[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było to dla mojej matki łatwe, ponieważ nie prowadziła samochodu, ale nie przygotowała się jeszcze do tego, byprzekazać swojemu mężowi wiadomość, że ich córka wracaznowu do domu.Obawiała się awantur, które mogły wybuchnąć, kiedy ojciec będzie zadawał pytania, na które ona na razie nie znała odpowiedzi, i jego wzburzenia, kiedy będzieprotestował, widząc, jak tracę aureolę, którą już rysował wokół mojej głowy.Zamówiła taksówkę na własny koszt.Nieposiadałam się z radości, widząc ją i widząc, że cieszy się namój widok; bardziej się cieszy, niż jest zdezorientowana czyzmartwiona moim coraz bliższym odejściem z życia zakonnego.Był maj, bardzo zimny.Potrzebowałam płaszcza, którykosztował 45 dolarów.Oprócz tego pieniędzy starczyło nakapelusz, rękawiczki, buty, bieliznę i jedną sukienkę.Moja rodzina mieszkała w Kew, więc to tam udałyśmy sięna zakupy - nie najtańsze miejsce, ale tego nie mogłam wiedzieć! Matka musiała uznać, że dom towarowy czy sklepz używanymi rzeczami nie nadają się do tego, by zakonnicazdejmowała welon i habit i przymierzała ubrania.Tak więczamiast szokować szarych ludzi, przyprawiałyśmy o atakinerwowe właścicieli butików, kiedy spod mojej świętej czerni wyłaniało się ciało oraz krótkie włosy, a my udawałyśmy,że to dla nas coś powszedniego.Sukienka, którą wybrałam, miała kolor nieba, biały kołnierzyk i pasek.Podświadomie wybrałam kolory Dzieci Maryi, które nosiłam jako dziewczynka.Uszyto ją z grubego, dosyć sztywnego poliestru, a rąbek sięga! trochę za kolano.Matka prowincjonalna w Genazzano poprosiła, żebyśmypokazały jej nasze zakupy, razem z pokwitowaniami.Taskwaszona kobieta skrzyczała nas, nie robiąc różnicy międzymoją matką a mną, że wydałyśmy tak dużo pieniędzy na jedną rzecz, na płaszcz.Dała nam wyraznie do zrozumienia, żenie będzie żadnej więcej pomocy finansowej na ubrania czycokolwiek innego.- Proszę podziękować, Carlo, i zejść mi z oczu, ponieważzniszczyłaś moją wiarę, że do czegoś takiego nigdy dojść niemoże.%7łegnam, pani van Raay, żegnam." " "List z Watykanu można streścić krótko: Idz, Carlo, idz!".Przyszedł w sześć tygodni po tym, jak wysłałam swój listi był napisany po łacinie, której odcyfrowaniem po dziś dzieńnie zawracałam sobie głowy.Wysłano mnie na górę do mojego pokoju, żebym zdjęła habit.Zostawiałam wszystko pozakilkoma przyborami toaletowymi i modlitewnikami.Rytuał zdejmowania habitu niespodziewanie mnie poruszył.Po raz ostatni odkładałam welonik, zauważając przytym, że włosy odrosły mi jak u chłopaka.Zapakowałam modlitewnik i pod wpływem chwili ten solidny, wierny bicz, poktórym widać było, że go używałam.Nie miałam najmniejszego zamiaru ponownie go użyć, ale nikt inny by go niechciał!Kiedy schodziłam po szerokich krętych schodach zwyklezastrzeżonych dla klasztornej arystokracji, w cywilnym ubraniu, niosąc małą brązową walizeczkę, wszystkie zakonnicez Vaucluse stanęły w szeregu, by mnie pożegnać.Zapamiętałam na zawsze tę scenę: twarze odwracały się w moją stronęz nadzieją, że będzie po nich widać, do jakich aniołów należą.Wzruszona byłam, że pragną pożegnać mnie szczerym ser-cem, chociaż nie należałam do ich społeczności.Każda serdecznie ściskała moją dłoń i kiedy ją mijałam, wypowiadałajakieś dodające otuchy słowa.Tylko siostra Anthony, mojapani od matematyki sprzed lat, nie zdołała się powstrzymać.- Niech ci Bóg wybaczy! - wyrwało jej się.- Teraz widzisz,jakie są owoce nieposłuszeństwa!Inne zakonnice mamrotały z dezaprobatą na jej wybuch.- Nie zwracaj uwagi, Carlo.Czułość, jaką mnie otoczyły, kompletnie mnie zaskoczyła.Nie przywykłam do tego, by znajdować się w centrum serdecznej uwagi.Tego dnia życzliwość ich pożegnania byłabłogosławieństwem, którego aż do bólu potrzebowałam.Niepozwoliła, by całe moje serce wypełnił smutek, że mnie odrzucono
[ Pobierz całość w formacie PDF ]