[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Instytucje sąumarłe, nie żywe; mogą rządzić krajami bezpiecznymi na granicy, ale nie narodem powstają-cym, ale nie tą bolesną konwulsją narodu, która się zowie w s k r z e s z e n i e m.Zdaniemmoim, daleko właściwiej było, gdy jeden człowiek chybił, poszukać innego człowieka i jemu144równie jak pierwszemu zaufać; gdyby zaś i ten drugi chybił, poszukać trzeciego, i tak iśćwciąż w wierze niezachwianej od jednych wstrząśnień do drugich, od jednych klęsk do dru-gich, od jednych przepaści do drugich, aż póki by się na koniec nie znalazł u steru rzeczy mążprzyodziany jasnością wojenną, godzien zasłynąć w potomnych czasach.Bo zważmy to pilniei wnukom naszym przekażmy puścizną: co człowiek zepsuje, to człowiek naprawi, to wresz-cie potem w swej porze naprawić zdoła instytucja; ale co instytucja raz zepsuje, tego w po-wstaniu żaden człowiek, choćby był najdzielniejszy, bez z n i s z c z e n i a i n s t y t u c j inaprawić nie potrafi.Instytucje są umarłe i nieruchome; powstaniu ludzi trzeba; powstaniutrzeba rządu wypływającego z woli ludzkiej, nie z woli prawa, które jest nieżywe i nie marozumienia tak nadzwyczajnego stanu.Cóż by inaczej znaczyło to, co mówili w niebezpie-czeństwach Rzymianie, czym wzrośli: Habere ingenium in promptu 109?Instytucja powikłana jak chaos i jako mgła rozszerzona w powstaniu odziedziczyła spad-kiem jedynowładztwo żołnierza, owdowiałe, sponiewierane, zenerwowane, rozwolnione wewszystkich sprężynach, gdzie błędy i występki stanu zakorzeniły się głęboko i grasowały,gdzie już nic ani prostego, ani męskiego, ani wielkiego nie było, gdzie urosła w bezczynnościwaśń domowa, skąd się wzięło rozjątrzenie między braćmi.Sejm mógłże i czy powinien byłdalej przywodzić narodowi? Konwencja rządziła Francją w większych bez porównania nie-bezpieczeństwach.Konwencja stwarzała, żywiła i ubierała armie.Konwencja prowadziłaczternaście armij do boju, prowadziła je za rękę.Ale Konwencja, ten zbiór nadzwyczajnychludzi, którzy umierali na rusztowaniu, sięgała obłoków wierzchołkiem swoim, stąpała po tru-pach i brodziła we krwi.Ale o kilka kroków od Konwencji stała Skała Tarpejska, skąd trzebabyło rzucać się w przepaść i ginąć za każde głupstwo, za każdę złą wolę, za każdą nawet po-myłkę.Taka instytucja rodzi z siebie jak matka wypadki i położenia, a nie idzie za nimi jakżółw.Taka instytucja może prowadzić rewolucją za rękę jak wielką armią do boju.Sejm pol-ski nie był tą Konwencją, nie był tym zbiorem nadzwyczajnych ludzi.Miał on w sobie ludzizacnych, godnych obywateli; większość jego tchnęła niewątpliwie najlepszymi chęciami dlaojczyzny.Z tym wszystkim jako władza najwyższa stał ten sejm w głębi sceny.Wypadki zniego nie poszły, ale go tylko popychały.Wszystko, co się działo, działo się za sejmem, asejm musiał to odgadywać potem, wyrozumiewać, uznawać.Z tak niekorzystnego i nienatu-ralnego położenia władzy najwyższej względem sprawy narodu wypływały oczywiście mno-gie opóznienia, usterki, błędy, a Skały Tarpejskiej, która by je karała, nie było w Warszawie.Sesją izby poselskiej w dniu 19 stycznia stosownie do wezwania deputacji dozorczej otwo-rzoną znamionuje ambaras osób, które figurowały na posiedzeniu 20 grudnia.Ten zapał dlaChłopickiego, nie powściągniony jego wyznaniem wiary, w cóż się tedy obrócił? Miesiąctemu izba wetowała jednomyślnością dyktaturę; ten czas nie byłże stracony? Lecz sejm niechciał we własne wchodzić czynności; nie chciał samemu sobie zdać rachunku z tego, cozdziałał; nie życzył sobie nawet, aby mu na razie zdano sprawę z działań dyktatury oraz zpołożenia, w jakim się kraj znajdował w skutku tych działań.Szczególniej marszałek w wiel-kim się znajdował kłopocie.Lecz postanowił nadstarczyć śmiałością, miną, i tak właśnie,jakby żadna klęska nie dotknęła ojczyzny, letko sobie on ważył zawód zrządzony przez dyk-taturę, którą uchwalić p r z y m u s i ł izby sejmowe w grudniu.Mowa jego nie tylko niemaluje rzetelnego stanu rzeczy, nie tylko nie gani postępków Chłopickiego, ale przeciwnie,stara się je w części usprawiedliwić, w części nawet wyprowadzić z nich jakoweś dla dobrapublicznego korzyści. Czuł każden z nas rzekł marszałek z udanym, jak sądzę, zapałem kiedyśmy przed kilku tygodniami po raz pierwszy się zebrawszy w tym przybytku wolnościwładzę nieograniczoną jednemu poruczali, iż jeszcze sejm nie dokończył swego dzieła, iżprędzej czy pózniej zebrać się będzie miał obowiązek, aby ostatecznie o bycie Polski stano-wić.Chwila ta dzisiaj nadeszła, a chociaż mogłaby się n a p o z ó r s p ó z n i o n ą w y d a-109mieć dowcip w pogotowiu145w a ć, możemy sobie przyznać, i ż t e n c z a s p r z e r w y n i e b y ł s t r a c o n y. Wyli-cza potem Ostrowski zasługi kolegów swoich w tej sprawie, jako jedni czuwali nad dyktaturą,drudzy stosunki narodu zagraniczne rozważali, a trzeci we wszystkich zakątach Królestwazaszczepiali ducha zgody; powtórzywszy zaś dobitniej jeszcze, że czas przerwy nie był stra-cony , dobrodziejstwa dyktatury wysławia: grozne wojsk regularnych zdwojone zastępy,tworzące się codziennie jakby czarodziejską sztuką szyki nowe powstania, p o r z ą d e kp r z y w r ó c o n y we wszystkich gałęziach administracji, stan ze wszech miar świetny itd.Pominąwszy, że może i zdrowa polityka nie radziła ze względu na obcych wszystkiego wrzetelnym świetle wystawić, ubolewać jednak przychodzi, że tak cnotliwy człowiek, tak po-bożny Polak, nie mógł wynalezć w sobie dość ducha pokory, ducha religijnego do wyznania zcałą właściwą sobie chrześcijańską otwartością zaszłych ciężkich w sprawie narodowej uchy-bień, ale raczej uciekać się musi do marnych wykrętów, do jawnej nawet nieprawdy dlazmylenia publicznej uwagi, dla osłomenia siebie i drugich.Te grozne zdwojone wojsk regu-larnych zastępy były tylko w uściech marszałka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]