zjawisko plam po-śmiertnych.- Krew spływa do najniżej położonych partii ciała i tam krzepnie,pozostawiając wyrazne plamy.Następnie - jak zdarzyło się w tymprzypadku - jeśli w kilka godzin po zgonie ciało zostanie ułożone winnej pozycji, występują plamy wtórne.W ten sposób otrzymujemypodwójny zarys plam pośmiertnych.- Ron Reynolds zeznał, że jego żona żyła jeszcze między 4.30 a5.00 rano i że na pogotowie zadzwonił o 6.20 - zaczął Ferguson.-Czy plamy mogły wystąpić już po półtorej godzinie?- Musiałaby nie żyć od co najmniej trzech godzin, aby utworzyłysię pierwsze trwałe plamy.- Czy koc elektryczny, którym była przykryta, mógł wpłynąć nastopień stężenia pośmiertnego?- Nie.Stężenie występuje, gdy mięśnie nie otrzymują tlenu.Zwykle pierwsze sztywnieją mięśnie szczęki, co następuje już podwóch godzinach.- Czy Ronda Reynolds miała ślady prochu na dłoniach?- Ależ skąd! - wykrzyknął Jeffrey Reynolds.- Na dłoniach nieznajdowały się żadne ślady wskazujące na to, że strzelała z bronipalnej.chyba że laboratorium się pomyliło.- Zupełnie nic?- Nic, co dowodziłoby, że palec ofiary pociągał za spust.- Uważa pan zatem, że ofiara nie zadała sobie sama tej rany?- Tak uważam.Nie widziałem jeszcze samobójstwa, w którymtor kuli nie przeciąłby centralnej części mózgu.- Jak oszacowałby pan czas zgonu Rondy Reynolds?- Cztery do sześciu godzin przed znalezieniem ciała.Oznaczało to, że kobieta zginęła między wpół do pierwszej awpół do trzeciej rano.f&f&f&Doktor Reynolds był niewygodnym świadkiem dla linii obronyTerry'ego Wilsona, ale Justice postanowił podważyć jego wnioskidotyczące czasu zgonu.- Jeśli stwierdzono utrwalenie się plam pośmiertnych okołosiódmej rano, to ile czasu upłynęło od momentu zgonu?- Trzy lub cztery godziny.Po raz kolejny padł najmocniejszy argument przeciwko Wilso-nowi, potwierdzający zarazem, że Ron Reynolds kłamał.W odpo-wiedzi na pytanie Johna Justice'a doktor Reynolds stwierdził, żeRonda musiała umrzeć zdecydowanie wcześniej, niż twierdził jejmąż - między drugą a trzecią nad ranem, a nie po piątej.%7ładna ze stron nie mogła wygłosić jednoznacznego sądu w kwe-stii śladowych ilości prochu na dłoni ofiary.Badania laboratoriumpolicyjnego nie wykazały obecności antymonu - co sugerowało brakśladów prochu.Proces wytoczony przez Barbarę Thompson Terry'emu Wilsono-wi dobiegał końca.Publiczność, dziennikarze i ławnicy czekali nie-cierpliwie na zeznania pozwanego.Chcieli również przekonać się,jaką taktykę obierze Justice, by udowodnić, że koroner nie zaniedbałswoich obowiązków.Przed przerwą obiadową przysięgli zgłosili jeszcze kilka wątpli-wości.Poprosili o ponowne pokazanie zdjęć Rondy leżącej na pod-łodze garderoby oraz o zbliżenia plam pośmiertnych na jej nogach.Powiedziano im, że będą mogli obejrzeć wszystkie dowody podczasnarady.- Czy jej palec wskazujący był posiniaczony, jak to bywa postrzelaniu? - spytał inny z ławników.- Nie.- Czy we krwi zmarłej znaleziono składniki jakichś leków?- Nie.f&f&f&Kiedy o 13.30 publiczność i uczestnicy procesu wrócili na salę, wpowietrzu wyczuwało się napięcie.Wszyscy zerkali w kierunku wej-ścia, czekając na pojawienie się Terry'ego Wilsona lub też CarmenBrunton.Jednak pozwany nie przyszedł.Carmen, Donna Wilson i jej przy-jaciółka zajęły swe stałe miejsca - Brunton przy stole strony pozwa-nej, a żona koronera i druga kobieta w pierwszej ławce za nią.Gdy sędzia Hicks zwrócił się do Johna Justice'a i poprosił o we-zwanie pierwszego świadka, ten odparł, że nie zamierza żadnychpowoływać.Przez salę przetoczył się stłumiony pomruk rozczaro-wania.Być może było to najmądrzejsze posunięcie.Terry Wilson niemusiał niczego udowadniać.To Barbara Thompson i Royce Fergu-son oraz ich świadkowie mieli dowieść swoich racji.Koroner poka-zał już, że nie musi nawet pojawiać się w sądzie, jeśli nie ma na toochoty.Jeszcze mniej prawdopodobne, by zechciał się poddać prze-słuchaniu przez prawnika strony przeciwnej.Justice na pewno musiał rozważać powołanie Carmen, ponieważod samego początku brała udział w postępowaniu w sprawie Rondy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]